Seryjni ojcowie z internetu: rozmawiałam z mężczyznami, którzy w sieci oferują swoją spermę za darmo

Aneta Zabłocka
Na razie mam czwórkę dzieci. Żadnego z nich nie widziałem na oczy. Nie odczuwam żadnego instynktu ojcowskiego – mówi Robert, jeden z ojców do wynajęcia, do których dotarłam.
Fot. Unsplash
Niepłodność to w Polsce poważny problem. Szacuje się, że w naszym kraju ten problem może dotyczyć nawet 3 milionów mężczyzn. Ich partnerki pragną mieć dziecka, a oni nie mogą im go dać.

Gdzie szukać pomocy? Klinik leczenia niepłodności jest dużo, jednak terapia jest kosztowna i długotrwała. W grę wchodzi też seks z mężczyzną, który jest płodny i zrobi dziecko za darmo. Wystarczy raz pójść z nim do łóżka.

Pomagają i znikają

Brzmi to, jak wstęp do kiepskiego filmu erotycznego, ale nie brakuje w Polsce par, które decydują się na zdradę kontrolowaną, byle tyko mieć dziecko. Mężczyzn, którzy podejmą się takiego zadania, trzeba szukać w internecie.


Zazwyczaj są to młodzi, przystojni mężczyźni, którzy za swoją usługę nie chcą pieniędzy. Po wszystkim znikają i nigdy nie szukają kontaktu z osobami, którym pomogli. Dotarłam do takich "ojców z internetu"

Czytaj też: "Zostaliśmy ze sobą dla dobra dziecka". Najgorszy z kompromisów w życiu mężczyzny? Niekoniecznie

Robert ma 27 lat. Jest ciemnym blondynem średniego wzrostu, ma zielono-niebieskie oczy. – Nie mam problemu z podrywaniem kobiet – zapewnia na wstępie.

Jest dawcą spermy. Nie dostarcza nasienia do banku spermy, jak większość dawców. Robert umawia się z parami, które nie mogą zajść w ciążę i ustala szczegóły "pomocy". W grę wchodzi seks albo przekazanie nasienia.

– Jeśli mogę komuś pomóc, to dlaczego nie? Wiele par cierpi z powodu bezpłodności. Procedury w klinikach są skomplikowane i kosztowne, dlatego niektórzy decydują się na pomoc anonimowych dawców, takich jak ja – przekonuje.

Ciąża na czarnym rynku

Usługi Roberta są w Polsce nielegalne. Ustawa o leczeniu niepłodności mówi: kto, w celu uzyskania korzyści majątkowej lub osobistej, nabywa lub zbywa komórkę rozrodczą, pośredniczy w jej nabyciu lub zbyciu bądź bierze udział w zastosowaniu pozyskanej wbrew przepisom ustawy komórki rozrodczej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Mimo to, czarny rynek ojców do wynajęcia kwitnie w Polsce. W internecie bez trudu można znaleźć ogłoszenia nie tylko mężczyzn, którzy są gotowi do zapłodnienia, ale i kobiet, które szukają partnerów z konkretnymi cechami fizycznymi.

Czasem chodzi o to, by dziecko było "ładne", ale przede wszystkim o to, by było podobne do mężczyzny, który będzie je potem wychowywać.

Zdrowie to podstawa

Najważniejsze w tej "pracy" są zdrowie oraz aktualne badania. W przypadku zapłodnienia naturalnego Robert bada się po każdym stosunku. Od kobiet, które go wynajmują, też wymaga, aby miały aktualne badania. – Obawa zawsze jest, ale do tej pory udawało mi się unikać problemów – mówi Robert.

Informacje o stanie zdrowia Roberta to jedyny koszt, jaki muszą ponieść pary decydujące się takie zapłodnienie. Koszt badań wirusologicznych to około 400 zł.

– Ludzie najbardziej obawiają się chorób genetycznych. Zachowuję anonimowość, więc nie jestem w stanie udowodnić niektórych rzeczy, takich jak brak chorób genetycznych w rodzinie, zarówno po stronie mojego ojca, jak i matki. Rzeczowa rozmowa i przekonanie do siebie pary zdecydowanie pomaga jednak w rozwianiu obaw – tłumaczy Robert.

Zrobić dziecko i zapomnieć

Robert jest ojcem czwórki dzieci, dwóch dziewczynek i jednego chłopca. – Płci czwartego dziecka nie znam, ponieważ jego mama zerwała ze mną kontakt po udanym zapłodnieniu – mówi.

Pytam, jak się czuje jako ojciec dzieci, których nigdy nie zobaczy. – Nie odczuwam żadnego instynktu ojcowskiego. Po udanym zapłodnieniu mam zawsze prośbę do biorczyni, aby dała znać czy poród przebiegł bez komplikacji i czy wszystko okej z dzieckiem. Taka informacja daje mi spokój i pozwala zapomnieć.

– Zawsze zaznaczam, że moim warunkiem jest brak kontaktu po zapłodnieniu. Większość par na to przystaje, ponieważ ma podobny stosunek do tego – wyjaśnia Robert.

Pytam, co dokładnie ma na myśli. Mówi, że dla niego to po prostu coś w rodzaju pomocy technicznej. Nie zastanawia się, co potem dzieje się z jego dziećmi, jak dorastają albo jak wyglądają. Nie zastanawia się, czy w przyszłości te dzieci będą chciały go odszukać.

Na dziesięć rozpoczętych rozmów spotyka się z jedną parą. – Jak dotąd z moich usług skorzystały cztery pary. Nie mam szczęścia do bliźniaków – śmieje się.

Pytam, czy chciałby założyć rodzinę. – Jeśli tylko znajdę odpowiednią drugą partnerkę to oczywiście, że tak. Na razie jednak staram się pomagać innym.

Zmieniam numer i znikam

Maciej, jak mówi, "dopiero zaczyna w tym biznesie". Na razie spotkał się z jedną parą i przekazał jej nasienie. – Wiem, że dziecko się urodziło i jest zdrowe.

Dlaczego 28-letni przystojny mężczyzna chce oddawać spermę bezpłodnym parom, choć mógłby założyć rodzinę? – Nie myślę na razie o związaniu się z kimś na stałe – odpowiada. – Nie widzę jednak nic złego w tym, że ktoś może chcieć mieć moje dziecko.

Dziwię się, że użył słowa "moje". Po rozmowie z Robertem miałam wrażenie, że dawcy spermy raczej nie przywiązują się do poczętych przez siebie dzieci. Maciej mówi, że nie może być inaczej. Jakikolwiek emocjonalny związek z parą albo z dzieckiem zaszkodziłby procesowi. – Metoda "kubeczkowa", którą stosuję, jest bardzo bezosobowa. To pomaga – tłumaczy.

On sam nie umiał uwolnić się od myśli, czy jego dziecko w przyszłości nie będzie chciało odnaleźć swojego biologicznego ojca. – Gdybym oddawał spermę do banku, byłoby to możliwe. Bank przechowuje wszystkie dane od dawcy, podpisuje się klauzulę, że dziecko może się skontaktować w przyszłości. W przypadku internetu nie ma takiej możliwości. Mogę zmienić numer telefonu i zniknąć.

Ogłoszenie wciąż wisi w sieci

Historia zna jednak przypadki, gdy ojcowie biologiczni, którzy oddali nasienie, zostali zaskoczeni przez swoje dzieci. Mark Langridge z Essex zgodził się na oddanie nasienia parze lesbijek. Z jedną z nich miał dwójkę dzieci. Kobiety zapewniały, że nie jest wpisany do aktu urodzenia jako ojciec, ale po kilku latach, gdy się rozstały, Mark otrzymał nakaz płacenia alimentów na swoje dzieci.

Gdy idziemy zgłosić dziecko do urzędu i pozostajemy w związku małżeńskim, urząd zakłada, że ojcem dziecka jest mąż. W przypadku par bez ślubu ojciec musi uznać ojcostwo.

Także mężczyźni, którzy skorzystali z usług takich osób jak moi rozmówcy, są uznani za ojców dzieci. Gdyby para rozstała się, a matka dziecka chciała uzyskać alimenty od biologicznego ojca, musiałaby udowodnić jego ojcostwo poprzez badania genetyczne. Na to jednak musiałby zgodzić się dawca.

– Rozmawiam z parami, ale nie zdradzam swojej tożsamości. Nie chcę, żeby mogli mnie potem odszukać. Moje ogłoszenie wisi w serwisie, więc niedługo znów pomogę jakiejś rodzinie – mówi Maciej.