wojsko żołnierz
Powrót obowiązkowej służby wojskowej jest nieunikniony –twierdzi Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych, gen. Maciej Klisz. fot. Pexels/Matthew Hintz
Reklama.

Kiedy niedawno premier Tusk ogłosił plan wprowadzenia powszechnych szkoleń wojskowych, wyraźnie zaznaczył, że nie jest to wstęp do przywrócenia obowiązkowej służby w armii. Podobne zapewnienia składał też szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Te plany mogą się jednak wkrótce zmienić. A to dlatego, że przywrócenia obowiązkowego poboru chcą dowódcy wojskowi. I to tacy, którzy pełnią najważniejsze funkcje w naszej armii.

Do wojska obowiązkowo

W tym gronie jest generał dywizji Maciej Klisz. Pełni funkcję Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, co oznacza, że jest jednym z najważniejszych oficerów w Wojsku Polskim. Podczas niedawnego wywiadu w programie "Fakty po Faktach" nie krył, że jego zdaniem planowane dobrowolne szkolenia są potrzebne, ale niewystarczające. – W trzy dni nie zrobimy żołnierza – stwierdził i dodał, że najbardziej podstawowe szkolenie powinno trwać minimum 40 dni. Tyle że na coś takiego na razie nie możemy sobie pozwolić, bo ludzie musieliby brać długie urlopy, co byłoby problemem dla wielu pracodawców.

Rozwiązaniem tego problemu może być według generała powrót do dawnego systemu, czyli przywrócenie zlikwidowanej ponad 15 lat temu zasadniczej służby wojskowej. I to nie jest opcja, ale konieczność. – Odpowiem jako żołnierz. Uważam, że nieuniknione jest odwieszenie służby wojskowej – powiedział Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych pytany o to, czy rząd powinien przywrócić obowiązkowy pobór do wojska. 

Generał Klisz przedstawił też dość precyzyjne szacunki tego, ile osób powinno "pójść w kamasze". Powołał się przy tym na przykład Finlandii, która ma zaledwie 5,5 miliona mieszkańców, z czego prawie milion to osoby po przeszkoleniu wojskowym. Żeby Polska miała podobny odsetek rezerwistów, szkolenie powinno przejść 7 milionów rezerwistów. – Jedyną metodą masowego szkolenia są obowiązkowe szkolenia. Na dzisiaj o tym nie mówimy, stąd są konstruowane pewne moduły szkoleniowe, dopasowane i odpowiednio dobrane do potencjalnych zdolności kandydatów do tego szkolenia – wyjaśnił.

Wojsko chce, politycy się wahają

"Na dzisiaj o tym nie mówimy" to słowa kluczowe. Jeśli mówi je tak ważny oficer, to znaczy, że pomysł jest wśród dowódców polskiej armii naprawdę poważnie rozważany. Generał Klisz nie jest z resztą jedynym wysokiej rangi dowódcą, który uważa za niezbędne przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej. Niedawno podobny postulat zgłosił były dowódca Wojsk Rakietowych i Artylerii Wojsk Lądowych, gen. Jarosław Kraszewski. On podał nawet konkretną propozycję czasu trwania takiej służby – młodzi mężczyźni trafialiby do koszar na pół roku. Według jego szacunków dzięki temu polska armia miałaby w rezerwie około 8 milionów mężczyzn.

Wnioski generałów Klisza i Kraszewskiego są bardzo podobne. Mocno jednak różnią się od tego, co zapowiadał Donald Tusk. Zdaniem premiera Polska potrzebuje mieć pół miliona żołnierzy, włącznie z dobrze przeszkolonymi żołnierzami. Wojskowi z kolei chcą, żeby samych rezerwistów było 7-8 milionów. A to raczej ich szacunki są bardziej wiarygodne. Co może oznaczać, że szef rządu za jakiś czas będzie jednak musiał podjąć niewygodną dla niego decyzję i przywrócić obowiązkową służbę wojskową.

Po raz ostatni Polacy byli obowiązkowo wcielani do wojska w 2008 roku. Potem utworzono armię zawodową i do służby wojskowej szli jedynie ochotnicy. Wcześniej kilka razy zmieniano czas trwania takiego szkolenia. Przez wiele lat młodzi mężczyźni spędzali w koszarach dwa lata, no chyba że dostali przydział do marynarki wojennej, wtedy wracali do domu po trzech latach. W 1990 roku zasadniczą służbę skrócono do 1,5 roku, a 14 lat później zmniejszono to do 11 miesięcy. Jeśli pobór teraz wróci, to prawdopodobnie czas pobytu w koszarach będzie jeszcze krótszy.

Źródło: "Fakty po Faktach" TVN

Czytaj także: