Cardblocks to nowe klocki konstrukcyjne, które zachwycą twoje dzieci

Kacper Peresada
Co jakiś czas gdy moi synowie oglądają u swojej babci telewizję, natrafiają na reklamę najnowszej zabawki, która zapiera im dech w piersiach. Gdy na telewizorze pojawia się wyczekiwane nagranie promocyjne, słyszę od jednego z nich “Ja kocham tę zabawkę”. I dostaje informację, z jakiej okazji powinni daną zabawkę otrzymać. Oczywiście miłość ta jest dosyć płocha i jeśli uda im się w końcu przekonać mnie do zakupu zainteresowanie kończy się najczęściej w kilka minut po otworzeniu pudełka.
Gdy w moim domu pojawiły się cztery pudełka Cardblocks, byłem przekonany, że historia się powtórzy. Zabawki edukacyjne mają to do siebie, że rzadko kiedy wprowadzają do świata dzieci coś na tyle nowego, aby przyciągnąć ich uwagę. W sklepach pojawiają się klony, klonów i kolejnych klonów, które, chociaż wydają się interesujące na pierwszy rzut oka, gdy dziecko bierze je do rąk, szybko odkrywa, że nowa zabawka nie różni się tak naprawdę zbytnio od poprzedniej.

Cardblocks to zabawki edukacyjne, które pozwalają dzieciakom i dorosłym stać się kartonowymi konstruktorami przy wykorzystaniu dwóch elementów. Motyw może nie najnowszy, ale tek klocki konstrukcyjne opierają się na prostocie wykonania, bowiem w każdym pudełku znajdziemy jedynie dwa elementy - klocki i specjalne łączniki, które wykorzystujemy do ich budowania.

Gdy otwieramy pudło, naszym oczom ukazuje się kilkanaście albo kilkadziesiąt elementów, które musimy połączyć, aby w ogóle zacząć przygodę z kartonową architekturą. Są one jednak na tyle proste do złożenia, że mój syn składał je z takim zadowoleniem, że przez chwilę myślałem, czy nie zatrudnić go do skręcania długopisów, aby mógł dorobić do swojej tygodniówki.

Młodszy syn otrzymał za to za zadanie rozdzielanie łączników, które są prostokątnymi kartonikami, które następnie trzeba odpowiednio wsadzić w dziurę, aby jeden element nie odpadał od drugiego.

Ponieważ mieliśmy możliwość sprawdzenia wszystkiego, co oferuje Cardblocks, naszym pierwszym krokiem było posłuchanie się rady twórców i próba zbudowania bardzo solidnej katedry. Wykorzystaliśmy do tego pudełko z kopułą, rotundą i podstawowy zestaw, w skład której wchodzi jakieś 45 minut składania kartonowych cegiełek, które następnie przekształciliśmy w ściany naszej marnej imitacji katedry świętego Piotra.



Niestety w moim domu budowle mają to do siebie, że są tworzone, aby w krótkim czasie zostać zrównane z ziemią. Dlatego gdy w wieku 31 lat stałem z dumą patrząc na kartonowe arcydzieło stylu gotyckiego, moi synowie zdecydowali, że czas przetestować ich różdżki wykrzykując “BOMBARDA MAXIMA” i kończąc moją karierę. Nie będę drugim Frankiem Lloydem Wrightem.

Jednak to co mnie zdziwiło to fakt, że po zburzeniu mojego opus magnum obaj chłopcy nie zostawili klocków na ziemi z informacją, że mogę je już posprzątać. Złapali za to łączniki w dłonie i wykorzystując przygotowane już elementy, wzięli się za własną radosną twórczość.

Szybko mój dom przemienił się w arenę walk, ponieważ obaj wpadli na stworzenie sobie siekier. Następnie musiałem wysłuchać bardzo przekonującej imitacji mojej matki gadającej przez telefon, bo chłopaki zbudowali telefony. Abym przed chwilą w trakcie pracy dostał po głowie młotkami zbudowanymi z klocków.

Nie wiem, ile czasu moi synowie spędzą przy tych klockach. Wiem tyle, że rzadko kiedy poświęcają zabawkom edukacyjnym więcej niż 15 minut, a dzisiaj mija drugi dzień od kiedy muszą chronić swoją głowę przez kartonowymi atakami 7 i 4-latka. I jeśli mam być szczery mam już tego naprawdę dosyć. A to najczęściej oznacza, że moje dzieci naprawdę jarają się zabawką, którą otrzymały.

Artykuł powstał we współpracy z Egmont