Nie tylko dzieci uczą się od ciebie. Powiem ci, czego córka nauczyła mnie – nie zawsze było miło
Ta zmiana to taka trochę niespodzianka. Przecież sam się jej nie spodziewałem. Jako ojciec zrobiłem w końcu najbardziej naturalną rzecz świata – nastawiłem się na naukę swojego dziecka. A jednak coś stało się i ze mną.
Trochę też nie działa w tym przypadku to wyświechtane powiedzenie, że z kim przystajesz, takim się stajesz. Mimo wszystko nie zrobiłem się nagle podobny do mojej dwulatki. A przynajmniej nie pluję jeszcze mlekiem na podłogę, zanosząc się przy okazji ze śmiechu. No ale… to o co mi w takim razie chodzi?
O to, że bycie ojcem wyzwoliło we mnie pewien zestaw cech, które może nie zawsze są nowością w moim życiu, ale wiele z nich po prostu udało mi się wznieść na nowy poziom. Chociaż może to też nieuprawnione, bo ja nic w tym kierunku nie robiłem. Tak po prostu wyszło.
Poza tym ta zmiana następowała powoli. Zauważali ją z początku bardziej inni – na przykład ludzie z pracy.
Ale do rzeczy. Co się ze mną stało przez te ponad dwa lata ojcostwa?
1. Zrobiłem się bardziej empatyczny, wrażliwy
Teraz pewnie wielu moich znajomych się nerwowo uśmiecha, jeśli czytają ten tekst, bo ja nigdy przesadnie empatyczny nie byłem. No co, każdy ma jakieś wady, nie?
Mi z tą niedoskonałością udało się jednak powalczyć i dla mnie to oczywista lekcja płynąca z obcowania z moją córką. Jak do tego doszło? Cóż, moja córka jest raczej z tych dzieci niemal bezproblemowych. Ale to nie zmienia faktu, że wyzwań jest od groma.
I kiedy widzę te wszystkie wyzwania, które stały się nieodłączną częścią mojego życia, jakoś łatwej mi pamiętać, że inni też mają słabsze dni. Nieprzespane noce, choroby bliskich. I tak dalej.
Zluzowałem więc w pracy, w domu, wśród znajomych. Chociaż tego, że się zacząłem wzruszać na filmach, szczerze nienawidzę.
2. Zwolniłem i zacząłem doceniać każdą chwilę
To pewien paradoks. Generalnie: od kiedy mam dziecko, czas ucieka jeszcze szybciej. Po prostu tempo jest szalone. Rano pobudka, wyprawa do żłobka, potem praca, odbiór dziecka, wieczór, zabawa, kąpiel, usypianie. Jest poniedziałek, mrugasz oczami – i już piątek.
A jednak w tym całym szaleństwie można też zwolnić. Jak? To w sumie proste. Wystarczyło, że uświadomiłem sobie, jak wiele z tych chwil jest unikatowych.
Moja córka tylko raz nauczyła się chodzić, tylko raz zaczęła składać swoje pierwsze, jeszcze niezdarne, zdania. Ile razy spędzimy razem wakacje, zanim uzna, że to totalny obciach, i pojedzie pod namiot ze znajomymi? Może kilkanaście. I tak dalej, i tak dalej.
Kiedy to zrozumiałem, zacząłem bardziej zwracać uwagę na każdy moment z Mają. To wcale nie jest takie oczywiste i dla mnie nie było. W codziennym zmęczeniu łatwo przecież machnąć ręką. Odpalić bajkę, czekać nerwowo, aż córka zaśnie i tak dalej. Ale przez te przeżycia zacząłem po prostu bardziej doceniać każdą chwilę z nią.
I teraz co ważne – ta lekcja przeszła na całe moje życie. Zacząłem doceniać też bardziej każde wyjście na piwo, spotkanie ze znajomymi, wszystko. Bo z jednej strony – to wszystko po prostu nie jest dane na zawsze. A z drugiej… no cóż. Rzadko mam na to czas.
3. Poprawiłem swoje relacje z rodziną
Tak, kiedyś pisałem już w dadHERO, że po narodzinach córki moja własna matka trochę zapomniała o mnie – na rzecz wnuczki. I to wszystko prawda.
Ale raz, że z czasem sytuacja się ustabilizowała. A dwa, że i ja zacząłem być po prostu bardziej rodzinny. Zwyczajnie chcę, żeby moja córka miała dobry kontakt ze swoimi dziadkami. W tym wszystkim jednocześnie też – trochę przypadkiem? – poprawiłem te relacje i ja. Z rodzicami swoimi, nie dziadkami.
Ale nie chodzi tylko o moich rodziców. Zmieniła się też moja własna rodzina. Wiadomo, po narodzinach dziecka jest inaczej w wielu, ale to w wielu kwestiach. Ale też staliśmy się pełniejszym organizmem. W wielu kwestach lepiej się rozumiemy.
I to oczywiście też lekcja córki. Bo trochę to na nas wymogła.
4. Zrobiłem się bardziej cierpliwy
Okej, nie we wszystkim. Dalej potrafię być takim typowym raptusem, jakim w sumie byłem całe życie. Ale w wielu kwestiach potrafię wreszcie poczekać, zatrzymać się, pomyśleć, powiedzieć sobie stop.
Nauczyła mnie tego oczywiście córka. Częściowo przyszło to naturalnie. Bo przecież jak widziałem, jak moje dziecko niezdarnie radziło sobie z widelcem, to aż się chciało złapać za niego i samodzielnie nakarmić. Ale wystarczyło trochę cierpliwości i dzisiaj widzę efekty, kiedy córka siedzi przy stole.
Ale ta zmiana przyszła też w bólach. Ileż to razy musiałem sobie czegoś odmówić, bo córka zła/chora/jeszcze nie śpi/cokolwiek. To też wymaga cierpliwości, zrezygnowanie z tego – powiedzmy – piątkowego piwa z kumplami.
5. Zacząłem więcej myśleć o przyszłości
Okej, to trochę pokrywa się z tym, że po prostu jestem już po trzydziestce. Przychodzi jednak ten moment w życiu każdego (a przynajmniej mam taką szczerą nadzieję), w którym zaczynasz sobie zdawać sprawę, że warto pomyśleć nie tylko o sobocie, ale i o tym, co za dziesięć lat.
Niemniej jednak – dziecko było dla mnie katalizatorem tej przemiany. Że trzeba więcej odkładać. Że trzeba się częściej badać. Że można pić mniej albo w ogóle. Że można się lepiej odżywiać. Że można odpuścić sobie tego batonika do śniadania i tak dalej, i tak dalej.
Wszystko po to, żeby jak najdłużej być wsparciem dla swojego dziecka.
Czytaj także: https://dadhero.pl/293189,powrot-mamy-do-pracy-jak-jako-ojciec-sobie-z-tym-musisz-poradzic