"Dorastam z moimi bohaterami". Kultowy polski rysownik o latach 90. i pracy z dzieckiem na kolanach

Aneta Zabłocka
Zadebiutował jako 12-latek rysunkiem rodziny Neandertalczyków. Rozgłos dała mu praca dla legendarnego pisma graczy "Secret Service", a później fenomenalny komiks "Osiedle Swoboda". Michał Śledziński od roku ojciec, dorósł razem ze swoimi bohaterami.
Rys. Michał "Śledziu" Śledziński
Trudno wyobrazić sobie polski komiks bez Michała "Śledziu" Śledzińskiego. To on założył legendarne wydawnictwo "Produkt", w którym oprócz jego "Osiedla Swoboda", wydawany był równie kultowy "Wilq" braci Minkiewiczów.

Śledziu nie czuje się ikoną, ale zasług dla polskiego komiksu nie sposób mu odmówić. Umie nie tylko posługiwać się ołówkiem. Ma też zmysł obserwacji, jego prace to opowieści o społeczeństwie. Nie ma za to swoich zdjęć, ale dostaliśmy od niego rysowany autoportet, który bardzo nam się spodobał.

Czy w Polsce 2020 da się żyć z rysowania'? Kim są najciekawsi komiksiarze? Oraz w jaki sposób mała dziewczynka o imieniu Wanda wywróciła do góry nogami świat dojrzałego faceta?


Uciekłeś trochę ze świata komiksów w świat komercji. Nad czym teraz pracujesz?

Niemal każdy twórca komiksów w Polsce ucieka w komercję lub też na stałe w niej siedzi, a komiksami zajmuje się wieczorami lub w weekendy. Inaczej się nie da, jeśli jest się zdeterminowanym, by pracować nad autorskimi seriami czy albumami. Po prostu, z komercji trzeba dosypywać do domowego budżetu, aby dało się jakoś żyć.

Jestem teraz w dość komfortowej sytuacji. To potrwa jeszcze kilka miesięcy, dzięki temu mogę pracować niemal wyłącznie nad komiksem. Kończę drugi album serii "Czerwony Pingwin musi umrzeć!". Do księgarni trafi w czerwcu. Pracowałeś dla największych, między innymi dla Pepsi.

Miałem przyjemność pracować aż trzy razy przy “wigilijnej” kampanii Pepsi dla Polskiego oddziału agencji reklamowej BBDO, z którą do dziś zresztą współpracuję przy różnych okazjach.

Zaprojektowałem etykiety, materiały promocyjne do sklepów, gadżety oraz puszki. Wszystko zostało podpisane moją ksywką. Czułem się wybornie, jak jakiś Mleczko! Najlepiej z tej pracy wspominam przelewy na konto, oczywiście.

Twój debiut w zawodzie to rysunek do książki do biologii dla studentów

To faktycznie był mój debiut, choć ten oficjalny liczę od momentu, kiedy po raz pierwszy zapłacono mi za publikację, czyli od października 1995.

To prosta historia. Sąsiad z bloku, profesor Wiśniewski potrzebował ilustracji do jednego z tekstów swojej książki naukowej. Tematem byli ludzie pierwotni, o ile się nie mylę.

Moim zadaniem było narysowanie rodziny neandertalczyków. Zrobiłem to na poziomie odpowiednim do wieku mojego ówczesnego wieku, czyli 12 lat.

Tytuł najważniejszego polskiego twórcy komiksowego lat 90. ci ciąży?

Nie odczuwam ciężaru. Bardziej czuję się artystą przełomu wieków niż tej konkretnej dekady. Polskiemu twórcy komiksowemu dość trudno jest mówić o latach 90.

To czas tzw. Wielkiej Smuty, stracona dekada, okres przejściowy. Polski komiks zszedł wtedy całkowicie do undergroundu, publikowano w mikro nakładach.

Scena niezależna obfitowała co prawda w masę świetnych inicjatyw, praktycznie każdy uznany obecnie komiksiarz robił wtedy swojego zina, ale te produkcje nie wychodziły poza wąski krąg uczestników komiksowych imprez.

Odbicie nastąpiło, kiedy z chłopakami stworzyliśmy wydawnictwo “Produkt”. Zyskaliśmy odpowiednią skalę do tego, by zaprezentować polski komiks. Czy historia twojej twórczości to historia zmian w twoim życiu? Od wesołego singla z czasów "Osiedla Swoboda", przez "Na szybko spisane", które jest bardzo emocjonalne, do "Wartości rodzinnych" i spojrzenie na społeczeństwo z perspektywy człowieka, który już nic nie musi?

To, jak bardzo moje obyczajowe komiksy odzwierciedlają moje życie, czy raczej kolejne jego etapy, dotarło do mnie dopiero niedawno, po narodzinach córki.

Był jakiś profetyzm w wydanym w 2017 przez Kulturę Gniewu moim zbiorczym albumie “Na szybko spisane”. W ostatniej części jego bohater ma synka i dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat rodzicielstwa.

Oczywiście, "szyłem" wtedy z głowy, ale te przemyślenia czytane dziś mają dla mnie, ojca, duży sens. To znaczy, że poważnie myślałem nad rolą taty, zanim nim zostałem.

Sam sobie zafundowałem wtedy coś w rodzaju intelektualnego treningu. Z pewnością pomogło mi to w jakimś stopniu przy wejściu w nową rolę.

Teraz drążę temat dorosłości. Młodość "odfajkowałem" w starych częściach “Osiedla Swoboda” czy w “Na szybko…”.

Bohaterowie Swobody w najnowszej odsłonie “Centrum” to już dojrzałe chłopaki “po przejściach”. Wyznaję zasadę: pisz o tym, co cię otacza, na czym się znasz i co jest ci bliskie.

Trzymam się tego i wszystko wskazuje na to, że tej zasadzie będę wierny do końca. Za dwadzieścia lat zacznę eksplorować temat starości.

Mam też nadzieję, że grono moich czytelników nie wykruszy się za szybko i ktoś te historie kupi i przeczyta.

Zobacz: Głupi Tata Świnka i reszta. To, jak przedstawiani są ojcowie w bajkach dla dzieci, to jest dramat

Przeczytałam, że w swoich komiksach ukrywasz muzykę? Czego słuchać w czasie lektury?

Najbardziej cenię te utwory, które pomagają mi w wizualizacjach komiksowych scen jeszcze “na sucho”, w wyobraźni.

Wszystko, co czytam czy oglądam, ma na mnie wpływ. Wybieram potem klatkę z odpowiednim światłem, ustawieniem kamery, kolorem, którą uznaję za najbardziej słuszną i to ją prezentuję czytelnikowi.

Sztuką jest tę wybraną klatkę ułożyć w czytelnej sekwencji z innymi. Odpowiednio dobrana muzyka bardzo pomaga w takich wizualizacjach. Ostatnio najczęściej słuchałem kapel Niechęć, Zwidy, Trupa Trupa, Nagrobków i Mogwai.
Autoportret autoraRys. Michał "Śledziu"Śledziński
"Na szybko spisane" to hołd dla lat 80. i 90. Moda na te czasy wróciła. Zmieniła się grupa czytelników komiksu. Odezwali się do ciebie dwudziestoletni fani z pokolenia Z?

Trochę mnie to dziwi, bo jednak od publikacji pierwszego odcinka "Osiedla Swoboda" minęło 20 lat, ale na spotkaniach autorskich pojawiają się dość często czytelnicy obu płci, którzy mają mniej lat niż moja seria!

Ostatnio od jednego z nich usłyszałem, że "Swoboda" stoi na tym samym poziomie, co Trainspotting. To jeden z fajniejszych komplementów od człowieka, który zapewne urodził się pół dekady po premierze filmu Boyle’a.

Jestem fanem dzisiejszej młodzieży. Są mądrzejsi ode mnie, kiedy byłem w ich wieku. Dwudziestoletni komiksiarze i komiksiary są nie tylko piekielnie zdolni, świadomi zasad działania rynku, ale i nie mają kompleksów przed uderzeniem z pracą na zachodnie rynki.

Czy twoje oczy krwawią, gdy widzisz komiksy Marvela przeniesione na kinowy ekran?

Niekoniecznie. Od amerykańskiego komiksu typu "superhero" odskoczyłem już parę lat temu. Eksploruję teraz trochę inną jego część, ale wracam do niego, jeśli pojawi się ciekawy autor, mieszający w mainstreamie. Ktoś taki Tom King i jego prace zarówno dla DC i Marvela.

Filmy nie bolą, kilku jestem nawet mocnym fanem, weźmy choćby “Logana” czy “Ant-mana”. To produkcje, przy których znajduje pracę kilka tysięcy niezwykle uzdolnionych ludzi.

Są wśród nich twórcy komiksu, storyboardziści, "koncepciarze", na animatorach kończąc. Bo, technicznie rzecz ujmując, to są jednak filmy częściej animowane, niż aktorskie. Trochę się o tym zapomina.
Rysunek z nowego albumu "Osiedle Swoboda"Rys. Michał "Śledziu" Śledziński
Co teraz warto czytać w Polsce, jeśli chodzi o komiksy?

Jesteśmy w najlepszym momencie naszej komiksowej historii w Polsce. Praktycznie każdy znajdzie coś dla siebie.

Mamy komiksowe reportaże (autorstwa np. Sacco, Delisle), wydawnictwo Marginesy publikuje świetnie komiksowe biografie.

Polecam cały katalog Kultury Gniewu, nie tylko dlatego, że mnie publikują. Działa naprawdę mocna machina twórczości niezależnej — wymieńmy takie ekipy jak Bazgrolle, Pokembry czy twórców zgromadzonych w zinie Fanga albo wyłuskiwani przez Łukasza Kowalczuka.

Trzeba zaznaczyć, że często bywa, iż polski komiks niezależny od mainstreamowego dzieli tylko wielkość nakładu. Czytelnicy mainstreamu z USA, rynków frankofońskich i Japonii również mają z czego wybierać.

I ważne, pojawiła się masa niezwykle uzdolnionych autorek-wymiataczek jak Strychowska, Laprus-Wierzejska, Dzierżawska, Ciałowicz, Odya, można naprawdę wymieniać i wymieniać.

Dzięki temu krajowy komiks uzyskał całkiem nową, świeżą perspektywę, ale i znacznie poszerzył grupę odbiorców. To właśnie w dziewczynach upatruję przyszłości tego medium w Polsce.

Jesteś ojcem. Jak się odnajdujesz w tej roli?

Pierwsze trzy miesiące określiłbym jako dziki amok, ale teraz, kiedy Wanda skończyła 17 miesięcy, czuję się już jak stary ojcowski wyga.

Wiem, że to pisanie na wyrost, wiele jeszcze przed nami, ale starałem się nie tracić czasu, ani nie uciekać w pracę, tylko lepiej poznać tego małego człowieka.

Większość tego czasu spędziłem w domu, ucząc się wszystkiego od podstaw. Moja partnerka była genialną nauczycielką. Nie ma takiej rzeczy, której sam bym przy córce nie potrafił zrobić.

Czuję, że mam więcej energii, pomysłów na komiksy, niż dekadę temu. Czasami tylko kręgosłup chrupnie, bo moja córka uwielbia, gdy ją noszę.
Córka Michała - WandaRys. Michał "Śledziu" Śledziński
Rysujesz jej kolorowanki?

Rozwieszam kartony na ścianach, rzucam duże formaty na podłogi, stoły, na wszystkie większe płaskie powierzchnie. Jesteśmy już po etapie jedzenia kredek i kredy, więc nawet czasami uda nam się coś porysować wspólnie.

Wanda uwielbia, kiedy seriami rysuję oczy. Ona sama raczej gustuje w ekspresyjnych sesjach, podczas których pokrywa spore połacie papieru milionem kresek. Coś z tego będzie, choć bardziej ciągnie ją do tańca i śpiewu.

Czytaj także: To on wymyślił TĘ okładkę płyty Dawida Podsiadło. Oto Bartek Walczuk, designer, biegacz – i ojciec

Planujesz komiks o ojcostwie?

W dużym skrócie: oczywiście. Choć z moją metodą pracy, czyli długoletnią obserwacją danego tematu, najwcześniej wezmę się za temat za dekadę, półtorej. Muszę sobie to wszystko dobrze w głowie poukładać.

Da się połączyć bycie zapracowanym rysownikiem i ojcem rocznego dziecka?

Jeszcze dwa miesiące temu brałem moją córkę na kolana i razem pracowaliśmy. Patrzyła, co się dzieje na monitorach i nawet nie starała się wyrywać mi z rąk narzędzi.

To się zmieniło, więc teraz czekam na te chwile, kiedy jest zdrowa i możemy ją wysłać na kilka godzin do żłobka, na jej drzemki czy sen.

Na szczęście moja córka dobrze przesypia noce, więc mam wtedy czas, żeby posiedzieć nad komiksową robotą. Jak wspominałem, czasu nie marnuję, na warsztacie wciąż mam świeże albumy.