Uciekają od życia w toksyczne marzenia. Wielu z nich nie wie, czym jest MDD

Kacper Peresada
— Mam żonę — opowiada Paweł, którego spotkałem na jednym z popularnych forów dla inceli, którzy starają się zerwać ze swoją aktywną nienawiścią do kobiet. — Jesteśmy parą od dwóch lat, ale pobraliśmy się dopiero 6 miesięcy temu. Mamy dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę — opowiada. Jego życie wygląda normalnie z tej perspektywy. Niestety w całej tej historii jest jeden twist — jego rodzina istnieje tylko w jego wyobraźni.
Marzenia i wyobrażania stają się zbyt realne? To może być maladaptive daydreaming Andrew Spencer/Unsplash
Paweł wyjaśnia, że po tym, jak wraca do domu z pracy, siada w swojej kuchni i po prostu marzy. Nie są to jednak krótkie chwile wyobrażania sobie, że jest mistrzem świata w piłce nożnej.

Codziennie siada w bezruchu i wyobraża sobie przez kilka godzin swoje życie rodzinne z ukochaną żoną i dziećmi. Przyznaje, że nie wiedział, że w psychiatrii istnieje nazwa na jego zachowanie — maladaptive daydreaming disorder. To uzależnienie od marzeń.

Czy marzenia mogą być chorobą?

MDD nie jest uznawane przez żadne oficjalne stowarzyszenie psychiatryczne, jednak w sieci możemy znaleźć dziesiątki grup wsparcia, które starają się pomóc osobom cierpiącym w zakorzenianiu się w realnym świecie.


Wiele osób, które twierdzą, że zmagają się z MDD, podkreśla, że ich wyobraźnia jest tak realistyczna, że często odczuwają obecność wyobrażonego świata. Stymulacja tego typu jest na tyle pozytywna, że ludzie tacy, jak Paweł szybko uzależniają się od marzycielskiego haju.

— Zacząłem to robić, gdy miałem jakieś 8 lat — opowiada. Czasami przestawał robić cokolwiek i siadał w swoim pokoju i po prostu wyobrażał sobie lepsze życie. Z czasem jego wymysły stawały się coraz mniej bajkowe, a bardziej przyziemne. Lepsze oceny w szkole, dumni rodzice, dziewczyna, przyjaciele, świat, w którym czuje się popularny i szczęśliwy.
Paweł przyznaje, że jest incelem. Jednak nie chce nienawidzić kobiet, robi wszystko, aby nie obwiniać ich za swoją sytuację.

Rozmawiając z nim, bije z niego jednak niechęć do drugiej płci, jakby to kobiety były odpowiedzialne za to, że jest samotny i smutny. Podkreśla, że nie uważa się za przegrywa, wręcz przeciwnie. Niedługo skończy studia i powinien załapać się do dobrze płatnej pracy.

W jego opinii to będzie przepis na zdobycie żony. Skoro nie może żadnej kobiety uwieść swoją osobowością, pomogą mu pieniądze. W jego rozumieniu to one sprawią, że będzie atrakcyjnym kandydatem na partnera.

Ucieczka przed rzeczywistością

Według niego żaden człowiek nie jest w stanie być prawdziwie szczęśliwy, nie będąc w związku. Dlatego, gdy samotność zaczęła go przytłaczać, stworzył sobie kogoś, kto jest przy nim i go kocha. Przez długi czas uważał, że po prostu mu odbiło, ale gdy dowiedział się o MDD, uznał, że skoro nie jest jedyny, to nie jest z nim, aż tak źle.

Gdy pytam, czy planuje pójść do terapeuty, aby porozmawiać o problemach, które wiążą się z jego śnieniem, stara się nie odpowiadać. Gdy powtarzam to pytanie, widać, że nie chce poruszać tego tematu. Jakby terapia była czymś wstydliwym i umniejszającym mu.

Wyczuwam, że Paweł nie szanuje zarówno siebie, jak i innych. Uważa, że jest brzydki i ma beznadziejną osobowość. Ale za chwilę przerzuca winę za swoje kłopoty na brak wrażliwości ze strony innych. Wyjaśnia, że nie rozumie, dlaczego nikt nie widzi, jakim jest świetnym gościem. I że gdyby tylko dostał szansę, byłby wspaniałym mężem i przyjacielem.

Gdy pytam o to, jaka jest różnica między MDD a zwyczajnym marzeniem wyjaśnia, że w jego wypadku marzenia czasami zastępują prawdziwe życie. Woli zostać w domu, zamiast spróbować żyć. Woli "być ze swoją żoną", aż osiągnie według niego odpowiedni poziom finansowy, aby mieć szansę na szczęście.

Mam męża i świat równoległy

Ania ma 36 lat i prawdziwego męża i dwójkę dzieci, ale przyznaje, że ona również pozwala sobie odpływać do świata marzeń. Wszystko zaczęło się w drugiej klasie podstawówki i chociaż obiecywała sobie wielokrotnie, że w końcu przestanie, nigdy jej się nie udało. — Mówiłam sobie, że przestanę, jak będę miała 16 lat, potem 18, potem po licencjacie, ale to jest trochę, jak nałóg.

Wyjaśnia, że dla niej był to sposób na radzenie sobie z rodzinną traumą. Sposób na znalezienie świata, w którym wszystko się udawało i nic nie mogło jej skrzywdzić.

Przyznaje, że była przekonana, że jest szalona przez wiele lat. Gdy dowiedziała się o istnieniu MDD w wieku 28 lat, ułatwiło jej to zapanowanie nad marzeniami. Zaczęła pracować nad ograniczaniem czasu, który spędzała w świecie marzeń.

Jedną z niewielu prac, jakie powstały na temat MDD napisał zespół czterech polskich psychiatrów, którzy określili je mianem behawioralnego uzależnienia. Badacze wyjaśniają w niej, że często tego typu zachowania łączy się z nadużywaniem internetu i pornografii.. Zarazem nie da się jednoznacznie określić, czy jest to oddzielny syndrom choroby, czy raczej część innych zachowań.

Osoby, z którymi rozmawiam, podkreślają, że dla nich marzenia często pełnią funkcję radzenia sobie z przytłaczającymi je uczuciami.
Ania podkreśla, że nikt nie wie o tym, że czasami odpływa. Mówi o tym tylko w sieci. Wstydzi się tego. Nie chce, aby jej mąż myślał, że jest nieszczęśliwa z nim i musi tworzyć w głowie scenariusze, które spowodują, że życie wydaje jej się lepsze.

W sieci samo zdiagnozowanych osób cierpiących na MDD są tysiące. Najczęściej są to ludzie walczący z odrzuceniem, samotnością i traumami związanymi z dorastaniem. Pytanie, czy marzenie o lepszym życiu to coś złego. Czy może jest po prostu częścią bycia człowiekiem?

Od dziecka zasypiając, marzyłem o tym, że przeprowadza ze mną wywiad David Letterman. W samochodzie czasami sobie wyobrażam, że moje życie wygląda inaczej.

Czy to faktycznie choroba, czy po prostu ludzka chęć poznania czegoś nowego i spróbowania innego życia? Zawsze mówiono nam, że bycie marzycielem to nic złego. Dlaczego więc miałoby się to zmienić tylko dlatego, że dorośliśmy?

A może dojrzałość polega na tym, by latać, ale nie odrywać się od ziemi na niebezpieczną odległość?