Zagrałem w grę o Janie Pawle II, którą stworzył MEiN. Wiara nie wystarczy, by to przetrwać

Kacper Peresada
"Dziedzictwo Kulturowe Jana Pawła II" to gra komputera, za którą zapłaciłeś właśnie ty, drogi czytelniku. Stworzona za nasze podatki gra jest idealnym przykładem tego, jak zerową świadomość otaczającego świata mają osoby zarządzające w tym momencie Ministerstwem Edukacji i Nauki.
Zagrałem w grę o Janie Pawle II, którą stworzył MEN. Drugi "Wiedźmin" to to nie jest fot. screen z gry

Gra o Janie Pawle II - recenzja

W Polsce od lat jedną z naszych eksportowych dum są gry komputerowe. Zarówno te wielkie tytuły jak "Wiedźmin" od CD Projekt, "Dead Light" od Techlandu, i jak choćby genialne "This War of Mine". Polski rząd zresztą mocno wspiera naszych deweloperów w tworzeniu tytułów, które zachwycają miliony graczy na świecie.
Czytaj także: Gry edukacyjne nie muszą być nudne! 7 tytułów, które sprawią, że nie oddacie dzieciom pada
Do wartości edukacyjnej gier nie powinno się nikogo przekonywać. Wystarcz spojrzeć na ostatnie odsłony "Assasin’s creed”, które oferowały możliwość zwiedzania Starożytnej Grecji i Rzymu i uczenia się o historii w 3D.


"This War of Mine" kilka miesięcy temu dołączyło do kanonu lektur szkolnych. Jeśli tylko dobrze poszukamy, znajdziemy wśród niedawno wydanych gier prawdziwe arcydzieła, które nie są prostą rozrywką, a wręcz przeciwnie. Pomagają młodym ludziom lepiej zrozumieć świat.

Nie dziwi więc, że wiele osób stara się wykorzystać gry komputerowe w nauce. Gdy rozpoczęła się pandemia, w sieci mogliśmy znaleźć nagrania nauczycieli, którzy wykorzystywali VR, aby uczyć dzieciaki w świecie gry "Half Life: Alyx".

Dlatego sam fakt, że Ministerstwo Edukacji próbuje tworzyć gry edukacyjne, nie jest powodem do śmiechu. Jednak jeśli odpalicie, którąkolwiek z nich, zapewniam was, że zrozumiecie, jak wielkim błędem było wydanie pieniędzy na ten twór.
fot. Screen z gry

Idealna gra, aby twoje dziecko nie chciało korzystać z komputera

Jeśli nienawidzicie gier i nic was tak nie wkurza, jak fakt, że wasze dziecko non stop siedzi przy komputerze, mam dla was rozwiązanie. Odpalcie mu "Dziedzictwo kulturowe Jana Pawła II". W ten sposób obrzydzicie mu prawdopodobnie wszystko, co ma jakikolwiek związek z gamingiem.

Zacznijmy od tego, że gra o Janie Pawle II to słaby pomysł sam w sobie. Prawda jest taka, że jeśli mamy się dowiedzieć czegoś o Karolu Wojtyle nie potrzebujemy do tego gier. Wystarczy film dokumentalny lub dobry artykuł.

Wydanie publicznych pieniędzy na stworzenie produkcji, która dosłownie niczego nie wnosi do życia młodego człowieka, jest z mojej perspektywy, czymś obraźliwym. Bo jakby nie patrzeć, ktoś wydał moje pieniądze na to, aby dzieci od 8 do 18 roku życia były uczone o głowie Kościoła, który nie ma w dzisiejszych czasach prawa bytu.

Oczywiście warto poświęcić na lekcji jedną albo dwie godziny Karolowi Wojtyle, aby przedstawić jego udział w historii naszego kraju, ale czy naprawdę potrzebujemy 18 poziomów, które trwają bez końca poświęcone jednej i to tak naprawdę średnio istotnej postaci w historii ludzkości?

Nie widzę jakoś na stronie MEiN 24 rozdziałów o Marie Curie-Skłodowskiej albo nawet o Chopinie. Za to Karol Wojtyła dostał tyle odcinków?

Gry edukacyjne powinny powstawać, ale nie takie

Oczywiście prawda jest taka, że gdyby gra stworzona przez MEiN była czymś fajnym – to pewnie bym tak nie narzekał. W końcu kto by nie chciał się wcielić w RPG-owego Karola Wojtyłę, który chodzi po Krakowie, gra w przedstawieniach i modlitwą nawraca niewiernych.

Zamiast many mielibyśmy siłę wiary, a zamiast potionsów jedlibyśmy kremówki. A tak dostaliśmy smutną prezentację w stylu power pointa, gdzie licealiści mają układać 9 częściowe puzzle zrobione ze zdjęcia Świętego Brata Alberta.

Tytuł rozpoczyna się w momencie narodzin Jana Pawła II. Dowiadujemy się istotnych faktów – gdzie się urodził, jak nazywało się jego przedszkole i czy był dobrym uczniem. Wszystko to podane w formie klikanej "gry”, w której jedyne co możemy robić, to wybierać pojedyncze słowa, grać w memory i układać wspomniane puzzle.
To jest zadanie dla uczniów szkół ponadpodstawowychfot. Screen z gry
W trakcie gry słuchamy muzyki, która po jakichś trzydziestu sekundach zaczyna doprowadzać człowieka do szaleństwa. Natrafienie na pierwsze błędy zajmuje przeciętnie w każdym rozdziale jakieś 15 sekund. A to nie załączy się audio, puzzle nie chcą się wczytać albo w pytaniu znajduje się literówka.

Czasami napisy się włączają, czasami nie. Najgorsze w tym jest jednak to, że nie jestem pewien czy tego typu sytuacje w grze są zamierzone, czy są błędami. W końcu robił to MEiN.

A czy ty wiesz, gdzie pielgrzymował Lolek?

Każdy rozdział rozpoczyna się filmikiem, w którym narrator przybliża nam to, co nas czeka. W wypadku gier dla dzieci trwają one zaledwie kilka sekund i można je skipować. Uczniowie nie mają już tyle szczęścia.

Moim ulubionym rozdziałem był ten o Światowych Dniach Młodzieży. Autorzy z jakiegoś powodu doszli do wniosku, że warto wymienić każde miasto, w którym te się odbywały, aby potem pytać ludzi na temat tych krajów. I miałoby to sens, gdyby nie fakt, że pytania (jest to rozdział dla licealistów) są albo na żenującym poziomie (np. gdzie znajduje się Buenos Aires) albo dotyczą religii i Kościoła, co nie okłamujmy się – nikogo nie powinno interesować w produkcji stworzonej przez świeckie Ministerstwo Edukacji Narodowej.

Solidnym rozdziałem jest również ten o filozofii. Jak możecie się domyślić, nie ma tam raczej dyskusji o Kierkegaardzie czy Heglu, ale za to poznajemy tytuły czterech książek św. Jana od Krzyża.
Polska trudny językfot. Screen z gry

Czary, mary, jesteś ateistą

Powiem szczerze, że nie widzę na świecie nikogo, kto mógłby uznać, że produkcja MEiN jest czymś dobrym. Wiara i religijność nie wystarczą, by przez to przebrnąć. To po prostu nudne.

Sam byłem BARDZO wierzącym katolikiem, gdy byłem dzieckiem. Na tyle wierzącym, że wygrałem konkurs wiedzy o Radiu Maryja na dziesiątą rocznicę powstania tej radiostacji. Ale gdy odwiedzałem mojego kuzyna, który miał komputer, nigdy w życiu nie odpaliliśmy żadnego tytułu na temat Jezusa, które namiętnie kupował mu jego tata. Zawsze graliśmy w Fifę.

Nie wystarczy wsadzić czegoś ultra nudnego w formę klikalną, aby magicznie zmienić to w coś interesującego. Gry potrzebują struktury, scenariusza, przemyślanego game planu. Moduł o Janie Paweł II w grze edukacyjnej "Godność, wolność i niepodległość” nie posiada żadnej z tych rzeczy.
Czytaj także: Zapytałem buddystę, żyda i ateistę o to, jak rozmawiają z dziećmi o Bogu. Oto co mi powiedzieli