Koniec z budowaniem domów w tych miejscach. Rząd zapowiada "twardy zakaz"
Stare porzekadło głosi, że Polak staje się mądry dopiero po szkodzie. Nawet jeśli tak jest, to ta mądrość z czasem jednak gdzieś się ulatnia. Niedawna powódź pokazała bowiem, że chyba jednak nie wyciągnęliśmy dostatecznych wniosków z kataklizmu, który dotknął nasz kraj w 1997.
Teren zalewowy? No i co z tego
Po tamtej powodzi wielu ekspertów wskazywało, że rozmiar zniszczeń byłby mniejszy, gdyby nie trwająca latami praktyka stawiania domów, a nawet całych osiedli mieszkaniowych, na terenach zalewowych. Najczęściej wskazywanym przykładem był Wrocław i osiedla, które według starych, jeszcze przedwojennych, planów zabudowy przestrzennej, powstały na obszarach zagrożonych powodzią.
Czy tamten kataklizm czegoś nas nauczył w tej kwestii? Otóż nie. Przeprowadzona dwa lata temu kontrola NIK wykazała, że proceder zabudowywania terenów narażonych na powódź kwitnie w najlepsze. A przepisy regulujące tę sprawę są nagminnie ignorowane. Efekt był taki, że wiele inwestycji powstało mimo negatywnej opinii ekspertów Wód Polskich, czyli instytucji mającej m.in. dbać o bezpieczeństwo przeciwpowodziowe.
Ludziom, którzy chcą mieszkać w takich miejscach trudno się dziwić. Któż nie chciałby mieć domu czy mieszkania z pięknym widokiem na szemrzącą za oknem rzekę. No a jak jest popyt, to jest i podaż, stąd pewnie taka beztroska w wydawaniu pozwoleń na budowę na terenach zalewowych. Jak kosztowna była ta beztroska, pokazała niedawna powódź.
Z dala od rzeki
Teraz, jako że jesteśmy świeżo po szkodzie, powstał pomysł ukrócenia tego procederu. Ujawniła go w wywiadzie dla TVP Info szefowa resortu klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska. – Nie może być tak, że Wody Polskie wydają zakaz budowy, a samorządowcy, obchodząc prawo, wydają pozwolenia. Trzeba pójść w stronę twardego zakazu zabudowania terenów zalewowych, ale nie dlatego, że tak myśli minister klimatu i środowiska, jakiś klimatolog, tylko żeby chronić życie i zdrowie ludzi – powiedziała ministra. Nie zdradziła jednak, jak ów "twardy zakaz" będzie wyglądał i kto będzie go egzekwował.
Zmiany przepisów są konieczne z prostego powodu. Wielu naukowców przestrzega, że gwałtowne zjawiska atmosferyczne, takie jak niedawne obfite ulewy, będą się powtarzać. Co oznacza, że kolejna wielka powódź może nastąpić szybciej, niż się spodziewamy. A miejsc, w których może być niebezpiecznie, jest w Polsce sporo. Niedawno zespół hydrologów PAN sporządził listę rzek o najwyższym ryzyku wystąpienia powodzi. Zawiera ona aż 22 miejsca, w których podczas obfitych ulew może dojść do powtórki z tego, co niedawno działo się na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie.
Opracowanie zapowiedzianych przez ministrę Hennig-Kloskę przepisów zapewne zajmie parę miesięcy. Ale tak naprawdę nie trzeba na nie czekać, żeby w przyszłości uniknąć dramatu. Wystarczy do tego zdrowy rozsądek. Jeśli planujesz budować dom w pobliżu rzeki albo kupić mieszkanie na nowym osiedlu, to po prostu sprawdź w urzędzie gminy, czy nie zamierzasz właśnie zamieszkać na terenach zalewowych. Wymaga to trochę wysiłku, bo budujący osiedle deweloper nie będzie się chwalił tym, że ominął przepisy, ale można się tego dowiedzieć. I warto to zrobić, żeby mądrym przed szkodą.
Źródło: TVP Info
Czytaj także: https://dadhero.pl/294338,beda-kolejne-powodzie-naukowcy-nie-maja-watpliwosci-grozne-sa-az-22-rzeki