"Świat poza bidulem jest słaby". Tomek Manowski o tym, że dom dziecka czasem jest najlepszym domem

Aneta Zabłocka
Jak dorasta się w domu dziecka? Głośno i chaotycznie. Tomek Manowski stworzył markę Bidul, która nawiązuje do jego osobistych wspomnień związanych z dorastaniem w placówce wychowawczej. Nadał kształt swojej zajawce i odniósł sukces, teraz chce pomóc innym z domów dziecka, którzy będą stawiać pierwsze kroki w dorosłości.
Tomasz Manowski i Bidul Crew. Marka stworzona ze wspomnień z domu dziecka Fot. Milena Stańczak
7 lat temu siedział w domu, nudził się jak mops i wymyślił, że stworzy street wearową markę odzieżową, by pomóc młodzieży z domów dziecka w wychodzeniu z do "normalnego" życia.

Sprzedał cztery sztuki, kilka sobie zostawił, a resztę oddał placówkom wychowawczym. Nie był to sukces sprzedażowy, ale Tomkowi nie chodziło o kasę, tylko o powołanie do życia swojej zajawki, którym jest street wear.


Jednak kropla drąży skałę i choć dropy w sklepie odbywają się, jak Tomek zarobi trochę grosza, żeby zapłacić za produkcję, to marka Bidul ciągle istnieje. A właśnie rozpostarła skrzydła i robi się o niej głośno.
"Na temat dzieci z bidula krąży mnóstwo stereotypów: są biedni, kradną, ćpają. Wielu ludzi szufladkuje nas w mało przyjemny i niezgodny z rzeczywistością sposób. Wielokrotnie doświadczyłem uprzedzeń tylko dlatego, że wychowałem się w domu dziecka. Moim marzeniem jest, by marka BIDUL stała się krokiem w kierunku akceptacji i demitologizacji osób o historii podobnej do mojej" – pisze o sobie i swojej firmie w poście, który okrążył portal LinkedIn i rozsławił jego projekt.

Skąd się wziął Tomek Manowski?

Bidul Crew został założony przez Tomka Manowskiego, wychowanka ostrołęckiego domu dziecka, w którym przebywał, od kiedy skończył 7 lat.

W rodzinnym domu była ich 7., ale w związku z różnymi dziejami losu, tylko trójka braci trafiła do ośrodka opiekuńczego.
Fot. Milena Stańczak
Tomek trafił do ośrodka w Ostrołęce. – Są różne domy dziecka. Ja trafiłem świetnie – mówi. I dodaje, że coraz częściej nachodzą go myśli, że chciałby wrócić do bidula.

– Świat poza bidulem jest słaby. Przepraszam, ale mówię wprost – wyznaje. – Brakuje mi chaosu, poczucia, że ktoś jest obok. Czuję się obco, będąc samemu w mieszkaniu i jedząc posiłek. W domu dziecka było nas około 120 dzieciaków, zawsze można było z kimś porozmawiać – mówi Tomek.

Skończył szkołę plastyczną w Łomży i pracuje jako grafik. Założył markę Bidul, by pomagać tym, którzy wychodzą z domu dziecka i szukają pracy.

Nie jestem fundacją, nie chcę żebrać i zbierać hajsu dla nich. Chcę im dać pracę, pokazać, że można robić coś fajnego, nie podcinać im skrzydeł, jeśli mierzą wysoko – tłumaczy Manowski. – Chce się skupić na jednej osobie, a potem kolejnej i kolejnej. Wiadomo, że wszystkim nie pomogę, ale mogę zatrudnić ich u mnie, dać pracę i zarobić na życie.
Spędził w domu dziecka prawie 15 lat, ale jeszcze w życiu dorosłym przyjeżdżał do placówki. Jeszcze w trakcie wychodzenia z placówki, organizował koncerty i spotkania z artystami, z których dochód trafiał do domu dziecka.

– Pieniądze ze sprzedanych biletów trafiały bezpośrednio do dzieciaków, które mogły same zdecydować, gdzie chcą iść.

Co z bidula jest w Bidulu?

Ubrania z Bidula trafiają do odbiorców w czarnych materiałowych workach. Ten gest inspirowany był foliowymi, czarnymi workami na śmieci, w których do domów dziecka trafiały ubrania od darczyńców.

I opowiada, że chociaż na święta zawsze ludzie przysyłali do placówki więcej ubrań i prezentów, to niczego mu nie brakowało. Co jakiś czas były "rzuty" nowych rzeczy do bidula.

Wychowankowie mieli też drobne kieszonkowe na własny użytek, a Tomek od pełnoletności rentę po zmarłym ojcu, które pozwoliła mu po wyjściu z placówki rozwijać swoje pasje. Z tych pieniędzy zorganizował też opisany wyżej koncert.
Fot. Milena Stańczak
Pytam, co jeszcze z bidula wniósł do marki. Zaczyna mówić o potrzebie porządku, szczerości, która była naturalną siłą wśród dzieci.

– A logo? – dopytuję. – Mi się kojarzy z tą dziecięcą zabawą, żeby narysować domek, bez odrywania ręki od kartki.

– Też się w to bawiłaś? Tak, logo to domek z zabawy. Nie wymyślam rzeczy na siłę, ten domek, czy worki, w których wysyłamy ubrania, przychodzą do mnie same. Ja jestem utkany z takiego dzieciństwa – mówi Tomek.

Ich koszulki zawsze nawiązują do czegoś związanego z dorastaniem w placówce wychowawczej. – Ale nie szyję tylko dla osób, które wyszły z domu dziecka. To ubrania dla wszystkich, którzy chcą mieć fajny ciuch – dodaje Manowski.

– Założyłem firmę dla siebie, bo chciałem pokazać mojej mamie, że robię coś fajnego i żeby się nie martwiła. Żeby była dumna.

Mama Tomka zmarła w ubiegłym roku, by uciec od smutku i poczucia straty, zaczął działać. I całkiem mu się to udało.
Fot. Milena Stańczak