Są takie dni, gdy twoje struny głosowe odmawiają posłuszeństwa. Wcale nie z powodu przeziębienia, a warczenia pod nosem i krzyczenia na dzieci. Wieczorem za to, podkulasz ogon i miażdży cię poczucie winy, bo ani razu nie chciałeś krzyknąć na dzieciaki, a poszły spać ze smutnymi minami. Podpowiadamy, jak zakończyć ten spektakl agresji i ugryźć się w język, aby co noc spać spokojnie.
Najwyższy czas sobie to uświadomić. Taktyka stosowana przez pokolenia, mimo jej zawodności, nadal jest przekazywana jako remedium na nerwy. Tymczasem, wstrzymując się od wybuchu, coraz bardziej drażnimy nasz układ nerwowy. Spinamy się jeszcze bardziej, co sygnalizuje naszemu systemowi, że jesteśmy w niebezpieczeństwie. Dzięki ewolucji na więcej stresu, zareagujemy atakiem. A przecież chodzi o coś odwrotnego.
Wymaga to krzyknięcia raz czy dwa na dzieci (ale pewnie już masz to za sobą, skoro tu jesteś), aby uzmysłowić sobie, jakie czynności i uczucia poprzedzają nasze wybuchy złości. Ale gdy już dowiesz się, że tuż przed głośnym "aaa, zwariuję", zaciskasz nerwowo pięści albo strzelasz oczami po półce z książkami, łatwiej będzie ci uprzedzić dzieci, że za chwilę zrobi się nieprzyjemnie.
Powiedz do nich wtedy, że za chwilę krzykniesz, więc dobrze, żeby nie widziały wściekłego taty i poszły do innego pokoju lub sam oddal się do samotni. Teraz możesz oddychać. Wolno i głęboko, to będzie sygnał dla układu nerwowego, że fala stresu, która cię zalała, nie ma nic wspólnego z zagrożeniem życia i możesz schować pazury.
Jakkolwiek to głupie - śpiewaj
Trochę się już uspokoiłeś, ale cała zebrana do ataku energia musi znaleźć ujście. To proste - możesz wściekle pokroić pietruszkę do rosołu, zacząć śpiewać głupią piosenkę albo zacząć ćwiczyć. Dzieci nie zjedzą pietruszki i historia zatoczy koło, nie po to płacisz za karnet na siłownię, żeby robić z siebie idiotę w domu, więc zostaje śpiewanie.
Na pewno znasz jakąś piosenkę, a jak nie to wyrzuć z siebie przypadkowe słowa. Na pełnym wydechu, już spokojniej, łatwiej przyjdzie ci powiedzenie "kocham was moje cudowne dzieci".
Wstrzymaj multizadaniowość
Jesteśmy całkiem pewni, że chciałeś wydrzeć się na dzieci, bo gdy one darły w drobny mak książki, ty musiałeś wysłać maila, w piekarniku na skwarkę spiekły się paluszki rybne, a w kolejce czekała wideokonferencja z szefem.
Wycisz po kolei wszystkie zadania. Ustal priorytety - polecamy wyłączyć piekarnik, zanim się udusicie w dymie. Potem, jeśli możesz, zajmij się po kolei sprawami najwyższej wagi, czyli dziećmi. Nie dawaj im poczucia, że siedzenie przed komputerem jest ważniejsze, niż ich potrzeba uwagi. Po to właśnie wyrzuciły książki z półek.
Zignoruj dzieci
Myślisz, że w tym punkcie zaprzeczamy samym sobie. W ogóle nie. To rozwinięcie punktu o multizadaniowości. Nasze mózgi nie są przyzwyczajone do robienia kilku rzeczy naraz. Przegrzanie umysłu skutkuje spadkiem efektywności w wykonywaniu zadań. Jeśli usunąłeś wszystkie niebezpieczne przedmioty z zasięgu ręki dzieci, to śmiało możesz je ignorować. Ale musisz pamiętać, że nie możesz mieć potem do nich pretensji o dewastację salonu.
Każ dzieciom czekać
Wmawiamy sobie, że musimy być obecni przy naszych dzieciach cały czas. Jednak to nieprawda. Stosując multitasking, nie jesteś tak naprawdę w 100 proc., ani w pracy, ani ze swoimi dziećmi.
Jeśli robisz coś bardzo ważnego, nie bój się powiedzieć dzieciom "potrzebuję 20 minut, potem spędzę z wami pół godziny na zabawie". To aż tak proste.
Nie każ dzieciom przepraszać
Tak, narozrabiały. Ty się nie wydarłeś, bo przeczytałeś ten poradnik, ale atmosfera nadal daleka jest od idealnej rodzinnej sielanki. Nie stój teraz nad dzieckiem i nie każ mu przepraszać za bałagan. Sam też nie forsuj swoich złotych myśli. Dajcie sobie chwilę.
Możecie wrócić do rozmowy o tym, co się stało, a możesz nigdy nie usłyszeć "przepraszam" od swojego dziecka i to też będzie ok. Najprawdopodobniej swoim zachowaniem, przytulaniem i smutną miną pokazało już, że jest mu przykro z powodu niedawnej sytuacji. Po co jeszcze raz rozdrapywać rany?