Są takie dni, że zazdroszczę bezdzietnym. Oto, co mogą robić, gdy rodzice mają przechlapane

Aneta Zabłocka
Zależnie od tego, jak czujemy się w roli rodzica, możemy przytoczyć badania społeczne o tym, czy bezdzietni są bardziej szczęśliwi od nas, czy mniej. Najprawdziwszą prawdą będzie stwierdzenie, że to zależy od dnia. Jednak moim zdaniem są cztery najważniejsze rzeczy, które sprawiają, że zgrzytam zębami z zazdrości na widok bezdzietnych par.
Czy bezdzietni są bardziej szczęśliwi od rodziców? Oto czego można im zazdrościć Fot. Lidya Nada/Unsplash

Mogą krzyczeć, gdy są sfrustrowani

Tego zazdroszczę bezdzietnym najbardziej. Jak coś ich wkurzy, mogą stanąć na środku salonu, krzyczeć i kopnąć telewizor, jeśli im nie szkoda. Mając dzieci, zawsze trzeba pamiętać, że twoja wkurzona twarz to dla nich potworny widok.

A ja jestem nerwowa. Najprościej zawsze rozładować mi napięcie uderzając w coś. Od kiedy jestem matką, staram się powściągnąć, jeszcze niedawno obrywało się kuchennym szafkom, ale już tego nie robię. Zaczęłam ćwiczyć jogę, żeby nie dawać ponosić się agresji.

Nie tylko o wyładowanie chodzi. Mając dzieci, ciągle muszę pilnować języka, a uwielbiam przeklinać. Mój syn niestety szybko podłapuje nowe słowa i niedawno udało mu się celnie rzucić, abyśmy wyłączyli "tę pie***oną muzykę". Śmiesznie było przez chwilę, ale 4-latek nie powinien znać ani tego słowa, ani tym bardziej potrafić użyć go w kontekście.


Mogą wyjść z domu, kiedy tylko chcą

Niezależnie czy masz dzieci, czy nie, przychodzą dni, kiedy chcesz wyjść z domu i przynajmniej teoretycznie, nie wrócić. Jeśli mieszkasz sam, sytuacja jest prosta; jeśli z kimś, narażasz się na niezrozumienie z powodu gwałtownego trzaskania drzwiami; gdy masz dzieci, pozostaje ci zamknięcie się w toalecie i płacz.

Często jest tak, że najbardziej odjechane pomysły znajomi mają wtedy, kiedy ty w ogóle nie jesteś w stanie wyrwać się z domu. Nawet gdy dzieciaci mają ochotę balować, bo odstawili małoletnich do babci, nie możesz z nimi wyjść, bo nie skonsultowali z tobą kalendarza. Dobrze wiesz, że jeśli umówicie się na obiad, ale przyprowadzisz "bombelki" to żadna para nic nie użyje z tego spotkania.

Nie popadają w paranoję z powodu przeziębienia

Nawet lekki katar to największy wróg. Wysyłasz dziecko do przedszkola, a ono po tygodniu pociąga nosem. Nic mu nie jest, ale i tak martwisz się na zapas czy zaraz nie skończycie z zapaleniem ucha. Jednak tym, co zabija, jest mieszanka wirusów, jaką przyniósł twój przedszkolak. Dwa dni po jego katarze ból głowy rozsadza ci czaszkę i nie masz siły podnieść ręki do kubka herbaty.

Odwrotna sytuacja jest równie tragiczna. Jeśli przeziębisz się ty, za chwilę chore będzie twoje dziecko. To oznacza miesiąc zwolnienia albo pracę zdalną. Obie opcje są fatalne, bo przez cały ten czas jesteś osłabiony i wychodzenie z choroby się przedłuża.

Mogą przespać cały dzień na kacu

Myślę, że poniższa anegdota wystarczy za wszystkie argumenty w tym podpunkcie.

Znajoma para miała umowę, że mogą wychodzić ze znajomymi, o ile niezależnie od stanu, w którym wrócą, imprezowicz zajmuje się od rana dziećmi w weekend. Efektem było to, że któreś z nich siedziało na kacu od 8 rano w pełnym słońcu na placu zabaw. Gorszej kary nie można sobie wyobrazić.