Już wiadomo, jak będą wyglądały lekcje religii od nowego roku szkolnego. Po wielu tygodniach konsultacji i negocjacji z biskupami Barbara Nowacka podpisała właśnie rozporządzenie w tej sprawie. Szefowa MEN ogłosiła też decyzję w sprawie edukacji zdrowotnej. Przez pierwszy rok będzie to przedmiot nieobowiązkowy. A co potem? O tym zdecydują uczniowie i nauczyciele.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
No i wszystko jest już jasne. Ministerstwo Edukacji Narodowej w końcu podjęło ostateczne decyzje w sprawie dwóch przedmiotów, które przez ostatnie tygodnie były powodem gorących sporów i protestów. Mowa oczywiście o religii i edukacji zdrowotnej. Czego mogą spodziewać się w nowym roku szkolnym uczniowie i ich rodzice?
Religia raz w tygodniu
Nowe zasady nauczania religii w szkole wyznacza rozporządzenie, które przez kilka ostatnich miesięcy było konsultowane z ekspertami, prawnikami i przedstawicielami Kościoła katolickiego oraz innych związków wyznaniowych. W efekcie nieco zmieniło swój kształt – jak przyznała niedawno wiceministra Katarzyna Lubnauer, rząd w kilku kwestiach ustąpił biskupom. Dalszych ustępstw jednak nie będzie. 17 stycznia szefowa MEN podpisała to rozporządzenie, a więc opisane w nim zmiany zaczną obowiązywać od pierwszego września tego roku.
Jakie to zmiany? Zasadnicza jest taka, że będzie tylko jedna lekcja religii w tygodniu, a nie dwie jak teraz. To samo dotyczy też etyki. Poza tym lekcje religii i etyki mają być umieszczane "bezpośrednio przed obowiązkowymi zajęciami edukacyjnymi ucznia lub bezpośrednio po tych zajęciach", czyli mają być na pierwszej lub ostatniej lekcji. Nie dotyczy to jednak sytuacji, kiedy wszyscy uczniowie w klasie zadeklarują, że chcą chodzić na katechezę lub etykę. Wtedy te zajęcia będą mogły być umieszczane między lekcjami z innych przedmiotów.
Rozporządzenie daje też dyrektorom szkół możliwości łączenia uczniów z różnych klas i roczników w grupy na lekcjach religii i etyki. Mają być one tworzone wtedy, gdy w danej klasie będzie mniej niż siedmioro chętnych do uczestniczenia w tych lekcjach. W takiej grupie mogą się znaleźć dzieci z klas IV-VI oraz VII-VIII. Nieco inna zasada dotyczy najmłodszych dzieci. Uczniów klas I-III też można łączyć w grupy na lekcje religii, ale w każdej mogą się znaleźć jedynie dzieci z tego samego rocznika. Nie może być więc tak, że pierwszoklasista chodzi na religię z trzecioklasistą.
Podpisanie rozporządzenia na pewno nie utnie sporu z Kościołem. Bo choć MEN w kilku kwestiach ustąpiło, to nie jest tajemnicą, że biskupi chcieli wynegocjować znacznie więcej. Wśród propozycji, które przedstawiali podczas rozmów, było m.in. wprowadzenie obowiązku chodzenia na religię bądź etykę. Hierarchowie domagali się też tego, by zmniejszenie liczby lekcji katechezy wprowadzać stopniowo – na początku tylko w szkołach średnich, a dopiero w kolejnych latach w podstawówkach.
Warto też pamiętać, że wspomniane rozporządzenie zostało już zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego. Jego sędziowie we wstępnym orzeczeniu uznali, że decyzja MEN w sprawie religii jest niezgodna z prawem. Kolejne batalie w tej sprawie są więc niemal pewne.
Edukacja zdrowotna przez rok dobrowolna
Ucichną za to, przynajmniej chwilowo, kłótnie o edukację zdrowotną. Potwierdziły się bowiem spekulacje, że MEN zamierza się wycofać z pierwotnych planów dotyczących tego nowego przedmiotu. A te zakładały, że będzie on obowiązkowy od IV klasy podstawówki. Sprzeciw biskupów, organizacji katolickich i części rodziców, podgrzewany przez opozycję i prawicowe media, skłonił jednak rząd do zmiany decyzji.
– Muszę ochronić polskie szkoły przed polityczną awanturą. Edukacja zdrowotna w roku szkolnym 2025 będzie nieobowiązkowa – ogłosiła w rozmowie z RMF FM Barbara Nowacka. Zaznaczyła jednak, że po tym pierwszym, testowym roku, będzie poważna narada w tej sprawie. – Po roku o nowy przedmiot zostaną zapytani uczniowie i nauczyciele, a nie politycy. Być może wtedy zmienimy decyzję – stwierdziła szefowa MEN. Zaapelowała też do rodziców, by posyłali dzieci na lekcje nowego przedmiotu.
Będzie powrót prac domowych?
MEN sprawdzi nie tylko to, jak uczniowie i nauczyciele oceniają edukację zdrowotną. Wcześniej, bo już w tym roku, eksperci resortu sprawdzą, jakie skutki przyniosło wprowadzenie zakazu zadawania prac domowych. W wywiadzie dla RMF FM ministra Nowacka przyznała, że ta decyzja jest różnie oceniana – część rodziców i nauczycieli twierdzi, że prace domowe powinny wrócić, inni podkreślają, że to była dobra decyzja, bo dzięki niej dzieci nie są tak przemęczone.
Ministerstwo chce jednak ocenić solidnie skutki tego zakazu. – Będzie ewaluacja. To jest też zmiana, która jeszcze nie ma roku. I z jednej strony część rodziców mówi, że było lepiej, kiedy te prace domowe były obowiązkowe, a część nauczycieli też wdraża się w system pracy bez obowiązku zadawania prac domowych – zapowiedziała szefowa MEN.
Jeden przedmiot zamiast kilku
Podczas wywiadu w RMF FM ministra Nowacka została też zapytana o losy innego pomysłu MEN, który miałby być wdrożony dopiero w przyszłym roku. Chodzi o połączenie zastąpienie biologii, geografii, fizyki i chemii jednym przedmiotem zawierającym elementy wszystkich tych przedmiotów, czyli przyrodą. Jak się okazuje, konkretnych ustaleń w tej sprawie jeszcze nie ma, prace dopiero ruszają.
Szefowa MEN wyznała, że właśnie tworzona jest rada ekspertów, którzy mają ocenić, czy taka zmiana ma sens, a jeśli tak, to jak powinna wyglądać. – Jednym z możliwych kierunków jest to, że przyroda będzie jako przedmiot dłużej. Ale na pewno siódma, ósma klasa to będzie czas na biologię, chemię, fizykę, dlatego że to jest przygotowanie też do szkoły średniej – powiedziała Barbara Nowacka.
Koniec z wagarami, ale nie ze smartfonami
Szefowa resortu edukacji po raz kolejny zapowiedziała też wprowadzenie przepisów, które podniosą minimalny próg obecności ucznia w szkole, który pozwala zdać do następnej klasy. Dziś ten próg wynosi 50 proc., co oznacza, że uczeń może opuścić bez usprawiedliwienia nawet połowę lekcji w roku szkolnym, a i tak zdaje. – 50 proc. wagarów to jest absolutnie niedopuszczalne – stwierdziła Nowacka. Nadal nie ujawniła jednak, jaki będzie ten nowy próg. Nieoficjalnie mówi się, że uczniowie będą mogli opuścić jedynie 30 proc. lekcji w roku.
Nie będą za to musieli rozstawać się ze swoimi smartfonami. Barbara Nowacka zapewniła bowiem, że jej resort nie ma w planach wprowadzenia zakazu używania w szkołach telefonów i innych elektronicznych gadżetów. – Ja nie widzę drogi przez zakaz. Dzisiaj szkoły mają autonomię, możemy je wesprzeć w dbaniu o higienę cyfrową, ale odgórny, ministerialny zakaz znowu spowoduje problem i konflikt w szkole. (…) Podejmiemy działania, które będą zmierzały do higieny cyfrowej, do wzmocnienia tego trendu – zadeklarowała ministra edukacji.
Zakaz używania smartfonach obowiązuje już w kilku krajach europejskich, ostatnio do tego grona dołączyła Słowacja.