Zaczynamy trzeci miesiąc kwarantanny, ale jako społeczeństwo przestaliśmy rozumieć, po co to robimy

Andrzej Chojnowski
Napisałem tekst o tym że pandemia wlecze się z powodu zachowania mężczyzn, którzy ignorują zalecenia dotyczące noszenia maseczek. Wrzuciłem ten tekst na swojego Facebooka. Znajomy odpisał, że odjęło mi rozum, a jak chcę siedzieć w domu, to mogę sobie siedzieć, ale żebym innym dał spokój.
Fot: Kate Trifo/Unsplash
Zastanawiam się: może rzeczywiście? Może ludzie, którzy mówią, że pandemii nie ma, a kwarantanna to ściema, mają rację, a my jesteśmy głupi i dajemy się robić w jajo?

Drugi znajomy napisał mi, że ludzie nie zakażają się na ulicach, a maseczki nie działają. Może tacy jak oni wiedzą to, czego my nie chcemy dostrzec? Może jesteśmy bojaźliwi i siedzimy w domach, a tak naprawdę pozwoliliśmy, by pozbawiono nas swobód osobistych?

Czytaj też: Jeśli pandemia będzie się wlokła miesiącami, można winić za to mężczyzn. Olewają zalecenia jak leci

W komentarzu pod tekstem czytelnik napisał, że nakaz noszenia maseczek w Polsce jest jednym z elementów ograniczania swobód obywatelskich.


Może ci, którzy chodzą bez maseczek, walczą o nasze swobody obywatelskie, które my pozwoliliśmy sobie odebrać? Może to, co ja biorę za troskę o zdrowie, jest po prostu próbą zniewolenia społeczeństwa przy pomocy kawałka materiału na twarzy?

Faktem jest, że Polska, w sensie czysto ludzkim, nie czeka już na żadne odmrożenie ze strony rządu. Polska sama się już odmroziła. Ruch na ścieżkach rowerowych w ten weekend w Warszawie był rekordowy. Miesiąc temu miasta w Polsce były wymarłe. Teraz mamy powrót do normy.

Ja jednak nie o tym. Może rzeczywiście ulegamy panice? Mój dentysta (wspaniały pan doktor) tłumaczy mi, że maski nie powinno się nosić na nosie. Moi znajomi zarzucają mi, że jestem głupi, bo słucham zaleceń i siedzę w domu. Moja znajoma, która od dwóch miesięcy nie wychodzi z domu, słyszy od swoich znajomych, że zwariowała.

Zamknęliśmy się w domach, gdy zakażeń było w Polsce kilkanaście. Otwieramy (ostrożnie, galerie handlowe tak, ale żadnych fryzjerów!), gdy zachorowań jest kilkanaście tysięcy, a jeden z najważniejszych przemysłowo regionów Polski jest w tej chwili rejonem klęski żywiołowej.

Nikt już nic z tego nie rozumie. Patrzymy na Słowację, gdzie w weekend nie było ŻADNEGO nowego przypadku zachorowania i zastanawiamy się, gdzie popełniliśmy błąd. Patrzymy na USA i wiemy, że może być gorzej. Patrzymy na Hiszpanię czy Włochy i widzimy, że kraje, które jeszcze niedawno były na kolanach, zaczynają wracać do normalności. Patrzymy na Niemcy, gdzie słychać obawy, że może pojawić się druga fala zachorowań i tracimy nadzieję, że to wszystko się niebawem skończy.

Pandemia ustępuje czy narasta? Jest lepiej czy gorzej? Skoro jest dobrze, a dzieci nie zarażają, to dlaczego otwieramy centra handlowe zamiast szkół? I kto ma rację — ja, bo wściekam się na ludzi, którzy nie noszą maseczek, czy moi znajomi, którzy jadą po mnie, że zwariowałem?

Jedyna dobra wiadomość to, że nie można już dostać kary w wysokości 30 tysięcy złotych za bieganie czy jazdę rowerem. Po dwóch miesiącach kwarantanny w Polsce to niewielka pociecha, ale lepsze to niż nic. Czuję się bogatszy o te trzydzieści koła i od razu mi lepiej.