Gdy co jakiś czas w sieci pojawiają się kolejne artykuły o Tadeuszu Rydzyku, przypominam sobie czasy, gdy słuchałem jego rozgłośni - byłem dzieckiem i gigantycznym fanem jego osoby. Rydzyk miał (i zapewne nadal ma) w sobie umiejętność zjednywania ludzi, której nie spotkałem u żadnego innego człowieka. Pamięć do imion, twarzy, faktów, które wykorzystywał, aby dać każdemu słuchaczowi poczucie, że ten "wielki człowiek" doskonale wie, kim jesteś. A przecież jesteś w końcu maluczkim, nic nieznaczącym chłopcem, który tylko chciałby być zauważony przez swojego sensei.
Radio Maryja było katolickim głosem w moim domu przez wiele lat mojego dzieciństwa. Dorastałem z nim, twierdząc, że jest to solidna rozgłośnia z interesującymi dyskusjami na temat polityki, religii i ogólnie… życia. Byłem zajadłym słuchaczem, który nie tylko siedział przy radioodbiorniku, ale również dzwonił i dyskutował razem z prowadzącymi na temat tego, czym jest patriotyzm i wiara.
Byłem więc całkiem mocno wkręcony w świat Radia Maryja. Jeździłem na pielgrzymki do Częstochowy z Rodziną Radia Maryja i do Torunia na wycieczki, aby oglądać rozgłośnię od środka. Brałem też udział w spotkaniach z okazji urodzin radiostacji. I właśnie wtedy, uczestnicząc w eventach powiązanych z rozgłośnią, miałem okazję spotkać ojca Tadeusza Rydzyka, człowieka, który w oczach słuchaczy był największym celebrytą na świecie.
W moim domu zaczęto słuchać Rydzyka i spółki w momencie, gdy mój ojciec odnalazł Boga. Po latach życia w grzechu, bycia alkoholikiem, po zaliczonym rozwodzie i wielu historiach, których się wstydził, mój tata, w końcu stwierdził, że rozwiązaniem jego problemów będzie przesadna wiara w Jezusa. Oczywiście za tym, że mój ojciec się nawrócił, szedł fakt, że ja również musiałem być bardzo wierzący.
Doprowadziło to do tego, że mój starszy brat poszedł do niższego seminarium duchownego (czyli do liceum dla potencjalnych księży) w Niepokalanowie, a spełnieniem marzeń o mojej edukacji było chodzenie do szkoły sióstr Felicjanek. Dodajmy do tego Oazę, której byłem aktywnym członkiem, Rycerstwo Niepokalanej, na którego rekolekcje jeździłem do Niepokalanowa. Wszystko to powodowało, że byłem bardzo "jezusowaty".
Rydzyk - przyjaciel każdego
Mimo Oazy i Klubu Inteligencji Katolickiej to jednak Radio Maryja zawsze było numerem jeden. Moja fascynacja audycjami była nienasycona. Na tyle, że chętnie dzwoniłem do stacji, aby wspólnie odmówić różaniec albo żeby dyskutować na temat marnego tłumaczenia "Ojcze Nasz”, w którym mówimy: "I nie wódź nas na pokuszenie", a przecież Bóg nie wodzi, jedynie szatan jest fujka.
Ważne jednak w Radiu Maryja było to, że nie mówiono jedynie o religii, ale również o polityce. Dla dziecka, takiego jak ja, które stara się być nad wyraz poważne, słuchanie wieczornych Rozmów Niedokończonych (z reprezentacją polityków z najbardziej prawych odnóg światopoglądowych) było, jak otwarcie wrót do dorosłości. Możliwość słuchania, jak to świat powoli dąży ku samozagładzie, przez fakt odchodzenia od Boga, było dla mnie czymś w rodzaju intelektualnego porno.
Zresztą moja ulubiona książka z tamtych czasów "Cywilizacja Śmierci" niczym nie różniła się od tanich horrorów. Krwawe zdjęcia płodów, okładki zespołów metalowych, historie o grzechu i morderczych satanistach były po prostu ekscytujące. A że nie czytało się ich jako bajek dla kretynów, a raczej jak literaturę faktu, było to jeszcze bardziej wciągające. W końcu kto nie kocha strasznych legend miejskich?
Jakim człowiekiem jest Tadeusz Rydzyk?
Pierwszy raz spotkałem Tadeusz Rydzyka na terenie radia. Byłem na wycieczce razem ze znajomą moich rodziców, która osobiście znała Rydzyka, co zaowocowało audiencją u króla polskich mediów katolickich. Gdy podszedłem do niego i się przedstawiłem, powiedział, że jestem tym chłopcem, który często dzwoni do radia i dyskutuje na różne młodzieżowe tematy. Pamiętam doskonale moje zdziwienie, ponieważ Radia Maryja słuchały wtedy setki tysięcy ludzi, a mimo to, ten facet wiedział, kim jestem. 10-latek z Warszawy, który po prostu czasami dzwonił pogadać o Jezusie.
Tadeusz Rydzyk zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Z perspektywy czasu wiem, że pewnie ktoś szepnął mu informacje do ucha (zapewne znajoma moich rodziców), ale w tamtym momencie byłem w szoku i pełen szacunku do faceta, który umiał zapamiętać swoich słuchaczy.
Gdy mój ojciec umarł, w trakcie pogrzebu ta sama znajoma zatrzymała mnie przy bramie głównej na Cmentarzu Powązkowskim, aby wręczyć mi do ręki telegram napisany przez Rydzyka. Składał w nim kondolencje całej naszej rodzinie. Pamiętam, pod jakim wrażeniem byliśmy razem z moją matką. W końcu ktoś tak ważny, gdy dowiedział się, że umarł mój ojciec, postanowił do mnie napisać, pokazać, że o mnie pamięta.
Rydzyk nie zapomina
Podobnie było w trakcie pielgrzymki Przyjaciół Radia Maryja. Spotkałem Rydzyka po raz kolejny, a on przypomniał mi, że dzwoniłem kiedyś do radiostacji i rozmawiałem na temat wspomnianego tłumaczenia "Ojcze Nasz". Każdy mój kontakt z tym człowiekiem opierał się na wielkim zafascynowaniu nim, faktem, że mnie rozpoznawał i założeniu, że wie dokładnie, kim jest każdy słuchacz Radia Maryja.
Na tym zresztą opiera się kult jego osoby wśród wiernych słuchaczy. Oni nie widzą w nim właściciela radia, oni widzą w nim przyjaciela, kolegę, osobę bliską, której zależy na ich dobrobycie. Dlatego, gdy słyszą z jego ust, że każdemu zdarza się zgrzeszyć nawet księżom pedofilom, potakują jedynie głowami, bo przecież... kto by nie chciał bronić swojego najlepszego kumpla?
W 2001 roku stacja świętowała 10 rocznicę istnienia. Z tej okazji zorganizowano "Konkurs Wiedzy o Radiu Maryja" podzielony na trzy kategorie wiekowe. Oprócz odpowiedzenia na serię pytań każdy uczestnik musiał wysłać scenariusz audycji, jaką on sam chciałby poprowadzić. Oczywiście wziąłem w nim udział.
W mojej audycji tematem głównym była młodzieżowa muzyka katolicka, w której mówiłem o Armii i o 2 TM 2,3. Konkurs wygrałem, co w tym momencie pozostało dla mnie całkiem solidną anegdotą. Nie każdy może powiedzieć, że wygrał coś z okazji 10 urodzin Radia Maryja. W nagrodę zostałem zaproszony, aby wziąć udział w audycji, do czego niestety nie doszło, gdyż Poczta Polska doręczyła list z opóźnieniem. Moja matka stwierdziła wtedy, że to pewnie spisek przeciwko jedynemu prawdziwemu polskiemu radiu, gdyż list z Radia Maryja szedł kilkanaście dni, a normalne listy dwa. Wierzyłem w tę logikę. Bo przez lata Radio Maryja uczyło mnie, że jestem nieustannie narażony na atak mrocznych sił.
Uwaga na Żydów i masonów
W audycjach, których słuchałem, byłem uczony o masonerii przejmującej kontrolę nad Polską (pozdrawiam naczelnego masona Andrzeja Olechowskiego, który był nienawidzony w kręgach radiomaryjnych), o Żydach (polecam wszystkim sprawdzenie DWÓCH tomów książki pod tytułem "Judeopolonia") i ogólnie o tym, że Polska dla katolików.
Jedną z niewielu osób, które dbały o moje bezpieczeństwo był oczywiście ojciec Rydzyk. Mój przyjaciel, kumpel, który wiedział, kim jestem. I tym kumplem pozostał przez wiele lat. Aż w końcu dorosłem i przestałem przejmować się opiniami typa w sukience, który wyciągał setki złotych od starych ludzi, tylko po to, aby samemu śmigać w Maybachu.
Jednak zawsze, gdy rozmawiam z ludźmi o "Ojcu Dyrektorze", podkreślam, że nikogo nie powinno dziwić, jak daleko zaszedł. Ponieważ tak jak najlepsi PR-owcy, politycy czy socjopaci w stylu Jasona Batemana Rydzyk umie spowodować, że czujesz się przy nim ważny i wyjątkowy. A trudno nie bronić kogoś takiego. Rydzyk jest jedną z najbardziej fascynujących postaci, jakie poznałem w życiu. I jedno wiem na pewno, trzeba na niego uważać, bo tak jak w wypadku wielu kultów, łatwo jest się zagubić w świecie, który należy do Ojca Dyrektora.