"Myśleliśmy, że do nas nie dotrze". Polak z Islandii o tym, jak na wyspie walczą z epidemią

Aneta Zabłocka
– Miałem nadzieję, że ten wirus ominie Islandię – mówi Damian. Na wyspie mieszka z żoną i synem. – Żyliśmy tutaj z poczuciem, że jesteśmy na końcu świata, odizolowani od wszystkich i wszystkiego.
Fot. Damian Kuraciński/Nasz mały świat/Facebook
Damian Kuraciński jest informatykiem, mieszka i pracuje w Islandii. Zakochał się w tym kraju parę lat temu, podczas krótkich wakacji. Nam opowiada, jak wygląda sytuacja w Islandii i w jaki sposób koronawirus zmienił życie 360 tysięcy mieszkańców wyspy.

Islandia: chorych jest bardzo dużo

Do 16 marca 2020 w Islandii potwierdzono 180 zakażonych koronawirusem, 1700 osób przebywa w kwarantannie.

Zdecydowana większość zakażonych "złapała" koronawirusa podczas urlopu w północnych Włoszech i w Austrii. W niedługim czasie do chorych dołączyli ich bliscy.


– Martwi mnie jak służba zdrowia będzie sobie radzić z jeszcze większą liczbą pacjentów. Niestety coraz więcej pracowników szpitala w Reykjaviku trafia na kwarantannę. Boję się, że zacznie brakować ludzi do pracy, ale też do opieki nad chorymi – mówi Damian Kuraciński.

– Przez jakiś czas nie było zakażeń w Islandii – mówi Damian. – Mieliśmy nadzieję, że tak pozostanie. Niestety, okazało się, że to była tylko kwestia czasu – dodaje.

– Jak na tak mały kraj mamy dużo chorych osób, a mieszkańcy Islandii obawiają się, że rząd działa zbyt wolno.

Liczba osób chorych i objętych izolacją szybko wzrasta, na razie nikt nie zmarł z powodu choroby, jedna osoba wyzdrowiała. Na Islandii robi się najwięcej w Europie testów na wirusa. By wykonać test należy zgłosić się do jednej z dwóch instytucji: szpitala lub Islandzkiego Centrum Badań Genetycznych. 13 marca Minister Zdrowia ogłosiła zakaz organizowania imprez powyżej stu osób, w sklepach nie może przebywać więcej osób niż setka jednocześnie.

Podobnie jak w Polsce, zajęcia odwołały uniwersytety, a licea zamknięto na cztery tygodnie. Uczniowie będą uczyli się przez internet. Podstawówki i przedszkola pracują, choć nauczyciele proszeni są o ograniczenie liczby dzieci w grupach.

Z jednej strony są to środki ostrożności, z drugiej pomoc dla rodziców, którzy nie mają co zrobić z dzieciakami.

Ograniczyć kontakty z ludźmi do minimum

– Pracuję jako informatyk w jednej z największych firm farmaceutycznych w Islandii i od kilku dni nie mam kontaktu z innym pracownikami – mówi Damian.

– Jeżeli ktoś z naszej firmy nie ma z kim zostawić swojego dziecka, nie może zabrać go do pracy. Do tej pory było to możliwe i czasem w ten sposób poznawałem dzieci moich kolegów i koleżanek. Sam też czasem zabierałem do pracy syna – tłumaczy Damian.

Zobacz: Rzucił wszystko – i z Polski wyjechał z rodziną pod Biegun. Czy było warto? Tak żyje się w Islandii

Firma Damiana wprowadziła szereg reguł, które mają do minimum ograniczyć kontakty między pracownikami, a także zapewnić czystość pomieszczeń.

– Nasze biuro jest codziennie dezynfekowane, a każdy pracownik ma obowiązek regularnie czyścić swoje stanowisko pracy.

– W stołówce mieliśmy bufet w formie "szwedzkiego stołu". To się zmieniło, teraz każdy dostaje obiad na talerzu– mówi.

Bez paniki, ale lepiej dmuchać na zimne

Choć zawieszono wszystkie loty między Islandią a Włochami, jeszcze 7 marca przylecieli na Islandię ostatni wczasowicze spędzający ferie w Weronie.

– Samolot był odpowiednio przygotowany, podobnie jak personel pokładowy. Po wylądowaniu na lotnisku w Keflaviku pasażerowie wyszli osobnym wyjściem. Zapewniono im również specjalny transport do domów – opowiada Damian – Niestety okazało się, że część osób z tego samolotu przyleciała na wyspę zarażona koronawirusem.– Pandemia pokrzyżowała nam plany. Rodzina odwołała przylot do nas, my zrezygnowaliśmy z lotu do Polski i do Jordanii. Wszystko musi zaczekać – mówi Damian. Kuraciński mówi, że mieszkańców Islandii nie dopadła na razie panika związana z robieniem zapasów. Islandczycy mają zwykle spore ilości jedzenia i produktów pierwszej potrzeby w domach, więc nie rzucili się do sklepów.

– Sieci sklepów spożywczych zapewniają klientów, że są doskonale zaopatrzone, więc nie ma potrzeby robienia zapasów.

– Kilka dni temu, po przejrzeniu szafek w domu, uznaliśmy, że chcemy dokupić trochę rzeczy, takich jak jedzenie, kosmetyki, środki czystości, lekarstwa czy pieluchy dla naszego syna, Ragnara – opowiada Damian.

– Nie chodziło to, że czegoś zabraknie w sklepach. Zależało nam na zminimalizowaniu kontaktu z innymi ludźmi. Bez paniki, ale lepiej dmuchać na zimne – wyjaśnia Damian.

– Są też plusy całej sytuacji. Mamy więcej czasu na swoje pasje – dodaje. – Ja naprawiam komputery, a żona ma czas na śpiew i grę na skrzypcach. Nadrabiamy też blogowe i youtubowe zaległości [przyp.red. Damian z żoną prowadzą bloga "Nasz mały świat". Publikujemy jeszcze więcej materiałów z Islandii – śmieje się Kuraciński.