7 trendów tej dekady, których mam już dość i marzę, by zniknęły w 2020 roku (oraz bonus na deser)

Andrzej Chojnowski
Do końca dekady zostało jeszcze parę dni, ale uznajmy, że to dobry moment, by ją podsumować. Jaka była? Brzydka. Tak można określić ją najkrócej. Trudno wymienić wszystkie trendy, które prześladowały nas w ostatnim dziesięcioleciu, było ich zbyt wiele, przychodziły zbyt szybko i robiły zdecydowanie zbyt dużo zamieszania. Wybrałem siedem (plus jeden dodatkowy, jako bonus), które szczególnie zapadły mi w pamięć. Mam nadzieję, że na zawsze pozostaną w roku 2019, zostawią nas w spokoju i dzięki temu kolejną dekadę rozpoczniemy z czystem kontem.
Fot: Brunel Johnson/Unsplash

Athleisure

Mówiąc wprost – trochę lepsze ciuchy sportowe, w których parę lat temu chodziłbyś jedynie po bułki w sobotę rano, a dzisiaj noszą je wszyscy bez względu na porę dnia, dzień tygodnia czy okazję. Athleisure to wirus, który rozpanoszył się na świecie w ostatnich latach i na razie nie ma na niego szczepionki. W 2019 roku wszyscy zaczęliśmy wyglądać, jak byśmy grali w jakiejś drużynie piłkarskiej i za chwilę mieli pędzić na kolejny trening. Athleisure trzyma się mocno, choć najwyższa pora złożyć tę modę do trumny i dla pewności przebić osinowym kołkiem.

Najntisy

Istnieje teoria, zgodnie z którą mody powracają po pewnym czasie na fali tęsknoty za czasami młodości kolejnego pokolenia, które w międzyczasie dorosło. Tak było, gdy powróciła moda na lata 60. i później, gdy nagle wszyscy zaczęli fascynować się brzmieniem i stylistyką lat 80. Ta nostalgiczna fala przybiera ostatnio na sile – dzisiaj, po kilku latach tkwienia po uszy w „najntisach”, (a dokładnie, w najbardziej szpetnym ich wydaniu), próbujemy wydobyć się z niezdrowej fascynacji zbyt dużymi bluzami sportowymi, ubraniami w neonowych kolorach czy torebkami–nerkami, ale jeśli nostalgii będziemy ulegać tak łatwo, w połowie kolejnej dekady zabraknie nam epok, do których moglibyśmy wracać i trzeba będzie zacząć od nowa. Proponuję rozpocząć od średniowiecza.

Brzydkie buty

Crocsy. Botki marki Ugg. Sneakersy Balenciaga Triple S. Bezkształtne klapki z plastiku. Rozdeptane walonki z futerkiem. No i buty sportowe zaprojektowane tak, by wyglądały okropnie niezależnie od tego, z której strony na nie patrzeć. Jeśli chodzi o to, co mamy na nogach, druga dekada XXI wieku to jest po prostu dramat. Zwłaszcza w kwestii butów sportowych zmieniło się wszystko, tyle że na gorsze. Ostatnie lata to czas, kiedy sneakersy zaczęły kosztować naprawdę duże pieniądze – tyle, że ze wzrostem cen szła w parze postępująca brzydota streetwearu.


Kulminacją trendu stały się sneakersy Balenciagi. Są brzydkie jak noc w pociągu pospiesznym z nieczynną toaletą, ostentacyjne jak wesele u szejka a kosztują tyle, co przyzwoity diesel z Niemiec, który niemiecki dentysta trzymał w garażu pod kocem. Nie oczekuję, że w trzeciej dekadzie XXI wieku od razu będzie ładniej, wystarczy, jeśli nie będzie gorzej, niż jest – i to już będzie sukces.

Milenijny róż

Miał być chwilową modą, a stał się symbolem mijającej dekady. W sumie nie bardzo wiadomo dlaczego. Mdły róż zrobił się modny w okolicach 2015 roku, rok później uznano go za kolor roku. Nowy trend podchwyciły instagramerki i w ten sposób droga do globalnej dominacji dla brudnawego pudrowego różu stanęła otworem. Kariera tego koloru jest zastanawiająca – bo jego popularność nie przemija. Niektórzy doszukują się początków trendu w filmie „Grand Budapest Hotel” Wesa Andersona z 2014 roku, zgaszony róż był jedną z dominujących barw w filmie znanego hollywoodzkiego estety. Nie przeceniajmy jednak roli Andersona, bo on dołożył jedynie małą cegiełkę do rozwoju tego fenomenu, którego epicentrum stanowił Instagram.

Logomania

O niezdrowej fascynacji latami 90. już wspomniałem, ale muszę dorzucić jeszcze jeden kamyczek. Mam bowiem teorię, zgodnie z którą za wszystkie stylistyczne nieszczęścia i dziwne trendy ostatnich lat odpowiedzialna jest właśnie moda na lata 90.

Gdy pokochaliśmy na nowo "najntisy" (ci, którzy je pamiętają, nigdy nie będą ich kochać tak do końca, bo były to czasy głównie tandety), wróciła moda na zapomniane marki sportowe, które trzy dekady temu nastolatki nosiły z dumą. Fila, Kappa, Champion, Russell Athletic, Sergio Tacchini – wraz z renesansem tych brandów pojawiło się powszechne przekonanie, że ostentacja w modzie jest czymś pożądanym, a logotypy na ubraniach powinny być jak największe. Parę lat temu, gdy w modzie był stonowany normcore, ludzie narzekali, że jest zbyt ascetyczny. Dzisiaj chciałoby się zapytać: komu to przeszkadzało?

Warcore

Wiem, co teraz myślisz. Nazwa nic ci nie mówi. Pomyśl jednak o "wędkarskiej" kamizelce swojego starego, a w lot pojmiesz w jak mroczne rejony wyobraźni zawędrowali ludzie kreujący trendy w drugiej dekadzie XXI wieku. Jeśli wydaje ci się, że jedyne miejsce, w którym możesz natknąć się na bezrękawnik z mnóstwem kieszeni to taksówka mało znanej korporacji, to chyba nie widziałeś ostatnio relacji z pokazu żadnego dużego domu mody.

Warcore, bo tak nazywa się ten trend, rządził w ostatnich dwóch latach, bo podobno czasy są dzisiaj takie niepewne, agresja wszędzie i te militarne wpływy przenikają do świata mody. Co będzie dalej w takim razie? Kołczan na strzały przerzucony przez plecy zamiast plecaka?

Spodnie "kolarki"

Dla bokserów najtrudniejsza nie jest runda pierwsza czy nawet trzecia, ale dwunasta - nie masz siły trzymać gardy, przed oczami co chwila robi ci się ciemno i marzysz o miękkiej poduszce i ciepłym kocyku, pod którym zwiniesz się w kulkę co najmniej na miesiąc.

Tak samo jest z trendami, gdy wydaje ci się, że nic zaskakującego nie spotka cię już w tej dekadzie, w 2019 roku pojawia się moda podstępna jak ciosy Gołoty w finale walki z Riddickiem Bowe'em z 1996 roku, Tego, że kobiety zaczną nosić elastyczne spodenki kolarskie do WSZYSTKIEGO - od t-shirtów po białe koszule - naprawdę nie można się było spodziewać.

Czarne, obcisłe szorty do marynarki? Tak ubierał się Axl Rose z Guns'n'Roses, ale po pierwsze, to było jakieś trzydzieści lat temu (aha, znowu najntisy), a po drugie - on brał wtedy dużo substancji zmieniających świadomość.

Dobrze, że lato jest w Polsce krótkie, bo kolarskie szorty zniknęły w kobiecych szafach. Teraz trzymajmy kciuki, żeby wróciły tylko przy okazji wiosennych weekendowych wypadów na rower.

Bonus: Kanye West

Ten człowiek budzi wyłącznie skrajne uczucia, przynajmniej we mnie. A dokładnie - budzi uczucia skrajnie przeciwstawne. Z jednej strony - jest muzycznym geniuszem, który o głowę przerasta wszystkich amerykańskich raperów. Z drugiej strony - zawsze pozostaje sobą, a w przypadku Westa to niestety nie jest dobra wiadomość.

Stylistycznie Kanye przechodził w ostatniej dekadzie wiele okresów - był już eleganckim gościem z elity społecznej strojącym się w ciuchy od najlepszych projektantów, był wizjonerem, który wyznaczał trendy (wymyślił na przykład model butów sportowych Yeezy, niestety - tylko odrobinę ładniejszych do sneakersów Balenciagi). Ostatnio zaś jest ascetą przeżywającym religijne uniesienie.

Kanye zawsze wszystko robi BARDZIEJ niż inni. Gdy miał słabość do rzeczy z logiem Louis Vuitton, był gotów zacząć pracę w tym francuskim domu mody jako projektant (i do dzisiaj żałuje, że to marzenie się nie spełniło, a zamiast niego w LV pracuje jego dawny kumpel, Virgil Abloh). Teraz gdy jest świeżo nawróconym chrześcijaninem, wybrał stylistyczną ascezę i nosi się jak Wielki Wróbel z "Gry o tron". Na tegoroczne święta Kanye ubrał się na przykład tak: Wyjaśniając - Kim założyła suknię od Diora, a Kanye - welurowy kombinezon za duży o dwa rozmiary. Biorąc pod uwagę to, jak wpływowe w kwestii stylu jest małżeństwo Kardashian West, nie wróży to nic dobrego nadchodzącej dekadzie. Workowe ciuchy w kolorze kurzu spod kanapy? Oby to nie była prawda.