Kwarantanna sprawiła, że bardziej kocham swoje dzieci. Nawet gdy pakują sobie klocki Lego do nosa

Aneta Zabłocka
Nie rozumiem ludzi, którzy narzekają, że ciężko jest być rodzicem w czasie kwarantanny. Ja, po trzech miesiącach spędzonych z moimi dziećmi, jestem w nich zakochana nawet bardziej, niż wcześniej. Nic mi nie umyka, wreszcie mam czas, by obserwować ich dorastanie.
Fot. Kelly Sikkema/Unsplash
Trwa trzeci miesiąc kwarantanny. Tak jak inni rodzice, łączę pracę z opieką nad dziećmi. Dokładnie — nad trójką dzieci.

W zestawie mam 11-latkę zakochaną w chłopakach z BTS i w Animatronikach, 3-latka zakochanego w dinozaurach i "Gwiezdnych Wojnach" i najmłodszego, mającego nieco ponad rok, który kocha jeść.

Czytaj też: Nie wiesz jak? Nie przejmuj się, nie ty jeden. Oto nasze rady, jak mądrze wychowywać syna

Dzisiaj rano mój mąż pojechał z trzylatkiem na ostry dyżur. Młody twierdzi, że nie lubi, gdy w salonie jest brudno, więc bawił się w odkurzacz i wciągnął nosem klocek Lego.


Można zwariować? Nie. To jest okej.

Po trzech miesiącach siedzenia w domu z całą stanowczością mogę stwierdzić, że nadal kocham moje dzieci. Nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy narzekają na obowiązki rodzica w czasie "korony".

Wiadomo, że wychowywanie dzieci to nie sama słodycz, czasem bywa ciężko, ale w czasie kwarantanny ponownie doceniłam to, jak fajnie jest być rodzicem.

To prawda, od kilku lat nie zdarzyło mi się porządnie wyspać. Mój mąż twierdzi, że mam specjalne "matczyne" hormony, które pozwalają mi funkcjonować w warunkach wyczerpania.

Nie o to chodzi. Po prostu lubię być rodzicem, a swoje dzieci uważam za bardzo fajnych ludzi. Nawet gdy wszyscy nudzimy się jak mopsy.

Przeszkadza mi ciągłe podkreślanie, że czas spędzony z dziećmi musi być kreatywny i rozwijający. Nie musi.

Nuda, której niektórzy rodzice tak strasznie się boją, może okazać się lepszą zachętą do kreatywności dla dzieci, niż wszystkie rodzicielskie poradniki z Youtube'a razem wzięte.
Fot. Jelleke Vanooteghem/Unsplash
Na Netflixie obejrzałam niedawno serial "Początek życia". W jednym z odcinków występująca tam pediatrka mówi, że rodzice zazwyczaj przeszkadzają dzieciom w zabawie. Podaje przykład: gdy dziecko mówi, że lalka wyjdzie ze swojego domku przez okno, oni poprawiają je, dodając, że wychodzi się przez drzwi.

Dlaczego właściwie lalka nie może wyjść przez okno? Właśnie w taki sposób rodzice zabijają ducha zabawy. Przy okazji rośnie w nich frustracja, bo czują, że zawsze muszą dzieci czegoś nauczyć.

Gdy bawię się z moimi dziećmi, staram się pamiętać o tej wypowiedzi. Dzięki temu wychowywanie dzieci stało się dla mnie niesamowitą przygodą. Przestałam dostosowywać dzieci do moich oczekiwań. Miałam je tak, jak każdy rodzic, choć nie chciałam się do tego przyznać.

Teraz mogę na co dzień obserwować jak moje dzieciaki dorastają, zamiast w weekend nadrabiać zaległości z całego tygodnia. Codziennie, gdy kończę pracę i wstaję od biurka, mogę przekonać się, czego się nauczyły i co zbudowały z klocków.

Gdy po raz setny wołają mnie rano, zawsze odpowiadam, czasem tylko w milczeniu powtarzam przekleństwo, bo na przykład nie zdążyłam jeszcze wypić nawet łyka porannej kawy.

Choć pytań pojawiła się ostatnio coraz więcej, okres kwarantanny jest dla mnie o wiele mniej nerwowy, niż ten przed nią.

Odpadło odprowadzanie do przedszkola, sprawdzanie plecaka przed wyprawą do szkoły. Poranki stały się trochę bardziej leniwe, a mniej hałaśliwe. Wreszcie mam czas, by odpowiadać na te pytania dzieci.