– Dowiedziałem się, że nie mogę mieć dzieci, gdy miałem 29 lat – opowiada mi Michał. Wcześniej nie myślał tak naprawdę o tym, żeby być ojcem. Przyznaje, że nie planował dzieci, ale też nie był im przeciwny. – Uważałem, że jeśli zostanę ojcem, odnajdę się w tym.
Niestety okazało się, że choruje na zespół Klinefeltera. Wśród chorych jedynie 2% mężczyzn może mieć dzieci. Po otrzymaniu diagnozy zaczął brać leki, które dawały nadzieję, że być może jednak uda się cofnąć jego problem. W międzyczasie ożenił się ze swoją narzeczoną.
– Gdy już jesteś w takim związku, to zakładasz, że mimo wszystko uda się wam kiedyś zbudować pełną rodzinę – podkreśla. Jego żona od początku marzyła o dzieciach i chociaż miała świadomość, że Michał prawdopodobnie nie będzie w staniu jej ich dać, nie zostawiła go. Przynajmniej początkowo.
Gdy dowiadujesz się, że jesteś bezpłodny
Gdy skończył brać leki i otrzymał ostateczną informację, że nic się nie da zrobić, jego związek szybko zaczął się sypać. – Nigdy nie mówiliśmy na głos, że moja bezpłodność może mieć wpływ na to, co się między nami dzieje, ale chyba oboje to wiedzieliśmy – mówił Michał.
Rozwiedli się zaledwie rok po nieudanej kuracji. Przyznaje, że przez jakiś czas nie radził sobie z faktem, że "nie jest w pełni mężczyzną”. – Możesz udawać, że jesteś nowoczesnym człowiekiem i masz świadomość, że posiadanie potomstwa w żadnym stopniu nie jest wyznacznikiem tego, kim jesteś, ale czujesz się wybrakowany.
Fakt, że jego "słabość" doprowadziła do rozpadu związku z kobietą, którą kochał, był dla niego ciosem. Zwłaszcza że szukając nowej partnerki, często jego związki kończyły się w momencie, gdy przyznawał, że nie może mieć dzieci. Zresztą on też tego pragnął. Dlatego, gdy próbował kolejnych związków, coraz bardziej czuł pustkę, której bał się, że nigdy nie wypełni.
– Miałem dużo szczęścia, że po prostu spotkałem na swojej drodze kogoś, kto mnie z tego wyciągnął – przyznaje Michał.
Nie muszę produkować dzieci, aby być dobrym ojcem
Michał od półtora roku spotyka się z mamą 9-letniego Pawła. Przyznaje, że to właśnie syn jego dziewczyny pomógł mu spojrzeć na świat w inny sposób. Stał się ojcem, którym chciał być.
Wyjaśnia, że jego relacja z synem swojej dziewczyny pozwoliła mu szybko poradzić sobie z przykrymi uczuciami, z którymi musiał mierzyć się od lat. – Zaczynasz czuć się ojcem, gdy jesteś dla kogoś ważny, okazuje się, że nie musisz kogoś spłodzić, aby ta osoba była dla ciebie twoim dzieckiem – tłumaczy.
Według niego, chociaż początkowo trudna, bezpłodność nie jest niczym strasznym. Jeśli tylko masz ludzi, którzy cię wspierają. – Nie widzę niczego przerażającego w myśli, że miałbym adoptować dziecko – podkreśla. Uważa, że w zdrowym spojrzeniu na to, co go spotkało, pomógł mu związek z chłopcem, dla którego stał się tatą, mimo że nie łączą ich więzy krwi.
Chociaż na początku ich relacja nie była łatwa, z czasem obaj zaczęli się do siebie przekonywać. I mimo że nadal przed nimi daleko droga, to Michał twierdzi, że już teraz nie wyobraża sobie życia bez obecności Pawła.
"Bezpłodny czy płodny, nadal jestem sobą"
- Dla mnie bezpłodność była manną z nieba – przyznaje Tomek. On sam nigdy nie chciał mieć dzieci, dlatego, gdy okazało się, że nie może ich mieć, skakał z radości. Dla niego oznaczało to po prostu trochę łatwiejsze randkowanie. Zero ryzyka zajścia w ciążę i pewność, że nie będzie musiał być ojcem. Nie czuł nigdy, że brak posiadania dzieci jakkolwiek zmienia go jako człowieka.
Gdy pytam, co się stanie, jeśli kiedyś zachciałby dzieci, stwierdza, że są miliony takich, które potrzebują rodziców. Nie potrzebuje więc robić własnego. – Wiem, że adopcja nie jest łatwa, ale naprawdę brak dzieci nie powoduje, że jesteś kimś gorszym. Jestem szczęśliwy z tym, jak wygląda moje życie. Nie chcę go zmieniać.
Dodaje, że jedną z rzeczy, która go najbardziej raduje w bezpłodności, jest fakt, że gdy mówi o niej ludziom, wszyscy mu współczują. Gdy przez lata mówił o tym, że nie chce mieć dzieci, myśląc, że jest płodny, często musiał spędzić kilka godzin na rozmowie z ludźmi, którzy starali mu się wyjaśnić, że dzieci są wspaniałe i gdyby je miał, miałby inne podejście.
– Teraz wszyscy mi współczują i przepraszają, że w ogóle pytali – mówi z zadowoleniem.
Michał podkreśla, że dla niego współczucie był na początku jedną z najgorszych rzeczy. Zwłaszcza pierwsze rozmowy z przyjaciółmi, którzy starali się mu oferować rozwiązania, których i tak był w końcu świadom. – Każdy mówił mi o adopcji, o bankach sperm, jakbym był jakimś troglodytą, który żył pod kamieniem i nie wie, jak wygląda świat.
Przyznaje, że gdy dostał informację o tym, że nie będzie miał dzieci, potrzebował po prostu czasu i spokoju. Zrozumienia i poklepania po plecach, bez prób wyjaśniania mu, że gdzieś tam jest światełko w tunelu.
Chciał, aby znajomi powiedzieli, że mu współczują i tyle. – Każdy z czasem sobie musi z tym poradzić. Każdy musi zrozumieć, że bycie ojcem nie polega na zapłodnieniu kobiety, ale na wychowaniu dziecka w kochającym i wspierającym go domu. I tyle. I mam nadzieję, że jestem w stanie to zrobić.