Katecheci idą na wojnę z MEN. Domagają się dwóch lekcji religii i ochrony dla wierzących uczniów
Jedna lekcja tygodniowo, zawsze przed zajęciami obowiązkowymi lub po nich i możliwość tworzenia grup z uczniów różnych klas. To główne zmiany w nauczaniu religii od nowego roku szkolnego. Wprowadza je rozporządzenie, które 17 stycznia, po wielotygodniowych naradach i konsultacjach, podpisała ministra Nowacka.
Bitwa o religię przeniesie się poza Polskę
Jej podpis kończy pracę nad tym dokumentem, nie kończy jednak sporów o nauczanie katechezy. Swoje niezadowolenie wyrazili już biskupi, którzy nazwali rozporządzenie "aktem bezprawia". I zapowiedzieli, że zrobią wszystko, by skłonić rząd do wycofania się z tych zmian. – Kościół ma prawo wykorzystać wszystkie możliwości prawne w obronie praw rodziców i uczniów – stwierdził w rozmowie z KAI bp Wojciech Osial, który uczestniczył w negocjacjach z rządem.
Podobne plany wobec MEN mają nauczyciele religii działający w Stowarzyszeniu Katechetów Świeckich. Zarząd tej organizacji właśnie opublikował list otwarty, który jest jedną wielką krytyką działań ministerstwa. I zapowiedzią walki ze zmianami w nauczaniu religii. Autorzy listu zaczynają od wyrażenia "stanowczego sprzeciwu wobec zredukowania lekcji religii do jednej godziny w tygodniu oraz umieszczania jej w planie lekcji przed lub po przedmiotach obowiązkowych".
Na słowach się nie skończy. Katecheci mają konkretny plan. "(…) konieczne jest zaskarżenie rozporządzenia do odpowiednich organów oraz przedstawienie problemu dyskryminacji ze względu na przynależność religijną na forum międzynarodowym". A to oznacza, że spór o zmiany wprowadzone przez Barbarę Nowacką będzie najprawdopodobniej musiał rozstrzygnąć Europejski Trybunału Praw Człowieka albo Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Wierzący prześladowani w szkołach
Zarzut dyskryminacji osób wierzących pojawia się nie po raz pierwszy. Wcześniej biskupi oskarżali o to MEN. Ale Stowarzyszenie Katechetów Świeckich mocno rozwija ten temat i podaje przykłady tego, w jaki sposób ministerstwo dyskryminuje katolików i wyznawców innych religii. Chodzi o edukację zdrowotną, która – podobnie jak religia i etyka – będzie nieobowiązkowy.
"Będą w systemie edukacji zatem trzy przedmioty nieobowiązkowe, organizowane na życzenie, ale jedynie w stosunku do edukacji zdrowotnej nie przewiduje się łączenia w grupy międzyoddziałowe i międzyklasowe, nie planuje się łączenia dzieci i młodzieży w różnym wieku i na rozmaitym poziomie rozwoju emocjonalnego i intelektualnego; lekcje te nie będą organizowane przed lub po przedmiotach obowiązkowych, nie planuje się też, aby ocena z nowego przedmiotu nie była wliczana do średniej ocen" – argumentują katecheci.
I dodają, że uczniowie chodzący na edukację zdrowotną będą faworyzowani, a ci, którzy wybiorą religię czy etykę, znajdą się w gorszej sytuacji. "Dyskryminacja uczniów, nauczycieli i rodziców, którzy chcą by ich dzieci uczęszczały na lekcje religii albo etyki, stanie się oczywista" – czytamy w liście.
Stowarzyszenie Katechetów Świeckich wprost zarzuca MEN, że swoim działaniem doprowadzi do pogorszenia sytuacji uczniów chodzących na religię. Pogorszenia, bo już jest źle. Są oni, jak twierdzą autorzy listu, narażeni na przemoc rówieśniczą, wyśmiewanie i hejt. Tylko dlatego, że chodzą na katechezę.
Ofiarami są nie tylko uczniowie. "To samo spotyka nauczycieli religii, którzy nie dość, że są dyskryminowani w zatrudnieniu, to z racji nauczanego przedmiotu narażeni są na prześladowania ze strony nauczycieli innych przedmiotów. W kraju panuje atmosfera szydzenia z katolików i szerzej, chrześcijan, podsycana przez polityków nastawionych na bezwzględne zbijanie kapitału politycznego oraz media" – skarżą się katecheci.
Obrońca wierzących w każdej szkole
Zdaniem podpisanych pod listem nauczycieli religii sytuacja jest tak dramatyczna, że wymaga podjęcia stanowczych działań. W walce z dyskryminacją miałoby pomóc powołanie konsultantów do spraw równego traktowania ze względu na wyznawaną wiarę i przynależność do kościołów i związków wyznaniowych lub ich brak. Tacy konsultanci mieliby działać w każdej szkole. Ich rolą byłoby reagowanie na przypadki wyśmiewania czy hejtowania uczniów z powodu ich religijności.
"Zjawisko hejtu wobec uczniów, którzy chodzą na lekcje religii jest realnym problemem, zwłaszcza w niektórych dużych aglomeracjach, co wiąże się z kosztami emocjonalnymi uczniów tym dotkniętych. To temat tabu w szkolnictwie i może nadszedł ten moment, aby podjąć stanowcze kroki by temu przeciwdziałać" – apelują przedstawicie Stowarzyszenia. I dodają, że zgłaszali ten problem ministerstwu edukacji, Rzecznikowi Praw Dziecka i innym instytucjom, ale pisma pozostały bez odpowiedzi.
List kończy się apelem do Rzecznika Praw Obywatelskich, aby "zbadał sytuację związaną z wprowadzonym rozporządzeniem oraz przeanalizował sytuację związaną z dyskryminacją nauczycieli religii, a także uczniów i ich rodziców". Sądząc po oskarżycielskim tonie listu, nie będzie to ostatnia instytucja, do której zwróci się ze skargą Stowarzyszenie Katechetów Świeckich. Kolejnymi będą już jednak te międzynarodowe. Wszystko wskazuje więc na to, że spór o lekcje religii dopiero wkroczy w najostrzejszą, bo sądową fazę. I będzie się ciągnął jeszcze latami. A jak się skończy? Śmiało można powiedzieć: Bóg jeden wie.