Nie widziałem jej szczęśliwszej. Tak za kilka złotych zyskałem tytuł "najlepszego taty pod słońcem"

List czytelnika
Nie każde dziecko marzy o smartfonie. Mojej córce do szczęścia wystarczył prosty aparat na kliszę. To była najtańsza i najlepsza zabawka, jaką mogłem jej kupić.
Aparat na kliszę dla dziecka. Jak rozbudzić w dziecku pasję? Fot. Unsplash
Pamiętam nasz "domowy" aparat z mojego dzieciństwa. To był zwykły Kodak na klisze. Tata robił nam ustawiane fotki na wakacjach nad morzem. W tle stara łódka. Na przedzie my z mamą stojący w centrum kadru. Zdjęcie wtedy dla mnie bez emocji. Teraz wywołujące wspomnienia najlepszych wczasów w życiu. Dlatego dałem mojej córce do ręki aparat, którym tworzy własną rodzinną historię.


Zaczęło się od konkursu fotograficznego w szkole mojej córki dwa lata temu. Temat: wiosna. Zrobiliśmy szybko kilka zdjęć moim telefonem i wywołaliśmy krokusa czy inne stokrotki.
Moja córka dzierżyła mój telefon w czasie robienia zdjęć i to wystarczyło, by złapała bakcyla. Miała wtedy 7 lat i moim zdaniem zdecydowanie za wcześnie było dla niej na własną komórkę.

Dlatego, skoro zaczęła interesować się fotografią, poszliśmy do sklepu RTV i dostała ode mnie prosty aparat analogowy. Zapłaciłem dosłownie kilka złotych, a młoda była wniebowzięta. Moim zdaniem zyskałem wtedy w jej oczach medal "Najlepszego taty na świecie".

Pierwsze rozczarowanie przyszło dość wcześnie, bo gdy cyknęła mi fotkę zaraz po przekroczeniu bramek sklepu, nie mogła zobaczyć zdjęcia na ekranie.

Wytłumaczyłem jej, że gdy wypełni film, wywołamy zdjęcia u fotografa.

I tu dygresja, bo cieszę się, że istnieją jeszcze studia fotograficzne, które trudnią się głównie robieniem zdjęć do paszportów. Tam, a nie w sieciowych "wywołalniach" nie patrzyli na nas jak na idiotów, że nie przynieśliśmy pendrive'a, tylko kliszę.

Musielibyście zobaczyć minę mojej córki, gdy zobaczyła swoje pierwsze zdjęcia. Mój brzuch stojący koło bramek bezpieczeństwa w sklepie, ucho psa, pampers jej siostry, zdjęcia z okna samochodu, które były zupełnie rozmazane. Była zachwycona!

W ogóle nie przejmowała się tym, że aparat kompaktowy dał słabej jakości fotki. Zero stresu o dodatkowe filtry czy nakładki z uszami kota. Moja córka zakochała się w surowym obrazie, który wyszedł spod jej rąk.

Niesamowitą radość sprawiało mi w ciągu tych dwóch lat patrzenie, jak się rozwija moja córka. Uczy się kompozycji, skupia na szczególe, kuca na chodniku, żeby zrobić z bliska zdjęcie żuczka.

Mamy cały album zdjęć naszej rodziny, który opisany jest jej imieniem. Za kilkanaście lat będzie wspaniałym prezentem, który jej wręczymy z żoną.

Wiecie, jeśli chcecie, żeby dzieci dały wam spokój, a nie hałasowały, zamiast dawać im do ręki smartfona, wręczcie im zalążek pasji.

Gwarantuję wam, że nie pożałujecie tej decyzji.

Marcin