Wkurzony ojciec i nadgorliwy policjant: wszystko poszło nie tak. Takich sytuacji będzie coraz więcej

Andrzej Chojnowski
Nie zamierzam wyciągać pochopnych wniosków. Nie rozstrzygam, jak wielu internetowych szeryfów, kto tu ma rację. Widzę tylko problem. Jeśli nawet to nie jesteśmy jeszcze my, to całkiem niebawem znajdziemy się w takiej sytuacji. Wywali nam korki, to tylko kwestia czasu, komu w pierwszej kolejności, a komu później.
Fot: Youtube/zrzut ekranu
Ten filmik zwrócił moją uwagę z kilku powodów. Po pierwsze, doskonale rozumiem tego ojca, który po prostu musiał wyjść z dziećmi na dwór. Po prostu.

Po drugie - sytuacja jest co najmniej dziwna (plac zabaw na osiedlu zamkniętym), ale wspomniałem, że nie będę rozstrzygał, kto tu ma rację.

Widać zdesperowanego ojca, widać funkcjonariusza, który próbuje wyegzekwować zakaz przebywania na placach zabaw. Robi to jednak w najgorszy możliwy sposób.

Potem jest już tylko gorzej: krzyki, kłótnia, interwencja wojska (!), płaczące dzieci. Wszystko, co mogło pójść nie tak, tutaj poszło nie tak.
Nie zabieram głosu, kto tu i za co powinien zostać ukarany, są mądrzejsi ode mnie.


Chciałbym tylko dorzucić jedno: zamykanie ludzi w mieszkaniach, w sytuacji, gdy nie wiadomo, co z pracą, co ze szkołą, gdy nie wiadomo, co zrobić z dziećmi, gdy na kilkudziesięciu metrach kwadratowych ludzie zaczynają wariować i patrzeć na siebie wilkiem, jest torturą, ale być może jest torturą konieczną, by zwalczyć pandemię koronawirusa.

Siedzimy więc w domach jak w bunkrach, psychicznie jest nam coraz gorzej, ale czasami musimy wyjść. Może się też zdarzyć, że przy okazji takich wyjść zrobimy coś głupiego.

I teraz najbardziej naiwna część tego tekstu, po niej będziecie mogli śmiać się ze mnie albo hejtować: jeśli mamy to jakoś przetrwać, potrzebna jest choć odrobina zrozumienia dla drugiego człowieka, dla jego potrzeb, słabości i dla sytuacji, w której się znalazł.

Gdy słyszę o mandacie w wysokości 12 tysięcy złotych dla rowerzysty w Krakowie, mam ochotę krzyczeć ze wściekłości. Rower to taki sam środek lokomocji jak samochód czy tramwaj. Jeśli mam prawo pojechać samochodem po zakupy, wolno mi też pojechać do sklepu rowerem. Albo na hulajnodze!

Gdy słyszę o mandatach wlepianych biegaczom, mam ochotę krzyczeć. Jeśli mam przetrwać tę pandemię w zdrowiu, muszę mieć prawo sam o siebie zadbać, a to wielu ludziom daje aktywność fizyczna.

Nie namawiam do organizacji imprez biegowych (choć za nimi tęsknię). Wydaje mi się jednak, że jeśli w kościołach w niewielkich grupach mogą zbierać się wierni, to samotny biegacz czy rowerzysta późnym wieczornym tym bardziej jest niegroźny dla tego państwa w stanie pandemii.

Karanie ludzi za to, że próbują sami pomóc sobie przetrwać ten trudny czas, jest niegodziwe. Przede wszystkim jednak jest przejawem braku myślenia o drugim człowieku. A w tych dziwnych czasach bardzo tego potrzebujemy.