Oto pan Bob Budowniczy: Adam Krylik daje głos postaciom z bajek, które kochają wasze dzieci

Aneta Zabłocka
Gdy zostajesz rodzicem, uczysz się wielu rzeczy, o których wcześniej nie miałeś pojęcia. Dowiadujesz się na przykład, że Bob Budowniczy zawsze da radę — a także, że nigdy nie jest sam. Tekst piosenki z tej bajki każdy ojciec i każda matka zna lepiej niż własny PESEL. Niewielu wie jednak, do kogo on należy.
Fot: facebook.com/adamkrylik
Krylik. Adam Krylik. Tak nazywa się aktor, który dał swój głos postaciom najbardziej znanych bajek. To on śpiewa główne piosenki w "Bobie Budowniczym czy "Strażaku Samie". Jego praca to jednak nie tylko kreskówki. Adama usłyszysz też w grach "Wiedźmin: Dziki Gon" czy "Battelfield 3".

Jest jednym z najlepszych polskich aktorów dubbingowych. Podkłada głos pod filmy, bajki, gry. Jest też ojcem czwórki dzieci, dwoje z nich ma już w CV kilka ról w bajkach.

Oglądasz bajki z dziećmi?

Zazwyczaj nie. Od kilku lat pełnię również funkcję kierownika muzycznego, więc oglądam bajki zawodowo, żeby opracować materiał. Moje dzieciaki mają kilka ulubionych seriali: "Było sobie życie", "Angelina balerina", ze świetną rolą mojej żony, Magdaleny.


Synowie lubią "Supa Strikas i "Trolle". A z filmów: "Sing", "Kraina Lodu", "Annie". U nas w domu z reguły nie ogląda się telewizji. Włączamy telewizor tylko, kiedy chcemy obejrzeć coś konkretnego, jeden odcinek, jeden film. Telewizja może zastąpić komuś życie. Uważamy z tym.

Jak zacząłeś karierę dubbingową? Czemu dubbing, a nie film czy teatr?

Nie skończyłem studiów aktorskich ani muzycznych. Wszystko działo się intuicyjnie, ale wynikało z mojej wielkiej pasji.

W trakcie nauki w technikum elektronicznym wziąłem udział w musicalu "Fatamorgana?", organizowanym przez młodych ludzi ze Szkoły Muzycznej m.in przez Adama Sztabę.

Czytaj także: Jest dobry w te klocki. Polski youtuber z Lego umie zbudować wszystko. Oglądają go na całym świecie

Brakowało im chłopaków w obsadzie, dziewczyny jakoś chętniej garną się do śpiewania. Dostałem jedną z głównych ról. Ten musical okazał się wielkim sukcesem na deskach Teatru Bałtyckiego, a dla mnie stanowił moment przełomowy. Zrozumiałem wtedy, że wybrałem niewłaściwą szkołę.

Po maturze przyjechałem do Warszawy. Najpierw zahaczyłem się w teatrze Buffo. Pracowałem wtedy w pizzerii, żeby mieć na życie, potem w agencji koncertowej. Zapisałem się na studia teologiczne, trafiłem do teatru Roma, śpiewałem chórki u wielu gwiazd.

Koncertowałem z zespołem Chili My, trochę studiowałem psychologię i ekonomię, współpracowałem z Kabaretem Olgi Lipińskiej. Tak w telegraficznym skrócie można opisać moje zajęcia w pierwszych latach pobytu w Warszawie.

Po drodze zacząłem też śpiewać w bajkach pod kierownictwem śp. Eugeniusza Majchrzaka. Były "Muppeciątka", była też "Ulica Sezamkowa" - no i poszło. Czasem pojawiały się drobne epizody mówione w zastępstwie za kogoś, kto zachorował, a ja byłem pod ręką. To, co robię, spodobało się reżyserom czy producentom i tak zostało. Trwa to już 23 lata.

Jak zdobyłeś rolę do pierwszej pracy dubbingowej?
Pierwsza rola pojawiła się znienacka. Nie byłem zaproszony na nagranie, bo nikt nie wiedział, że mógłbym to robić. Dubbingowaniem zajmowali się prawdziwi aktorzy, a nie amatorzy.

Nagrywaliśmy piosenki, kiedy okazało się, że na nagranie nie dotarł jeden z aktorów. Poproszono mnie, bym spróbował nagrać kilka scen. To był piesek, miś czy jakiś cybernetyczny potwór... Kompletnie nie pamiętam, co to była za bajka. Ale zostałem.
Fot. Nickelodeon
Jak wygląda casting do roli bajkowej?
O propozycjach do castingu decyduje reżyser. To pierwsza selekcja. Zazwyczaj do roli w bajce kinowej wybiera się 2-3 osoby. Zaprasza się je do studia i nagrywa fragmenty tekstu do konkretnej postaci.

Ostateczny wybór najczęściej leży po stronie zleceniodawcy, Disney, Nickelodeon, czy Dreamworks. W serialach jest prościej. Reżyser ma swoją bazę głosów i zazwyczaj od razu wie, kogo weźmie do której roli.

Trudno jest nauczyć się sztuki dubbingowania?

Nie wiem, nigdy się tego nie uczyłem. Ja to po prostu robię, a niektórym się to podoba. Oczywiście trochę żartuję. Na pewno przydaje się nienaganna dykcja i dobra nośność głosu. Muzyczny słuch też pomaga.

Często powtarzam, że według mnie najważniejszą cechą jest odpowiedni dystans do siebie, swoich słabości czy swoich ambicji. Przecież wspaniale jest być czasem królem, czasem żabą, a czasem mówiącym samochodem, kogutem, hieną, czy po prostu dobrym mężem, czy fajnym tatą.

Podkładanie głosu pod filmy z aktorami jest trudniejsze niż do filmów animowanych?

Ja wolę postaci w filmach tzw. aktorskich. To granie bardziej naturalne, bez fajerwerków. Ważne są tu minimalne reakcje np. szum opadającej powieki. Dobra, żartowałem. Kreskówki też lubię.

Na rodzinnych imprezach dzieci krewnych i znajomych proszą o to, żebyś poudawał Strażaka Sama lub Boba?

W takich sytuacjach bardzo często mówię głosem Pana Groupera z "Bąbelkowego świata gupików" czy głupiego Chungu z "Lwiej straży". Nagrywam ludziom życzenia czy dzwonki na telefon.

Ostatni brałem udział w trasie koncertowej Betlejem w Polsce, dzieciaki z Arki Noego przychodziły, żebym zaśpiewał coś z Fineasza i Ferba. Wcześniej mówiły, że skądś znają mój głos, ale nie wiedziały skąd. Potem razem śpiewaliśmy: "Gdy zaczyna się lato, a z latem wakacje i czasu wolnego jest tyle...", piosenkę z Fineasza i wszystko stało się jasne.

Polski dubbing bajkowy stoi na bardzo wysokim poziomie. Podobno trudności są jeśli chodzi o rynek gier. Opowiedz o różnicach i wyzwaniach dotyczących podkładania głosu do gier wideo.

Lubię nagrywać gry, ale mam pewne ograniczenia w tej materii. W grach, szczególnie militarnych, strzelankach, bardzo często wykorzystuje się ekstremalne dźwięki, które może z siebie wydobyć aktor.

Mam na myśli na przykład odgłosy towarzyszące walce wręcz, umieraniu w cierpieniach, wołanie o pomoc. Wtedy nie można udawać, użyć mniejszych środków. Musi być wiarygodnie. Zanim zaangażuję się w jakąś grę, długo się zastanawiam i dopytuję o szczegóły roli.