"Co ty tam robisz tyle czasu? Tak trudno szybko się umyć i zwolnić łazienkę? Nie mieszkasz sam w tym domu!"... Znasz to? Słyszałeś to ty, słucha tych słów teraz twoje nastoletnie dziecko. Co zrobić, żeby zatrzymać tę pokoleniową powtarzalność, która nie prowadzi do niczego dobrego?
Rodzice nastolatków to najdzielniejsi i najcierpliwsi ludzie na całym świecie.
Do kłótni pomiędzy dziećmi w tym wieku a rodzicami dochodzi zwykle na trzech polach: bałaganu, długich kąpieli i nieustannego głodu.
Wyjaśniamy, czemu czasem warto dać swojemu dziecku przestrzeń do kreowania i poznawania własnego siebie.
Radzimy jak uniknąć kłótni i irytującego przewracania oczami.
Bycie nastolatkiem to zdecydowanie stan umysłu. Takiego, z którego my jako rodzice wyrwaliśmy się dobre kilkanaście lat temu. Musimy jednak przyznać, że te kilka lat udręki emocjonalno-hormonalnej zostawiło w nas ślad na zawsze.
To samo dzieje się teraz z twoim dzieckiem. A co ono zwykle słyszy z twoich ust? "Ile można siedzieć pod prysznicem?!", "Co za chlew, natychmiast tu posprzątaj!", "Czego znowu szukasz w tej lodówce, dopiero co był obiad?!".
Też to słyszałeś od swoich rodziców? Na pewno też cię to denerwowało.
Co wolałbyś, aby wtedy do ciebie powiedzieli? "Rozumiem", "pomogę ci", "jasne, możesz iść na imprezę i wrócić, o której chcesz"... Tego ostatniego zdania nie wypowiedział nigdy żaden rodzic i nigdy nie wypowie.
Są trzy najważniejsze pola bitwy toczonej pomiędzy nastolatkami i rodzicami. My radzimy, aby oddać walkę. Krzyki, fochy i napominania jeszcze nikomu nie pomogły się ogarnąć. Za to każdemu z uczestników wychowawczej pogadanki popsuły humor.
"Posprzątaj swój pokój"
Gdyby nastolatki mogły, zapewne miałyby pod biurkiem własny składzik na szklanki i kubki. Nie miałyby tam natomiast zmywarki, bo dziwnym trafem to urządzenie nie istnieje w ich uniwersum.
Ale brudne naczynia to tylko kropla w morzu bałaganu, które urządza twoje dziecko. Brudna pościel, zmiętolone chusteczki higieniczne, wszędobylskie gumki do włosów, pokruszone resztki cieni do powiek na biurku, ubrania, ubrania, ubrania... i ulubiona bluza na podłodze.
Możesz z tym walczyć. Wchodzić o pokoju i załamywać ręce, jednak na dłuższą metę nic to nie da. Odpuść. Ustal z dzieckiem zakres cotygodniowych porządków, które musi zrobić: brudne kubki i sprzątnięcie resztek jedzenia, bo grożą zadomowieniem się insektów, ale reszta (ubrania i związane na sto supłów ładowarki) to ich problem.
Poza tym dobrze wiesz, że nastolatek sam nie posprząta. A twoje wejście i uporządkowanie tych rzeczy zostanie odebrane jako zamach na jego wolność.
"Wyłaź z tej łazienki!"
Najpierw musisz wygonić młodego człowieka, aby w ogóle się wykąpał, a potem przez 40 minut czekać, aż łaskawie zwolni łazienkę.
Wiadomo, woda nie leci za darmo, ale ty też raczej nie szczędzisz jej na dokładne umycie się. A kiedy ostatnio zakręciłeś kran, myjąc zęby?
Twoje dziecko próbuje poznać swoje ciało. Od każdego najmniejszego pryszcza po niepokojąco skręcone włoski na pupie. Ma do tego prawo. Ty też tak robiłeś. Spędzałeś pod prysznicem godziny, by sprawdzić, czy "on" mieści się w normie, którą ustaliłeś na podstawie artykułów z internetu.
Chcesz, aby twoje dziecko akceptowało siebie, czerpało kiedyś radość z seksu i potrafiło zdecydować o wizycie u lekarza, gdy wyrośnie mu gdzieś niepokojący "pypeć"? Chcesz. Daj mu żyć.
A jeśli przez małolata spóźniasz się rano do pracy, to ustal, że młody/młoda kąpie się ostatnia albo gdy nie ma cię w domu po południu. Czego oczy nie widzą...
"Tatooo, jest coś do jedzenia?!"
Jasne, że jest. Lodówka wypełniona po brzegi, z szafek wypadają paczki orzechów, na gazie stoi garnek z zupą. A jednak słyszysz, że buszuje, przewraca, grzebie i jęczy, że nic nie może znaleźć. Już masz się podnieść z kanapy, żeby powiedzieć kilka dosadnych słów, ale... uspokój się.
Chłopcy w wieku 10-12 lat potrzebują od 2050 do 2700 kcal dziennie, 2600 do 3450 kcal dziennie, gdy mają 13-15 lat, a nawet 3000 do 4000 kcal dziennie tuż przed osiągnięciem dorosłości. Imponujące.
Ćwicząc siłowo, nie zawsze masz jadłospis rozpisany na 4 koła jedzenia. A twoje dziecko rośnie. I wcale nie musi odżywiać się super zdrowo. Wszystko, co wpadnie do jego brzucha, zostanie przetrawione z prędkością Zygzaka McQuuena.
Zanim więc zrobisz awanturę, poczekaj. Twoje dziecko z pewnością za chwilę znajdzie coś do schrupania. A jeśli zapyta o obiad, po prostu powiedz mu, że im szybciej zabierze się do pracy, tym prędzej usiądziecie do wspólnego posiłku.
Zanim zadasz pytanie: "I co wyrośnie z takiego człowieka, któremu na wszystko się pozwala?", usłysz jeszcze raz w głowie "ojesssu" zsynchronizowanego z przewracaniem oczami.
Kluczem jest zaprzestanie nierealnych wymagań, a pozwolenie na wolność w kreacji własnego bałaganu na własnym kawałku podłogi. To zaprocentuje większą bliskością pomiędzy tobą a dzieckiem niż ciągłe jego napominanie.