Kiedyś śmiałem się z ojca, a dziś robię to samo. 4 dziwactwa, które ujawniają się z wiekiem
Pudełko z kablami
Długie i krótkie, grube i cieniutkie. Wszystkie ładnie zwinięte, równiutko poukładane i gotowe do użycia. Problem w tym, że nie bardzo wiadomo, do czego ich użyć. Komputera, odtwarzacza, telewizora, do których pasowały, już dawno nie masz. Albo masz, ale z kablem. Ale jak żona mówi, żebyś tę kolekcję wyrzucił, to patrzysz na nią, jak na kosmitę. Jakby ci powiedziała, żebyś nie ubierał choinki na Boże Narodzenie. Przecież to tradycja.
A poza tym kable wyrzucić żal. Ba, nawet grzech. Co będzie, jak jakiś kabel się przetrze albo przegryzie go pies, którego jeszcze nie masz? Życie jest nieprzewidywalne, więc zapas kabli lepiej mieć. Niby tylko leżą bezużyteczne w tym pudełku, ale tak naprawdę mają ogromne znaczenie. Przede wszystkim dają ci poczucie, że nic cię w życiu nie zaskoczy.
"Przydasie"
Pamiętasz z dzieciństwa garaż czy komórkę swojego ojca? Pewnie, że pamiętasz, takich miejsc się nie zapomina. Czego tam nie było? Ja pamiętam silnik od pralki, kółka od wózka, 50 latarek, radzieckie radio, reflektor od motocykla, kineskop, kierownicę od roweru, chyba jeszcze przedwojennego i miliony innych rzeczy. Żadna z nich nie działała, ale każda – według taty – miała przed sobą świetlaną przyszłość. "Przyda się" – odpowiadał, gdy go pytałem, po co to trzyma. I troszkę się złościł, kiedy mama z przekąsem dodawała: "Ojciec zbuduje kiedyś z tego rakietę".
Rakieta, rzecz jasna, nigdy nie powstała, a gromadzone przez lata "przydasie" po śmierci taty zamiast na Księżycu wylądowały na wysypisku. Przypomniałem sobie o nich niedawno, kiedy przed Wielkanocą poszedłem po kilka słoików do piwnicy. Rozejrzałem się po półkach i nagle stwierdziłem, że nie wiadomo kiedy naznosiłem tam sporo dziwnych klamotów. Cóż, chyba czas się zabrać za budowanie rakiety.
Domowy latarnik
"A to światło tutaj to dla krasnoludków się świeci?". To pytanie ojciec rzucał w przestrzeń za każdym razem, gdy namierzył, że w którymś z pomieszczeń w mieszkaniu nikogo nie ma, a jakaś żarówka jest zapalona. Na odpowiedź nie czekał, tylko gasił, czasem wspominając przy tym, że nie mamy własnej elektrowni wodnej, więc za prąd musimy płacić. A przed snem robił jeszcze obchód po mieszkaniu, żeby sprawdzić, czy na pewno nikt nigdzie nie zostawił włączonego światła.
Wspomnienie ojca-latarnika zawsze bardzo mnie śmieszyło. Aż do momentu, kiedy jakiś czas temu na widok syna wychodzącego z łazienki powiedziałem: "A światło to dla kogo zostawiłeś, dla krasnoludków?". Na szczęście syn moją interwencję docenił i pochwalił mnie za to, że troszczę się o planetę. Cóż, okazuje się, że faceci w naszej rodzinie byli eko, zanim stało się to modne.
Kapcie na baczność
Najprostszy sposób, żeby zażartować z ojca? W moim przypadku wystarczyło przestawić mu kapcie. Te miały dwa precyzyjnie wyznaczone "miejsca parkingowe" – w przedpokoju tuż przy drzwiach wyjściowych (miejsce dzienne) oraz w sypialni, przy łóżku, dokładnie w miejscu, gdzie stawiał stopy, gdy rano wstawał (miejsce nocne). I wystarczyło je przesunąć o pół centymetra w bok, by tata po powrocie z pracy, zamiast: "Jak tam w szkole?", pytał: "Kto do cholery znowu łaził w moich kapciach?".
Śmieszne? Kiedyś tak, dziś już nie. Z wiekiem doszedłem bowiem do wniosku, że w naszym szybko zmieniającym się świecie dobrze jest mieć coś stałego. Na przykład stałe miejsce postoju kapci. Na razie nie widzę jeszcze tych magicznych linii, między którymi należy je parkować, ale wszystko przede mną. W końcu "gena nie wydłubię".
Czytaj także: https://dadhero.pl/290041,toksyczny-ojciec-jak-relacje-z-tata-wplywaja-na-wybor-partneki-i-ojcostwo