Jestem tatą, ale nie przestałem być graczem. Jak łączyć hobby i ojcostwo, by wygrywać na obu polach?

Aneta Zabłocka
Zakładasz, że gdy zostaniesz ojcem, twoje życie trochę się zmieni, ale nie będzie to całkowite zaprzepaszczenie dotychczasowego trybu życia. Może jednak się okazać, że o wiele trudniej będzie ci poświęcać się swojemu hobby. Chyba że... sprawdzisz, jak robili to inni ojcowie.
Jak łączyć hobby i ojcostwo? Ojcowie zdradzają swoje patenty Fot. Cottonbro/Pexels
Znalezienie czasu dla siebie jest proste, jeśli potrafisz cierpliwie czekać. Rodzice małych dzieci przyznają, że w pierwszych latach trudno jest wyrwać chwilę na swoje zainteresowania, ale im dzieci starze, tym większa szansa na włączenie ich do wspólnej aktywności.

Biegacz

– Za każdym razem, kiedy wychodziłem biegać, czułem, jakbym porzucał żonę i dziecko. Tak naprawdę motywowała mnie żona, która powiedziała, że wkurzam ją, bo gdy dziecko śpi, to czuje się zobligowana, aby dotrzymywać mi towarzystwa, a chętnie też by ucięła sobie drzemkę – śmieje się Michał.


Jest wielokrotnym maratończykiem, który jeszcze przed porodem "nabiegał się na zapas". Jednak po narodzinach córki szybko zaczęło mu brakować samotnych biegów wokół miasta.

Nie jest fanem biegania z wózkiem. Woli mieć wolne ręce, więc nie zdecydował się na zakup przyczepki. A jednak udało mu się wciągnąć żonę i córkę w swoje hobby.

– Podzieliliśmy się. Żona z córką jechali na rowerze, a ja biegałem. Gdy miałem trening ze sprintami lub schodami, jechali własną trasą. Potem spotykaliśmy się w jednym punkcie miasta. Młoda bardzo się cieszyła na widok spoconego tatusia – opowiada Michał.

Tak bywało w weekendy. Wybiegania w tygodniu Michał zawsze robił wieczorem, gdy domownicy już spali. – W pandemii ma to jeszcze jeden plus, bo ulice są całkowicie puste i mogę trochę poświrować z tempem, bo na nikogo nie wpadam – tłumaczy.

Michał mówi, że jego zdaniem to bardzo ważne, żeby znaleźć hobby, które wyrwie nas z domu. Nie tylko ze względu na lockdown, ale na zdrowie związku. Posiadanie niemowlaka, a potem małego dziecka, jest bardzo stresogenne. Lepiej czasami zejść sobie z oczu.

– Po sprzeczkach z żoną zawsze szedłem biegać. Może się wydawać to egoistyczne, ale dawało i mi, i jej czas na ochłonięcie i przemyślenia – mówi.

Jego zdaniem to zdrowe, aby raz na jakiś czas wypocić z siebie wszystkie "nerwy", wrócić odświeżonym i naładowanym do życia rodzinnego, niż budować w sobie frustrację z powodu braku czasu dla siebie. – Wkurzony ojciec to nie jest dobry rodzic - twierdzi Michał.

Gracz

Teraz Maciek ma już z górki, bo jego ekipa ma 11 i 13 lat, więc chętnie gra z nimi. Problemy z godzeniem czasu dla siebie i ojcostwem miał wcześniej, gdy dzieci były małe.

– Dostaliśmy w pakiecie bliźniaki, więc gdy na chacie były dwa niemowlaki i 2-latek, to była ostra jazda – wspomina. – Nie pamiętam czy wtedy w ogóle spałem, a co dopiero powiedzieć o czasie dla siebie.

Maciek zawsze był graczem, jest programistą i testerem gier. Dorastał na grach wideo, poszedł do liceum informatycznego i na studia. – Zaczynałem dzień od gier i kończyłem nimi. A jednak znalazłem czas, żeby założyć rodzinę i być całkiem fajnym tatą. Nie wierzcie w to, co mówią o typowych informatykach – śmieje się.

Teraz po prostu gra z dziećmi – Pokemony, Roblox, Super Mario – to klasyki, które nigdy się nie nudzą.

Kilka lat temu Maciek kupił drukarkę 3D i zaczął robić dla swoich dzieci zabawki. – Nie ma chyba prostszego sposobu, żeby zainteresować dzieci nauką, niż pokazanie im na żywo procesu tworzenia – tłumaczy. – Potrafiły godzinami siedzieć i patrzeć na drukowanie figurek. Albo przybiegać co 15 minut i oglądać postęp prac – wspomina.

Jego żona nie miała wyboru, jak pogodzić się z tym, że cała rodzina spędza czas w gabinecie taty. - Dzieci mogły patrzeć, ale nie mogły dotykać. Pilnie przestrzegały tej reguły, więc moja żona miała w tym czasie totalny luz.

Gracz 2

Ze starszą córką nie miał problemów, znalazł dla niech hobby, które również jego kręciło. Interesowała się Pokemonami, więc podsunął jej grą karcianą i zaprowadził na turniej.

– Chłopcy są mali i jeszcze bardziej niszczą rzeczy, niż sensownie z nich korzystają, więc czekam, aż podrosną – tłumaczy Paweł.

On sam gra w gry figurkowe. Przed pandemią turnieje odbywały się w środę, więc wtedy miał "wychodne". Jego żona z kolei odbijała sobie jego wyjścia w poniedziałki.

– To było fair. W pozostałe dni dzieliliśmy się opieką nad dziećmi po połowie. Każde z nas wiedziało, że będzie miało dzień, w którym zrobi coś tylko dla siebie – wyjaśnia.

Teraz gra online i czasami zbiera "wife pointy", czyli wykonuje więcej prac w domu, aby pozwolić sobie na całodzienne siedzenie przy komputerze. Tym bardziej że kwalifikacje do turniejów też zabierają czas.

– Nie byłoby sprawiedliwie, że ja mogę ciąć w gry, a moja żona ma zamkniętą siłownię – śmieje się. – W świecie graczy jest wielu ojców, więc gdy umawiamy się na rozgrywkę, a ja napiszę "muszę położyć dzieciaki spać", wszyscy to rozumieją. A czasami zamienia się to w pogadankę o tym, o której zasypiają, czy przeszkadzają, czy zaczynamy je już wciągać w świat gier. Wielu moich dobrych kolegów ojców poznałem na turniejach.

Fan motoryzacji

Kamil jest mechanikiem samochodowym. To jego praca i hobby. Niedawno kupił sobie motor. Jego 10-miesięczny syn już miał okazję posiedzieć z tatą.

– Ojcostwo uczy ustalania priorytetów. Najtrudniejsze są pierwsze miesiące, kiedy nie ma czasu na dodatkowe zajęcia. Gdy bobasowi minęły kolki i dzień zaczął mieć regularny tryb, łatwiej było mi zejść do garażu – mówi.

Hobby to zajęcie dodatkowe, więc czasami można je rzucić w kąt i poświęcić się sprawom, które mają wyższą wagę. Majsterkowanie w garażu nie miało deadline'u, więc nie wymagało trzymania się żadnego sztywnego terminarza.

Kamil zawsze miał telefon przy sobie, żeby jego partnerka mogła zadzwonić i powiedzieć, że potrzebuje przerwy w opiece nad ich synem.

– Myślę, że to było fajne, bo nie ukrywaliśmy przed sobą swojego zmęczenia. Przecież po pracy zajmowałem się swoim hobby. Nic nie stało na przeszkodzie, żebym przerwał to, co robiłem i zastąpił żonę – tłumaczy.

Kiedyś i ona jeździła na motorze, ale po urodzeniu syna się boi. Tłumaczy, że w razie wypadku zawsze zostanie ich synowi jeden rodzic.

– Może to trochę drastyczne podejście, ale pragmatyczne – mówi Kamil. – Staram się nie szaleć także z wydatkami. Motor kosztował sporo, mam wrażenie, że dłubanie przy nim wyniesie drugie tyle.

Niezależnie od tego, czy grasz, biegasz albo czytasz, dbanie o siebie jest najlepszym prezentem, który możesz dać swoim dzieciom. Zrelaksowany rodzic to najlepszy rodzic.