Śmierć z kosą przypomina ludziom w USA, że trwa pandemia. Potrzebujemy takich kosiarzy w Polsce
Majówka za nami. Jeśli to był test na to, jak podchodzimy do zaleceń dotyczących noszenia maseczek i zachowywania dystansu, to jako społeczeństwo oblaliśmy go jak najsłabszy student na roku.
Omijam ludzi z trzech powodów. Po pierwsze, bo mamy pandemię, która wcale nie chce przygasnąć, po drugie — bo ludzi wszędzie zrobiło się bardzo dużo.
"Hola, cwaniaku!" - ktoś powie. "Sam chcesz sobie biegać, ale innym zabraniasz aktywnego wypoczynku na świeżym powietrzu".
W żadnym razie nie zabraniam, ale przypominam, że mamy pandemię. Aby jej przeciwdziałać, powinniśmy (jeśli nie da się siedzieć w domu) pamiętać o dwóch rzeczach: o noszeniu maski, która będzie zakrywać nos i usta i o tym, by zachowywać bezpieczny dystans od siebie.
I tu pojawia się powód trzeci: Polacy noszą maseczki, jakby brali udział castingu do kolejnej części filmu "Głupi i głupszy". Maksimum, do czego jesteśmy w stanie się zmusić, to noszenie maski jedynie na ustach.
O ile wasze nosy nie są atrapą ze sklepu ze śmiesznymi rzeczami, to nimi też oddychacie i powinniście je zasłaniać. Dla wielu osób to za dużo, więc maski mają na brodzie albo szyi. Albo w kieszeni. Cyrk.
To jeszcze nie koniec. Maseczki, rzecz jasna, przeszkadzają, gdy nosi się je w czasie wysiłku fizycznego takiego jak bieganie czy jazda na rowerze (coś o tym wiem, ale noszę), więc chętnie rezygnują z nich rowerzyści czy rolkarze.
Wcale nie koniec na tym. "Aktywnie wypoczywający" za nic mają zachowywanie dystansu, po prostu przelatują na rowerze czy rolkach obok innych ludzi, no i są bez masek.
Efekt jest taki, że nawet jeśli ktoś próbuje, tak jak ja, trzymać bezpieczny dystans to i tak co chwilę przejeżdża obok niego jakiś rozgadany rowerzysta czy rolkarz bez maski.
A ponieważ wirus przenosi się drogą kropelkową, a owe "kropelki" wydzielają się także w trakcie intensywnego oddychania (jak podczas wysiłku fizycznego), mamy rowerzystów i rolkarzy, którzy mogą nieświadomie rozsiewać wirusa na lewo i prawo, bo nie chce im się nosić maseczek.
Pomijam już temat pod tytułem "Palacze". Oni mają poczucie, że są zwolnieni z konieczności noszenia maseczek, bo przecież muszą wypalić papierosa raz na kwadrans. No, to przecież nawet nie opłaca się zakładać ponownie maski.
Przez półtora miesiąca byliśmy bardzo dzielni, siedząc w domach i unikając niepotrzebnego wychodzenia na dwór. W ostatnich dniach puściły nam hamulce, wychodząc na spacer, w domach zostawiliśmy zdrowy rozsądek.
Tak dochodzimy do Ponurego Kosiarza. Od kilku dni typ w czarnej szacie i z kosą w dłoni przechadza się po plażach Florydy. Przestrzega w ten sposób mieszkańców tego stanu przesiadujących na plażach (które zostały otwarte pod koniec kwietnia), że Amerykę dziesiątkuje pandemia i powinni siedzieć w domach, a nie leżeć na plażach.
Potrzebujemy wielu takich Kosiarzy w Polsce. Powinni spacerować po bulwarach w Warszawie, powinni być w parkach, na ulicach, czy stać pod Ikeą.
Wszyscy chcemy normalności, ale nie będzie jej w Polsce, dopóki statystyki dotyczące zachorowań będą rosły. A będą rosły, jeśli będziemy się zarażać koronawirusem'. A będziemy się zarażać, jeśli nie będziemy nosić maseczek w dużych skupiskach ludzi, takich jak bulwary, place czy parki. A skąd wiem, że ich nie nosimy? Bo dużo biegam — i w ten sposób tekst można zacząć czytać od początku.