"Miałem dość żartów z jego wyglądu". Rodzice robią dzieciom operacje plastyczne, by lepiej wyglądały

Kacper Peresada
Operacje plastyczne są okej u dorosłych, ale gdy sprawa dotyczy dzieci, u wielu osób pojawiają się wątpliwości. Kroić dziecko nie dlatego, że jest chore, ale dlatego, że dzięki zabiegowi będzie ładniejsze? Czy to wyraz troski rodziców, czy może – objaw marzenia o dzieciach doskonałych, idealnych do zdjęć na Instagramie?
Fot: Piron Guillaume/Unsplash
– Gdy byłem mały, dzieciaki na placu zabaw śmiały się ze mnie, że jestem "uszaty" – wspomina Andrzej. Z czasem przyzwyczaił się do przezwisk, ale pamięta, że często pytał ojca, dlaczego dzieci śmieją z niego, skoro to nie jego wina, że ma takie uszy. Po prostu – taki się urodził.

– Gdy na świat przyszedł mój syn, najpierw pomyślałem, że ma wielką głowę. Potem zauważyłem spore uszy – mówi Andrzej. – Starałem się jednak o tym nie wspominać. Przynajmniej nie przy nim – przyznaje.

Kiedy dziecko jest brzydkie?

O tym, by zrobić synowi operację plastyczną, pomyślał po raz pierwszy kilkanaście miesięcy po porodzie. Wtedy syn Andrzeja miał zapalenie ucha, które nie chciało ustąpić. Lekarze sugerowali, że powodem mogą być odstające uszy.


Te uszy nie dawały Andrzejowi spokoju. Rozmawiał o tym z wieloma osobami. Większość wyśmiewała pomysł operacji plastycznej. Zmieniać wygląd dziecka tylko po to, by było ładniejsze? Przegięcie – to była najczęstsza opinia.

Czytaj też: "Mojej matce kompletnie odbiło". Dorosłe dzieci helikopterowych rodziców mają żal o skopane życie

– Operacje plastyczne robi się, gdy trzeba usunąć wyraźne deformacje, takie jak zajęcza warga – mówili znajomi Andrzeja.

Andrzej czuł niezgodę na takie podejście. Nie potrafił zrozumieć, gdzie przebiega granica między "deformacją" a byciem "nieatrakcyjnym". – Kto decyduje o tym, co jest deformacją, a kiedy dziecko jest po prostu brzydkie? – pyta retorycznie mój rozmówca.

Koniec z Dumbo

Potem historia zaczęła się powtarzać. Syn Andrzeja coraz częściej zadawał ojcu pytania o odstające uszy, te same, które Andrzej jako dziecko zadawał swojemu ojcu.

– Mój ojciec uważał, że dzięki moim uszom uodpornię się na docinki i stanę się twardszym facetem. Ja miałem całkowicie inne spojrzenie na tę sprawę – przyznaje Andrzej.

Zaczął rozmawiać ze swoim synem o odstających uszach. Chciał wysondować, co jego dziecko o nich sądzi. – Zależało mi, aby zrozumiał, że bardzo go kocham, ale jeśli chciałby coś zmienić, to nie ma w tym nic złego – podkreśla Andrzej.

Jego syn dość szybko zdecydował, że chce mieć mniej odstające uszy. Andrzej nie zastanawiał się długo i zapisał syna na zabieg. – Babcie trochę się burzyły, mój ojciec nie był zadowolony, ale za to mój syn był wniebowzięty. Zresztą – nadal jest – przyznaje Andrzej.

Pytam, czy nie miał żadnych obaw w związku z zabiegiem. – Zastanawiałem się, czy mój syn nie zacznie postrzegać każdej niedoskonałości, jako czegoś, co trzeba zmienić z pomocą chirurga – stwierdza Andrzej. Dodaje jednak, że nie usłyszał nigdy nawet słowa skargi, a jedynie zadowolenie z faktu, że nikt nie nazywa go już Dumbo.

Miesiąc bólu

– Moja córka zawsze chciała zrobić sobie operację nosa – mówi mi Paweł. Nie chce podawać prawdziwego imienia. – Kocham ją, ale potwierdzam, że mogłaby tym nosem obdarować swoją siostrę.

Paweł zarzeka się, że nigdy z nikim o tym nie rozmawiał. Trzymał te spostrzeżenia dla siebie, do chwili, gdy z żoną zaczęli dyskutować o tym, czy warto zgodzić się na prośbę córki.

– To, co nas przede wszystkim powstrzymywało to fakt, że operacja nosa jest naprawdę bolesna – mówi Paweł. Lekarze nie zostawiali złudzeń – zabieg to miesiąc bólu po operacji, a potem niemal pół roku do pełnego zagojenia.

Pierwsza raz poszli z córką na konsultację, gdy miała 16 lat. Lekarz wyjaśnił wszystkim, na czym polega zabieg, przedstawił wszystkie "za" i "przeciw". – Wydaje mi się, że w Polsce operacje plastyczne nie są jeszcze tak popularne, więc lekarze są bardzo ostrożni i postępują etycznie, bo nie chcą narażać ludzi. A może po prostu miałem szczęście, bo pewnie wśród chirurgów jest wielu palantów, którzy zrobią wszystko za trochę kasy? – zastanawia się Paweł.

– Moja córka nie chciała być dłużej być wyśmiewana. Uważała, że zabieg to właściwa decyzja i nikt nie wpłynąć na to, by zmieniła zdanie – stwierdza Paweł.

Akceptować i naprawiać

Wiele osób potępiało tę decyzję, ale on i żona nie rozumieli, co w tym złego. – Ludzie mają świra na punkcie swego wyglądu, chodzą do fryzjera, kosmetyczki, robią sobie tatuaże, zakładają kolczyki – wylicza. – Gdy ktoś uzna, że warto coś zmienić z pomocą lekarza, są oburzeni. Paweł doszedł do wniosku, że skoro w ten sposób może poprawić samopoczucie córki, a zabieg nie stanowi dla niego obciążenia finansowego to, czemu tego nie zrobić?

– Nie można jednak podchodzić zbyt lekko do tego typu tematów – podkreśla. Najbardziej irytowali go ludzie, którzy sugerowali, że skoro jego córka operacyjnie zmieniła sobie jedną część ciała, to w przyszłości będzie robić kolejne zabiegi "upiększające".

– Razem z żoną naprawdę długo o wszystkim rozmawialiśmy, spotkaliśmy się z psychologiem, aby mieć pewność, że nasza córka wie, na co się decyduję i doszliśmy do wniosku, że skoro jest tego pewna, niech to zrobi – stwierdza mój rozmówca.

– Ludzie wybielają sobie zęby, zakładają aparaty ortodontyczne, by mieć piękny uśmiech, wyrywają zęby, by poprawić zgryz i nikt nie ma z tym problemu – mówi Paweł. – Uważam, że jako rodzice powinniśmy pomagać naszym dzieciom czuć się wyjątkowo.

Jego zdaniem nie ma nic złego w tym, że ludzie chcą dobrze wyglądać. Uważa, że jeśli rodzice dobrze wychowają swoje dzieci, to będą one umiały akceptować swoje niedoskonałości, ale zarazem nie będą się bały naprawiać tego, co wymaga korekty. Dzięki temu będą szczęśliwszymi ludźmi.