Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady... Najpierw przeczytaj te historie ludzi, którzy to zrobili
Nakręcono o tym masę filmów i seriali, napisano wiele książek: wyprowadzka na odludzie, z dala od cywilizacji, porzucenie życia w mieście, a potem wyjazd w góry czy do lasu. Oni to zrobili. Jak wyglądało zderzenie marzenia o życiu w głuszy z rzeczywistością? Czy nie żałują?
Takie z dala od cywilizacji to niekoniecznie malownicze zdjęcia z Instagrama, to raczej żmudna codzienna praca, która na początku częściej przynosi rozczarowań niż spełnienia.
Czytaj też: Rzucić wszystko, kupić kampera i pojechać na koniec świata. Oni to zrobili — i zabrali trójkę dzieci
Moi rozmówcy uznali, że w mieście się duszą i podjęli decyzję: wyjeżdżamy. Jedni wybrali Bieszczady, drudzy Pomorze zachodnie, miejsca odległe, piękne, spokojne.
Na początku była koza
Beata i Zbigniew Wantułowie wyjechali w Bieszczady blisko ćwierć wieku temu. To była realizacja marzenia ludzi zakochanych w górach. Po 25 latach mieszkania w Wisłoku Wielkim widzą, jak turystyka stopniowo niszczy miejsce, które kochają.Jego zdaniem agroturystyka zawsze jest jedynie dodatkowym źródłem zarobku dla rolników, podstawowym pozostaje gospodarstwo rolne. W obecnych czasach wszystko uległo odwróceniu – mówi Zbigniew.
– Kiedyś Bieszczady były uosobieniem wolności i nie chodziło jedynie o to, aby zarabiać pieniądze, ale po prostu tu być. Czuć dzikość gór, ale takie Bieszczady to już tylko legenda.
Gdy szukali dla siebie miejsca w Beskidzie, przez dwa tygodnie krążyli samochodem załadowanym po dach, tym co zabrali z Rybnika, po okolicznych wioskach. Wreszcie udało się kupić dom.
– Właścicielami byli ludzie z Warszawy, którzy zostawili pustostan na dwa lata. Miejsce było bardzo zapuszczone – wspomina Zbigniew.
Początkowo mieszkała tu tylko jego żona wraz z dwoma synami. Gdy miejscowi ostrzegali ją, że w październiku spadnie śnieg, który utrzyma się do połowy kwietnia, nie bardzo chciała im wierzyć.
– Temperatura spadła do -30 stopni, zamarzały klamki, okna były nieszczelne. Nie umiałam jeszcze napalić w piecu kaflowym. Było bardzo zimno – wspomina Beata.
Niedługo potem na świat przyszedł ich syn, który, jak się okazało, miał skazę białkową. Lekarze polecili zakup kozy.
– Myśleliśmy, że jak kupimy kozę, która daje mleko, to ona będzie je dawała cały czas. Takie mieliśmy wtedy pojęcie o hodowli zwierząt. Chuda koza zresztą była obrazem naszej mizernej sytuacji wtedy – mówi Beata.
Ich gospodarstwo, z jednej kozy, rozrosło się do sporego stada, ruszyli też z produkcją serów, które są dla nich źródłem utrzymania. Otworzyli też ekoagroturystykę.
– Przyjechaliśmy w góry po to, aby spokojnie żyć. To był dobry wybór, ponieważ wciąż cieszymy się ciszą, wiatrem, słońcem, widokiem gór i sobą – mówią Beata i Zbyszek.
Traktor zamiast samochodu
– Za naszymi krowami biegaliśmy miesiąc, znają je już ludzie w dwóch powiatach. Pod domem mamy ścieżkę rowerową i któregoś dnia one sobie nią powędrowały. Zablokowały wtedy drogę wojewódzką – wspomina Ania z Zielonej Zagrody.Wraz z mężem do miejscowości Płoć w Zachodniopomorskiem przyjechali 19 lat temu. Darek rzucił pracę, Anna zamknęła zakład fryzjerski we Wrocławiu. Chcieli zamieszkać w okolicach Drawska Pomorskiego, bo często przyjeżdżali w okolice na wakacje.
Kupili siedlisko i wydzierżawili okoliczne pola. Na początku nie mieli nawet ciągnika. Korzystali z usług rolników, którzy za nich orali i cięli zboże. Po przeliczeniu kosztów uznali, że muszą kupić sprzęt.
– Sprzedaliśmy całkiem niezły samochód, w zamian kupiliśmy Poloneza i traktor – wspominają.
Postanowili, że będą prowadzić gospodarstwo ekologiczne. – Wybraliśmy się kiedyś na plantację truskawek. Próbowaliśmy owoców prosto z krzaka, ale smakowały jak proszek do prania – mówi Ania.
Teraz mają duże pole z truskawkami. Dawali koszyki owoców swoim znajomym, a oni zaczęli namawiać swoich kolegów, by przyjeżdżali do Zielonej Zagrody po świetne warzywa. Na farmie są też kury, gęsi, krowy...
– Dom zamykamy tylko dlatego, że nasz kot nauczył się otwierać drzwi. Niestety jeszcze nie wie jak je zamykać – śmieje się Ania – Czasem postanawiał wyjść lub wrócić do domu o 2 nad ranem. Zimą taki przeciąg to niezbyt miła niespodzianka.
Jakie mają rady, dla tych, którym marzy się przeprowadzka na wieś? – To pomysł dla tych, którzy nie boją się ciężkiej pracy – mówi Darek.
– Nie polecam rzucać wszystkiego. Pieniądze z pracy na roli nie pojawią się przez wiele miesięcy. Niech chociaż jedna osoba ma stałą pracę – dodaje Anna.