
Za trzy lata o tej porze wielbiciele dobrego kina i muzyki zespołu The Beatles będą już odliczać dni do wielkiej premiery. To właśnie w kwietniu 2028 roku do kin trafi najnowsza filmowa opowieść o tym, jak czterej młodzieńcy z Liverpoolu zrobili rewolucję w muzyce. Nakręci ją Sam Mendes, autor takich spektakularnych produkcji, jak "1917" czy "Skyfall". Historię Beatlesów też pokaże z typowym dla siebie rozmachem, bo nakręci o nich nie jeden, ale aż cztery filmy.
Cztery filmy o czwórce z Liverpoolu
O szczegółach swojego projektu Sam Mendes opowiedział podczas trwającego właśnie w Las Vegas CinemaConu. Najpierw potwierdził krążące od dawna plotki, że do filmowej biografii Beatlesów przymierza się już od dłuższego czasu. "Próbowałem zrobić film przez lata, ale w końcu się poddałem, ponieważ uważałem, że historia jest zbyt duża na jeden film. A serial telewizyjny nie wydaje się do końca odpowiedni. Musiał istnieć sposób, aby opowiedzieć epicką historię dla nowego pokolenia. Mogę zapewnić, że wciąż jest wiele do odkrycia i myślę, że znaleźliśmy sposób, aby to zrobić" – powiedział.
Po tym wstępie reżyser odpalił prawdziwą bombę. Ogłosił, że ten jego sposób na opowiedzenie o Beatlesach to nakręcenie jednocześnie czterech filmów. Każdy będzie pokazywał historię z perspektywy innego członka zespołu. Powstanie więc opowieść Johna, Paula, George'a i Ringo. Wszystkie cztery filmy będą powstawać w tym samym czasie, a realizacja zdjęć ma potrwać rok.
Mendes nie ujawnił, w jakiej kolejności filmy będą pokazywane, ale zapewnił, że wszystkie cztery trafią do kin w 2028 roku. Niewykluczone, że widzowie będą mogli je oglądać w pakiecie, bo reżyser twierdzi, że realizuje tę nietypową produkcję także po to, by "wyciągnąć ludzi sprzed domowych ekranów i dać im wyjątkowe doświadczenie kinowe". Sześciogodzinny seans niewątpliwie byłby doświadczeniem niezwykłym.
Największe wyzwanie w karierze
Informacja o czterech filmach nie była jedyną niespodzianką. Mendes ujawnił też od razu nazwiska aktorów, których wybrał do głównych ról. W postać Johna Lennona wcieli się Harris Dickinson, Paula McCartneya zagra Paul Mescal, w roli Ringo Starra zobaczymy Barry'ego Keoghana, a George'a Harrisona sportretuje Joseph Quinn.
Na razie nie wiadomo, czy wszyscy czterej aktorzy będą uczyć się śpiewać i w filmach sami wykonają przeboje Beatlesów. Podczas prezentacji na scenie CinemaConu się na to nie odważyli – poprzestali na wyrecytowaniu tekstu piosenki "Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band".
Zarówno dla Mendesa, jak i całej czwórki aktorów cztery produkcje o Beatlesach będą sporym wyzwaniem. Nikt z tego grona nie ma bowiem doświadczenia w pracy na planie filmu muzycznego. Każdy z nich wie jednak, jak się robi kino, które przyciąga przed ekrany milionową publiczność.
Barry Keoghan zbierał doświadczenie na planie hitowego serialu "Czarnobyl", Joseph Quinn stał się sławny dzięki roli w czwartym sezonie "Stranger Things", a Paul Mescal ostatnio błyszczał w drugiej części "Gladiatora" Ridleya Scotta. Nowicjuszem nie jest też Harris Dickinson. Mogliśmy go m.in. w filmach "Beach Rats", "W trójkącie", "Babygirl" czy serialu "Trust". Pod wodzą takiego reżysera jak Mendes każdy z nich na pewno da z siebie wszystko. A po premierze każdy będzie krytykowany, bo to spotkało wszystkich aktorów, którzy dotychczas wcielali się w postaci cudownej czwórki z Liverpoolu.
Źródło: "Variety"