Nasz człowiek z Marsa. Jeśli polski łazik marsjański poleci kiedyś w kosmos, będzie to jego zasługa

Aneta Zabłocka
Na polski samochód elektryczny jeszcze przyjdzie nam poczekać. Prędzej doczekamy się polskiego łazika na Marsie. Zadba o to Łukasz Wilczyński, organizator największego europejskiego konkursu łazików marsjanskich.
Fot. Łukasz Wilczyński
Nie jest wprawdzie specjalistą od robotyki ani mechatroniki, ale pasjonują go technologie przemysłu kosmicznego. Przede wszystkim jednak jest organizatorem ERC (European Rover Challenge), wydarzenia, dzięki któremu światowy rynek kosmiczny otwiera się dla zdolnych polskich inżynierów. Na targi, od 2014 roku współorganizowane przez Wilczyńskiego, przyjeżdżają przedstawiciele agencji kosmicznych i koncertów aeronautycznych z całego świata.

Łukasz Wilczyński jest również laureatem nagrody Tiuterra Crystal 2017 przyznawanej za zasługi w dziedzinie promocji i rozwoju tematyki kosmicznej na świecie. Wcześniej tym samym wyróżnieniem uhonorowany został szef SpaceX Elon Musk.


Łukasz, który szefuje też Europejskiej Fundacji Kosmicznej, wierzy, że pokolenie dzisiejszych kilkulatków zamieszka na Marsie, a ich dzieci być może będą tam chodzić do przedszkoli i szkół.

Ludzie będą mieszkać na Marsie, tak jak teraz mieszkają w Warszawie czy Poznaniu?

Dzisiejsi kilkulatkowie mogą mieć taką możliwość w przyszłości. Niedowiarkom polecam przyjrzenie się historii technologii. Warto przypomnieć sobie, jak wyglądał nasz świat 15 lat temu: stałe łącze internetowe było rzadkością, telefony komórkowe były ogromne, a samochody elektryczne znaliśmy jedynie z filmów SF. Nie wspominam o sztucznej inteligencji czy rozszerzonej albo wirtualnej rzeczywistości.

Dzisiaj mamy smartfony, które umożliwiają zarządzanie samochodem elektrycznym, a loty na Międzynarodową Stację Kosmiczną stały się czymś zwyczajnym i nikt się nimi specjalnie nie ekscytuje. Dlatego wierzę, że następne pokolenia będą żyły w epoce kosmicznej. Do tego przygotowuję swoją córkę. Tam nie dosięgną ludzi pandemie?

Na Marsie ziemskie choroby pojawią się tylko, jeśli sami je tam przywieziemy. Dlatego tak ważny jest rozwój medycyny kosmicznej, która wymusza szybsze diagnozowanie chorób oraz zapobieganie zakażeniom. Niedawno mieliśmy ciekawą informację, że osoba na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej została wyleczona z zakrzepicy przy wykorzystaniu telemedycyny, czyli pacjent był pod kontrolą zdalną lekarza, a leczenie odbywało się na odległość.

Czytaj też: Dotąd mieliśmy trzy potęgi kosmiczne – USA, Chiny i Rosję. Powitajmy czwartą – Elona Muska

Nie wiemy natomiast, co znajdziemy na Marsie. Odkryto tam ślady związków organicznych, ale wciąż nie znamy odpowiedzi na fundamentalne pytanie — czy na Marsie istniało kiedyś życie. Jeśli tak, to czy nadal istnieje i w jakiej formie. To o tyle ważne, że przy zmieniającym się klimacie Ziemi, koronawirus to nie wszystko, co nas czeka. Na Syberii rozmarzają obszary wiecznej zmarzliny, tam mogą istnieć formy wirusów sprzed milionów lat. To samo może nas spotkać na Marsie.

Niezwykłą dla mnie informacją jest to, że w Polsce mamy bazę marsjańską. Skąd się u nas wzięła i jak tam się żyje?

W habitacie życie płynie bardzo schematycznie, bo cały program pobytu jest zaplanowany, wypełniają go eksperymenty i zadania zwane EVO, podczas których mieszkańcy chodzą w specjalnych skafandrach, symulując wyjście na powierzchnię Marsa. Dlatego ważne jest, aby dobór uczestników grupy był dobrze przemyślany i aby nie dochodziło do niepotrzebnych spięć między nimi.

Można ten eksperyment porównać do domu "Wielkiego Brata" czy innych reality show, z tym że w tego typu programach producentom zależy na konfliktach między uczestnikami, bo to podkręca oglądalność. Z kolei w habitatach marsjańskich jest to niewskazane.

A skąd wzięła się baza w Polsce? To długa historia. Pierwsze pomysły pojawiły się wiele lat temu w ramach polskiego oddziału międzynarodowej organizacji The Mars Society. Zostały przygotowane na wzór istniejących baz tego stowarzyszenia na pustyni Utah w USA czy na arktycznej wyspie Devon. My zaprojektowaliśmy rozszerzenie cylindrycznego habitatu o przestrzenie laboratoryjne, wypoczynkowe i magazynowe.

Przez wiele lat nie udało nam się pozyskać finansowania dla tego projektu, mimo że prowadziliśmy dużo rozmów, także z przedstawicielami znanych firm, zainteresowanych efektami eksperymentów w habitacie. Po kilku latach temat odżył dzięki crowdfundingowi.

Obecnie habitat znajduje się w Pile, był bowiem budowany z myślą o testowaniu jego mobilności. Odbywają się w nim symulowane misje marsjańskie w pełnej izolacji. W ramach misji testuje się różne rozwiązania technologiczne, ale też przeprowadzane są eksperymenty biologiczne czy psychologiczne. Wyniki tych działań są prezentowane na różnych międzynarodowych konferencjach kosmicznych i stanowią ważny element przygotowania pierwszej załogowej misji marsjańskiej.

Czym zajmuje się Europejska Fundacja Kosmiczna, której przewodzisz?

Naszym flagowym projektem jest wspomniany ERC, dawniej znany jako European Rover Challenge. To największe i najbardziej prestiżowe wydarzenie robotyczno-kosmiczne na świecie, otwarte na szeroką publiczność. To projekt łączący zawody robotyczne na symulowanym polu marsjańskim, pokazy naukowo-technologiczne oraz wykłady i konferencje dotyczące innowacji, kosmosu oraz robotyki.

W tym roku odbędzie się szósta edycja tego wydarzenia w dniach 11-13 września w Kielcach. Współpracujemy z organizacjami okołokosmicznymi z całego świata m.in. w Kolumbii. Razem z Kolumbijczykami tworzymy projekt budowy mobilnego habitatu mieszkalnego, wyposażonego we własny, zamknięty system hydroponicznej uprawy roślin. "Zamknięty system hydroponicznej uprawy roślin" - brzmi jak z filmu SF. W jakim stopniu wizje filmowe stały się rzeczywistością?

To już się dzieje. Mam w domu i w pracy przenośną farmę hydroponiczną do bezglebowej hodowli roślin. Dzięki temu zimą mogę jeść świeżą sałatę. Hydroponika to przyszłość nie tylko w odległych miejscach w kosmosie, ale przede wszystkim na Ziemi, gdzie dostęp do dobrej gleby jest utrudniony.

Projekt, który realizujemy wspólnie z kolegami z Kolumbii ma na celu stworzenie przenośnego habitatu, wyposażonego w rury z odzysku, który mógłby stanąć w każdym miejscu na Ziemi.

Kiedy na Marsie pojawią się polskie łaziki?

Nie mamy jeszcze własnych konstrukcji jezdnych na Marsie, a jedynie instrumenty badawcze wykonywane przez polskie firmy i instytuty badawcze dla różnych misji. Na pokładzie łazika Curiosity mamy czujnik podczerwieni firmy Vigo. Niebawem jako kraj będziemy mieli dość duży wkład w misję ExoMars. Tu dołożyłem swój kamyczek.

Na ERC, wydarzeniu, które organizuję, przyjeżdża regularnie szef działu robotyki Europejskiej Agencji Kosmicznej, ostatnio był też wicedyrektor NASA. Przyjeżdżają również przedstawiciele i dyrektorzy dużych europejskich firm jak np. Thales, Airbus czy GMV. Czasem wyłapują interesujące technologie, choć uczestnicy są studentami, ale przede wszystkim traktują to wydarzenie jako okazję do rozmów biznesowych z innymi przedstawicielami sektora, z urzędnikami czy z uczelniami, którym mogą zaoferować interesujące staże naukowo-badawcze.

Ostatni największy sukces polskiej nauki i inżynierii w kierunku podboju kosmosu to...?

Ostatnio jest coraz głośniej o polskich sukcesach w tej dziedzinie, więc ciężko mi wybrać jeden, który można uznać za najważniejszy. Tym bardziej że często nie da się ich ze sobą porównać. Mamy sukces Astroniki i Centrum Badań Kosmicznych PAN, które dostarczyły na potrzeby marsjańskiej misji InSight penetrator KRET, który bada strukturę geologiczną Marsa. Mamy też sukces GMV Innovating Solutions w zakresie stworzenia oprogramowania pokładowego satelity-laboratorium OPS-SAT.

Wreszcie niedługo czeka nas start misji europejskiej ExoMars, warszawska spółka Sener stworzyła specjalny mechanizm – rodzaj pępowiny dostarczającej energię z lądownika do europejskiego łazika marsjańskiego Rosalind Franklin. Myślisz o sobie jako o kimś, który w znaczący sposób przyłożył rękę do międzynarodowych karier kosmicznych utalentowanych Polaków?

Każdy sam kształtuje swoją karierę, a w przemyśle kosmicznym liczą się przede wszystkim efekty, a nie droga. Przemysł kosmiczny jest bardzo specyficzny i nie ma w nim miejsca na nieefektywne działania oraz produkty, które nie spełniają wyśrubowanych norm jakościowych.

Jeśli więc miałbym wskazać osoby, którym zawdzięczamy nasze sukcesy międzynarodowe, to przede wszystkim są to inżynierowie i specjaliści. Ja jedynie tworzę przestrzeń dla absolwentów szkół wyższych, którzy chcą w przyszłości trafić do sektora kosmicznego i specjalizować się np. w robotyce kosmicznej. Temu właśnie służy realizowany przez mój zespół projekt ERC. Jestem daleki od tego, aby sobie przypisywać zasługi.