Jeszcze niedawno twoje dziecko było kilkulatkiem, który grzecznie bawił się klockami na podłodze. Kupowałeś mu lub jej Lego i wspólnie budowaliście. Wspólnie oglądaliście też ulubione kreskówki, dzięki czemu wiedziałeś, co słychać u Boba Budowniczego znałeś też na pamięć imiona wszystkich kucyków Pony.
Czas jednak leci błyskawicznie – gdy dziecko trafia do szkoły, okazuje się, że zaczyna mówić o rzeczach, o których nie masz pojęcia.
W domu pojawiają się obco brzmiące imiona, tytuły gier, płyt czy książek. Spójrz prawdzie w oczy, to moment, gdy dziecko zaczyna budować swój świat poza domem.
Poznało nowe rozrywki, inne od tych, na które poświęcaliście wspólnie czas parę lat temu. Tracisz powoli kontakt, przestajesz rozumieć, co jego lub ją cieszy i fascynuje. Stajesz się "odklejonym" ojcem.
Można temu jakoś zaradzić? Owszem. Zamiast narzekać, spróbuj zbudować unikatową więź z dzieckiem. Znajdź zajawkę, która was połączy.
– Pokemony! Pierwszy raz usłyszałem o nich, gdy moja córka poszła do szkoły – wspomina Piotr. – Na telefonie mamy miała zainstalowaną grę Pokemon Go, a zbieranie stworków zachęcało ją do długich spacerów.
– Potrafiła przejść kilka kilometrów bez jęczenia, że bolą ją nogi. Po roku słuchania opowieści o pokemonach zacząłem reagować na nie alergicznie. Moja córka wydawała całe kieszonkowe na podróbki kart z tymi stworami.
– Bywało, że dzień rozpoczynał się od rozmowy o Pokemonach i na nich kończył. Zacząłem się zastanawiać jak sensownie wykorzystać jej pasję – mówi Piotr.
Twój własny fightclub
W sklepie dla graczy dowiedział się, że istnieją także oficjalne karty Pokemon, które służą do grania. Efekt? Teraz tworzy z nich talie, a potem rywalizuje na turniejach. Jest nawet światowa liga, która nadaje numer każdemu graczowi.
– Zwykle to dzieci przyprowadzają tu rodziców, by pokazać im karty z pokemonami – mówi Tomasz Murawski ze sklepu Merfolk. – Ta gra rozwija umiejętności myślenia, planowania działań i szacowania statystycznego. Trzeba liczyć punkty i analizować obrażenia swoich bohaterów.
50 złotych wystarczy na podstawową talię z pokemonami. Karty są najważniejsze, choć są też inne akcesoria, więc ta rozrywka równie dobrze może okazać się studnią bez dna – przestrzega Murawski.
Co dwa tygodnie Piotr chodzi z córką na turnieje, ściągnął z Japonii karty do gry, odpalił na komputerze aplikację do trenowania i przegląda strony, na który doświadczeni gracze opisują jakie karty warto dobierać do swoich talii. – Zaczęły mnie kręcić pokemony. Myślę o nich, tworzę talie, stałem się częścią świata graczy. Przede wszystkim jestem dumny z mojej córki, która na turniejach spuszcza łomot starszym od siebie – zachwyca się Piotr.
To jest wojna!
Zagłębienie się w świat dziecka to unikatowa okazja, by spełnić własne marzenia z dzieciństwa. Jeśli dobrze pokierujesz zainteresowaniami potomstwa, będziesz mógł kupić sobie zabawki, o których marzyłeś jako mały chłopiec. Albo takie, do których nie miałeś cierpliwości jako dziecko.
– Mój wujek miał w domu armię małych starannie pomalowanych żołnierzy – wspomina Michał. – Zawsze chciałem się nimi bawić, ale oczywiście nie wolno mi było ich dotykać.
Zobaczyłem kiedyś na wystawie w sklepie figurki Warhammer. No i zwariowałem. Chciałem je kupić, ale było mi głupio, bo przecież nie jestem już dzieckiem. No ale… przecież mam dziecko.
– Co prawda mój syn zbierał wtedy głównie figurki Super Zings, ale gdy zabrałem go do sklepu dla graczy, od razu zwrócił uwagę na figurki. Moja krew – śmieje się Michał.
Najpopularniejsze są dwie wersje Warhammera -– Age of Sigmar, czyli w uproszczeniu analogowe klimaty rodem z gry "Heroes Might and Magic" oraz 40 000 Dawn of War, czyli futurystyczna postapokalipsa.
– Zestaw startowy to wydatek kosztuje ok. 150 zł. Za tę kwotę dostajemy ok. 20 figurek, które można pomalować. Do tego dochodzą koszty farb i materiałów modelarskich – tłumaczy Murawski, ale zaznacza, że Warhammer to zabawa dla starszych i bardziej cierpliwych dzieci. Już samo malowanie figurek wymaga wprawnej ręki. Choć do rozgrywki można też wystawić armię w wersji bez malowania.
– Niemal co wieczór siadamy i malujemy wspólnie figurki. Jestem pod wrażeniem tego, jaki mój syn ma talent do dobierania kolorów. To precyzyjna robota. Dzięki niej mój młody może się wyciszyć wieczorem przed snem. Mamy już kilkadziesiąt pomalowanych figurek, kilkanaście kolejnych czeka w kolejce – mówi Michał.
Gdy już zbierze się armię figurek, można wystawić ją do walki z innymi graczami. Warhammerowców można spotkać na turniejach, ale są też w sklepach kolekcjonerskich i knajpach z planszówkami – tam często organizowane są rozgrywki. Zawodnicy schodzą się, rozkładają maty do gry, ustawiają figurki, a potem przez kilka godzin ich armie walczą ze sobą.
– Dla nas jeszcze na to za wcześnie, bo nie do końca ogarniamy zasady gry – wyjaśnia Michał. – Ale jeździmy z młodym do sklepu, w którym spotykają się gracze. Objaśniają nam, o co chodzi w rozgrywce albo jak wyliczać przesuwanie kolumn – mówi. – Ale nie spieszę się z tym, na wielogodzinne turnieje jeszcze jeszcze przyjdzie czas.