W dzieciństwie mamy marzenia. Wymyślamy, kim zostaniemy, gdy dorośniemy. Chcemy być sportowcami, naukowcami albo gwiazdami filmowymi. Chcemy coś osiągnąć, ale najczęściej nie mamy pojęcia, jak będzie wyglądać przyszłość.
Na pewno widzieliście to w niejednym filmie: 25-letni "slacker", całymi dniami palący jointy w domu, który nie wie co zrobić ze swoim życiem i jego ojciec, który ma poczucie porażki życiowej, bo jego syn nie ma pomysłu na to, kim chce być. Nie spodziewałem się, że ja będę kimś takim, choć zarazem jestem kimś zupełnie innym.
Mam 31 lat, dwójkę dzieci i po raz pierwszy od dawna, gdy ktoś pyta mnie, czym się zajmuje, odpowiadam, że jestem dziennikarzem. Przez poprzednie 10 lat mojej kariery nie używałem tego słowa. Nie czułem się dziennikarzem, po prostu tak wyszło, że aby zarobić na życie, pisałem o rzeczach, które mnie interesowały.
Jestem dziennikarzem i ojcem. Te dwie rzeczy najlepiej mnie opisują. Wiele osób, które czytają moje teksty, pewnie podważy zasadność używania przeze mnie określenia "dziennikarz". W komentarzach pod moimi tekstami często czytam, że ich jakość jest niska. Trudno, pozostaje mi rola ojca.
Tak naprawdę jednak nadal nie jestem w stanie zdecydować, kim będę, gdy dorosnę.
Jestem dorosły, odżywiam się zdrowo, nie nadużywam alkoholu ani narkotyków, myślę samodzielnie, gotuję, ćwiczę. Jestem kimś, kto na pozór może wyglądać, jak ukształtowany człowiek, gotowy iść z uśmiechem w stronę starości i śmierci.
Jednak im częściej rozmawiam z innymi ludźmi, tym mocniej uświadamiam sobie, jak bardzo moje życie nie ma jednoznacznie określonego kierunku. Okazuje się, że młodzi ludzie mają plany, które są w stanie bez trudu nazwać i opisać. Notują je w kalendarzach, a gdy je osiągają, przechodzą do następnych pozycji na liście.
Mój kolega (18 lat) z "Call of Duty" opisał mi niedawno dokładną ścieżkę swojej kariery. Najpierw skończy zawodówkę w Niemczech, a potem zamierza zostać kierowcą TIR-a.
Mój drugi nastoletni kolega jest w szkole lotniczej, chce być pilotem. Trzeci, dorosły, starszy ode mnie, wyjaśnił mi, że ma notatnik, w którym zapisuje swoje cele i co jakiś czas notuje, jak idą postępy.
Siedziałem i słuchałem tego ze szczęką na podłodze, ponieważ nie mam pojęcia co może się wydarzyć w moim życiu w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Nie wiem też, czy jestem w stanie podjąć jakąkolwiek decyzję odnośnie do mojej przyszłości.
Moje plany na najbliższe lata to nie być grubym, nie wpaść za bardzo w depresję i przestać wydawać pieniądze na pierdoły. Poza tym staram się nie umrzeć.
Zastanawia mnie więc, czy coś jest ze mną nie tak? Czy czasy, gdy ludzie gubili się w swoim rozumieniu świata, już minęły? Czy wszyscy są już tak zorientowani na cele, że moje uczucie niedopasowania do świata staje się czymś nietypowym?
Mój starszy syn nie wie, kim chce być, gdy dorośnie. Ma 7 lat, więc ma jeszcze dużo czasu. Czasem wspomina, że chciałby tak jak ja być dziennikarzem i grać ze mną w gry, a potem o nich pisać.
Ja sam często nie jestem pewien, czy chcę w ten sposób pracować. Jaka jest moja przyszłość? Czy naprawdę będę grał w "Call of Duty" przez następne 20 lat, a koledzy ze świata online będą opowiadali mi o zmianach, które zachodzą w ich życiu?
Z drugiej strony przecież jest okej. Po 10 latach bycia zażenowanym, gdy ktoś nazywał mnie dziennikarzem, wreszcie mówię o tym z dumą. Jestem szczęśliwym ojcem dwóch wspaniałych chłopców.
Mam mieszkanie, samochód, rower, mam PlayStation i telewizor, nawet mam najdroższą subskrypcję do Netflixa. Doszedłem do tego, nie myśląc o tym, kim chce być, gdy dorosnę.
Czasami martwię się o swoją przyszłość, ale może fakt, że czegoś nie wiem, jest błogosławieństwem? Może właśnie dzięki temu, że nie miałem planów, udało mi się spełnić marzenie z dzieciństwa i być sobą?
Chciałbym, aby w ten sposób dorastały moje dzieci. Nie muszą od razu wiedzieć, kim chcą być. Może niech po prostu staną się tym kimś i tak będzie najlepiej.