"Gdybym chciał, nikt nie wiedziałby, że mam wirusa". Zakaził się HIV, został ojcem, żyje normalnie

Kacper Peresada
Wiedza o tym, jak wygląda życie osób z wirusem HIV wciąż jest w Polsce minimalna. 20 lat temu był to wróg numer jeden, dzisiaj bardziej boimy się nowotwórów. Jak się żyje z wirusem, który jedni uznają za wyrok śmierci, a inni – za karę za grzechy?
"Nie chcę ukrywać przed synem, że mam HIV, więc prędzej czy później się wygada przed kolegami" – mówi Bartek, bohater tekstu. Fot: Tatiana Syrikova/Pexels
Bartek od 12 lat ma HIV. Przyznaje, że gdy się o tym dowiedział, jego wiedza o wirusie była bardzo skąpa: widział film "Filadelfia" z Tomem Hanksem, a także słyszał, że "Magic" Johnson, gwiazda NBA, który zaraził się HIV, żyje i ma się dobrze.

Gdy dowiedział się, że ma HIV, był w szoku. Nie potrafił zrozumieć, jak do tego doszło. Miał wtedy 22 lata i większość czasu spędzał pracując w barze. – Poznawałem dużo ludzi, piłem alkohol i robiłem wiele głupich rzeczy – wspomina.

Twierdzi, że nie wyróżniał się na tle znajomych. – Wszystko robiliśmy wspólnie – mówi. – Po prostu ja miałem mniej szczęścia.

Gorszy rodzaj grypy

Bartek zawsze uważał się za osobę postępową, ale gdy dowiedział się, że ma HIV, pierwszą myślą było zdziwienie: "przecież nie jestem gejem". Nie był w grupie podwyższonego ryzyka, więc jakim cudem do tego doszło? Nie chce jednak mówić o tym, w jaki sposób się zaraził.


Pytam go, w jaki sposób się dowiedział o wirusie. Odpowiada, że miał objawy jak przy grypie, ale dużo bardziej dokuczliwe. – Wysoka gorączka, do tego wymioty. W końcu, chociaż nigdy tego nie robię, postanowiłem pojechać do lekarza – mówi.

Objawy nie ustępowały przez ponad dwa tygodnie. Bartek stracił na wadze, nie miał siły się ruszyć, gorączka nie spadała. – Nie byłbym w stanie porównać tego stanu do żadnej choroby, którą przechodziłem wcześniej – stwierdza.

Badania wykazały, że Bartek ma HIV. Te objawy chorobowe okazały się czymś, co lekarze nazywają serokonwersją – przeciwciała zmieniły się z seronegatywnych w seropozytywne.

Czytaj też: Do tej choroby faceci nie chcą się przyznawać. Blue Monday to najlepszy moment, by o niej mówić

Bartek mówi, że dawniej starał się co pół roku robić sobie testy na HIV. Ostatni dosłownie kilka tygodni przed zakażeniem. Nie brał więc nawet pod uwagę, tego, że jego "grypa" może być czymś więcej niż tylko chwilową niedyspozycją.

HIV – kara za grzechy

Przez pierwsze miesiące po zakażeniu próbował udawać, że problemu nie i nie musi myśleć o tym, że ma HIV. Powiedział swojej dziewczynie, z którą zaczął się spotykać. – Rzuciła mnie dwa dni później, powiedziała, że nie da rady – przyznaje.

Kolejne miesiące Bartek spędził nie dbając o siebie i próbując nie myśleć o tym, co go spotkało. Pił i imprezował, ale starał się trzymać ludzi na dystans, żeby przypadkiem nie wygadać się przed nikim w chwili słabości.

Nie był jednak w stanie udawać zbyt długo i w końcu postanowił, że komuś powie. – Poznałem dziewczynę, która była dla mnie po prostu miła. Było w niej coś takiego, że potrafiliśmy ze sobą rozmawiać — opowiada.

Rozmowa nie poszła jednak po jego myśli. Gdy powiedział jej, że ma HIV, zerwała z nim kontakt. Powód? – Powiedziała, że nie jest gotowa na związek o takim ciężarze gatunkowym – mówi Bartek. W kolejnych miesiącach podobne sytuacje się powtarzały. Ludzie odsuwali się od niego, gdy dowiadywali się, że ma wirusa.

Przyznaje, że bycie chorym na HIV jest szalenie stygmatyzujące. – Dla wielu osób, nawet tych postępowych, to rodzaj kary za to, że ktoś postępował niemoralnie. Bartek podkreśla, że tak nie jest. HIV to po prostu wirus. To choroba, tak jak nowotwór czy cukrzyca. Trzeba nauczyć się z nim żyć.

– Nadal wiele osób zakłada, że skoro masz HIV, to coś jest nie tak z twoim życiem. Zakładają, że byłeś narkomanem albo pozwalałeś sobie na zbyt dużo. Nie rozumiem, dlaczego ludzie dzielą choroby na lepsze i gorsze. To obrzydliwe.

Jedni chcą żyć, inni się poddają

Bartek uważa, że miał dużo szczęścia. Nie jest biedny, ma dom nad głową, nie jest pracownikiem seksualnym, kobietą, gejem. Jest białym mężczyzną, z HIV, wirusem który tak naprawdę nie ma wpływu na jego życie.

– Pogodzenie się z chorobą zajęło mi trzy lata – przyznaje. Nie udałoby mu się, gdyby nie poznał Kasi, swojej obecnej żony. To ona wyjaśniła mu, że HIV nie jest niczym strasznym, a jedynie upierdliwym schorzeniem, z którym trzeba sobie radzić.

Za namową żony Bartek zaczął chodzić do lekarza i przyjmować leki. – Zanim ją poznałem, byłem pewien, że pozostanę nieszczęśliwy do końca życia. Miałem też nadzieję, że ten koniec przyjdzie w miarę szybko – mówi.

Jego zdaniem osoby z wirusem HIV można podzielić na dwie grupy – na ludzi, którzy chcą żyć dalej i na tych, którzy się poddali. On miał szczęście, że spotkał kogoś, kto pomógł mu znaleźć się w tej pierwszej grupie, zanim pogodził się z myślą, że jego miejsce jest w drugiej.

Zróbmy sobie dziecko

Bartek podkreśla, że gdyby chciał, nikt nie wiedziałby, że ma HIV. – Mój ojciec bierze więcej leków na nadciśnienie niż ja na moją chorobę – żartuje.

Pamięta, że był w szoku gdy połapał się, że ta choroba nie jest aż tak przerażająca. – Oczywiście trzeba pamiętać o braniu tabletek, robić sobie badania krwi i chodzić do lekarza, ale gdy człowiek pogodzi się z tym, że to wirus, życie staje się łatwiejsze.

Nie oznacza to jednak, że było mu łatwo. Złe emocje, które narosły wokół HIV powodują, że wielu rzeczy trzeba uczyć się na nowo. Choćby tego, jak budować związki, jak całować ludzi, jak uprawiać seks, jak być częścią społeczeństwa, które często chce odrzucać osoby z HIV.

Bartek cały czas ma poczucie, że zrobił coś złego. W końcu przez całe życie słyszał, że HIV to zła choroba, która jest karą za grzechy.

Pytam go o dzieci, mówi, że początkowo nie planował być ojcem, ale im dłużej rozmawiał ze swoją dziewczyną, a potem żoną, tym mniej bał się tej decyzji. – Nasi znajomi zachodzili w ciąże, więc też poczuliśmy potrzebę stworzenia rodziny.

Podkreśla, że ryzyko zakażenia poprzez seks waginalny jest bardzo niskie. Poza tym dziecko nie może zarazić się HIV od ojca, a ponieważ jego żona nigdy się nie zaraziła i robi sobie badania dwa razy do roku, ryzyko, że ich syn będzie chory było bardzo małe.

– Mój lekarz nie był fanem naszej decyzji, ale dzięki lekom miano wirusa u mnie było tak niskie, że z trudem wykrywały go testy – opowiada Bartek. Nie widział więc żadnych przeciwwskazań.

Początkowo rozważali "oczyszczenie spermy" w warunkach laboratoryjnych. Jednak niskie miano wirusa oraz fakt, że ryzyko zarażenia podczas seksu wynosi między 0.05% a 0.3%, postanowili z żoną po prostu zrobić dziecko.

Nie będę ukrywał, że mam HIV

Syn Bartka ma dzisiaj dwa lata. Rozwija się idealnie, a choroba ojca nie ma na niego żadnego wpływu. – Mam szczęście – mówi Barttek. – 20 lat temu byłbym odrzucony przez społeczeństwo. By żyć z HIV, musiałbym być milionerem. Obecnie ten wirus to po prostu jedna z chorób i trzeba sobie z nią radzić.

Przyznaje, że trochę martwi się o to, co może stać się w przedszkolu czy szkole, gdy więcej osób dowie się o wirusie. – Nie chcemy ukrywać tego, że jestem chory przed moim synem, więc prędzej czy później się wygada przed kolegami.

Bartek zdaje sobie sprawę, że w naszym kraju nadal mało kto rozumie, czym jest HIV. Przed osobami takimi jak on jeszcze wiele lat walki z powszechną stygmatyzacją. Wierzy jednak, że świat niedługo się zmieni.

Podkreśla, że jest w idealnej formie. Zdrowo się odżywia, dba o siebie, nie ćpa, prawie nie pije, ćwiczy i robi wszystko, aby jego życie było jak najlepsze. – Robię wszystko, co mogę, by wieść zdrowe i szczęśliwe życie. Codzienne branie pigułek jest dla mnie takich samym ograniczeniem, jak noszenie okularów. Czyli żadnym.