Internet jest pełen idiotów, więc przestańmy wreszcie prosić ich o rady na temat wychowania dzieci

Kacper Peresada
Każdy w internecie wszystko wie najlepiej. Jeśli masz problemy z prawem, na pewno znajdzie się w sieci ktoś, kto słyszał o podobnym przypadku i wie, co powinieneś zrobić. Zepsuł ci się samochód? Internetowi fachowcy wiedzą, jak go naprawić tanio i skutecznie. Dziecko choruje? Olej rady lekarza, mądrzy ludzie z Facebooka wiedzą lepiej.
Daria Nepriakhina/Unsplash
Internet sprawił, że wszyscy wiemy wszystko. Dożyliśmy czasów, w których wreszcie całe życie można przeżyć na chłopski rozum i nie trzeba do tego specjalistów. Zresztą specjalistą zostać jest bardzo łatwo. Wystarczy założyć bloga, a potem ogłosić, że ma się 4 samochody, dwie kuchnie – albo trójkę dzieci.

Dzięki temu awansujemy na stanowisko ekspertów i możemy ratować życie obcych ludzi z internetu. Zwłaszcza takich, którzy pytają w sieci o rady.

Prawda jest taka, że tacy ludzie to w większości idioci. Mam na myśli nas wszystkich. Oczywiście każdy z nas ma jakąś wiedzę, ale mówmy szczerze: częściej wydaje nam się, że coś wiemy niż faktycznie wiemy. Dlatego tak lubimy dywagować o tematach, o których nie mamy pojęcia.


Świetnym przykładem są kibice piłkarscy. Ludzie, którzy ostatni raz kopnęli piłkę 30 lat temu, wiedzą lepiej od trenera, jak powinien zarządzać zespołem. Mają większe pojęcie o tym, jak fizjoterapeuta powinien wyleczyć kontuzję zawodnika i oczywiście z łatwością przeprowadziliby nawet najbardziej skomplikowany transfer.

W czasach Internetu przekonanie, że coś wiemy, jest powszechne. Dlatego w sieci zaczęły funkcjonować takie skróty jak IANAL (I am not a lawyer) czy IANAD (I am not a doctor), które wykorzystują ludzie chętnie udzielający innym porad prawnych albo medycznych, choć zupełnie się na tym nie znają.

Czytaj też: Jestem ekspertem od wychowywania dzieci! Jest jeden problem: nie mam pojęcia, co robię. To nic złego

Oczywiście, jeśli tylko ich sugestie zostaną przekazane prawdziwym specjalistom, ci w 5 sekund wyśmieją 99% rad krążących w sieci. Problem jest taki, że ludzie, którzy spędzili lata na nauce prawa i medycyny nie mają czasu przesiadywanie na Facebooku i cierpliwe tłumaczenie ignorantom, dlaczego nie mają racji.

W dziedzinie beztroskich rad prym wiodą również rodzice. To nie do końca ich wina. Myśl o byciu rodzicem jest przerażająca dla wielu osób. Dlatego ludzie szukają pomocy w Internecie, a geniusze "parentingu" już na nich czekają.

Oczywiście z jednej strony jest to dobre, bo ludzie mogą poznać kilka pożytecznych trików, na przykład jak wprowadzić więcej warzyw do diety dziecka. Z drugiej strony ludzie to idioci, więc potrafią doradzać innym niewyobrażalne bzdury.

Jednym z najrzadziej spotykanych zdań na grupach facebookowych jest "idź do specjalisty" ponieważ z jakiegoś powodu rodzice ubzdurali sobie, że wszystko wiedzą lepiej. Znają najlepiej swoje dziecko, spędzają z nim dużo czasu i dzięki temu zdobyli wiedzę niedostępną innym.

Gdy lekarze sugerują jakąś terapię rzeczy albo przepisują jakieś leki, oni są pewni, że to bez sensu (bo lepiej swoje dziecko i wiedzą, czego mu trzeba). Z drugiej strony porada rodzica w Internecie wydaje im się godna uwagi.

Gdy się urodziłem, moi rodzice zaczęli od znalezienia odpowiedniego pediatry, osoby, która będzie się mną zajmowała przez kolejne lata. Chodziło o to, aby znała historię moich chorób, wiedziała, jakie leki brałem i jak na nie reagowałem.

Dzisiejsi rodzice nie uważają, że trzeba tak robić. Wystarczy sprawdzić w sieci, co polecają inni rodzice, a potem, z taką wiedzą w głowie, dyskutować z lekarzem, gdy ten odważy się zaproponować leczenie, które stoi w sprzeczności z poradami z sieci.

Gdy matka moich dzieci miała problem z karmieniem naszego pierwszego syna, zaczęła chodzić do poradni laktacyjnej, dzięki temu wszystko udało się ogarnąć. Gdy mój syn miał problem z zachowaniem, poszedłem do psychologa, a potem zapisałem go na różnego rodzaju zajęcia, które doradził mi specjalista.

Wiecie, czego nie zrobiłem?

Nie zajrzałem na facebookowe grupy w poszukiwaniu porad od ludzi, którzy specjalizują się w "dobrych radach". Po to ludzie kształcą się latami, aby potem pomagać rodzicom w odpowiednim wychowywaniu dzieci. Robią wszystko, by nasze dzieciaki były zdrowe i szczęśliwe.

Oczywiście szukanie porady nie jest niczym złym. Często można dzięki temu uzyskać mentalne wsparcie, którego nie otrzymamy w gabinetach czy biurach.

Jednak każdy człowiek musi zdecydować, kiedy warto posłuchać kogoś, kto przeczytał jakąś książkę o karmieniu dzieci i uważa, że wie wszystko na ten temat, a kiedy warto porozmawiać z osobą, która zdrowiem dzieci zajmuje się od wielu lat, bo jest pediatrą.

Każdy rodzic ma oczywiście przekonanie o swojej nieomylności i nie lubi, gdy ktoś sugeruje mu, że nie ma racji. Niestety, problem w tym, że większość rodziców (ja tteż) zazwyczaj się myli.

Dlatego przestańmy słuchać Janusza, czy Grażyny z grupy facebookowej, a zacznijmy słuchać lekarzy, bo uczył się po to, aby pomagać ludziom, takim jak my – którzy wiedzą lepiej, bo użyli Google’a. Dajmy mu się wykazać.