Na taki koniec świata czekaliśmy. Recenzja drugiego sezonu serialu "The End of the F***ing World"

Kamil Rakosza
Zanim w Netfliksie na dobre zagości "Wiedźmin" i zgarnie tytuł najbardziej oczekiwanego serialu tego roku, są inne produkcje dzięki którym nie będziecie mogli oderwać się od telewizora. Jedna z nich właśnie zadebiutowała w Netflixie, to drugi sezon serialu "The End of the F***ing World". Obejrzeliśmy go i jesteśmy tu po to, by zdać relację. Bez spoilerów. Chociaż nie, spoilery będą, ale niegroźne (o ile obejrzeliście pierwszy sezon).
5 listopada na Netfliksie zadebiutował drugi sezon serialu "The End of the F***ing World". Fot. kadr z serialu "The End of the F***ing World" / Netflix
UWAGA! Tekst zawiera spoilery dotyczące fabuły pierwszego sezonu "The End of the F***ing World".

Pierwszy sezon "The End of the F***ing World" pojawił się na Netflixie w styczniu ubiegłego roku. Opowiadał historię dwojga totalnie spaczonych nastolatków, Jamesa i Alyssy. Bez ugładzania rzeczywistości, za to z solidną dawką czarnego humoru pokazano drogę, jaką przebyli oboje, by w końcu stać się najbliższymi sobie osobami. To w w wielkim skrócie historia, która złożyła się na pierwszy sezon jednego z największych serialowych fenomenów ostatnich lat.


Akcja drugiego sezonu zaczyna się dwa lata po zakończeniu pierwszego - w chwili, gdy James zostaje postrzelony podczas ucieczki przed policją. Co u Alyssy? W jej życiu zmieniło się w tym czasie bardzo dużo. W zwiastunie drugiego sezonu mogliśmy zobaczyć ją w roli kelnerki, a także w sukni ślubnej (ten widok sprawił, że fani osłupieli).

O co chodzi? Postaramy się zbyt wiele nie zdradzić, by nie zabrać wam przyjemności z oglądania drugiego sezonu "The End of the F***ing World".
"Tak się k***a robi serial!" – chwalił pierwszy sezon "TEOTFW" portal naTemat. Po tak doskonałej pierwszej części historii mieliśmy uzasadnione obawy co do jakości kontynuacji serialu. W końcu zeszłoroczny hit Netfliksa wydawał się na tyle szczelnie zamkniętą całością, że aż ciężko było z niej wyciągnąć jakieś dodatkowe wątki.

Po obejrzeniu drugiego sezonu możemy podziękować Charlie Covell – scenarzystce serialu – za to, w jaki sposób poprowadziła tę historię. W żargonie komentatorów sportowych można by powiedzieć, że pierwszy i drugi sezon "The End of the F***ing World" są jak dwa równe skoki. Choć trzeba przyznać, że przy drugim trochę słabiej powiało.

W porównaniu do pierwszej części serialu akcja nie zwolniła, bohaterowie nie stracili na wyrazistości, natomiast nowe postaci wniosły świeżość, bez której otrzymalibyśmy kalkę poprzedniego sezonu, Mamy na myśli między innymi Bonnie graną przez Naomi Ackie, którą wkrótce zobaczymy w najnowszej części "Gwiezdnych Wojen".
Kara za zło
Pamiętacie profesora, któremu James przebił krtań, gdy ten próbował zgwałcić Alyssę? Okazuje się, że jest ktoś, kto pragnie pomścić tego potwora. To właśnie wspomniana Bonnie, pojawiająca się w zwiastunie drugiego sezonu "The End of the F***ing World". W pierwszym odcinku sequela serialu poznajemy jej dokładną historię.

Nie zdradzając wiele, ta kobieta miała naprawdę ciężkie dzieciństwo. Jej bezwzględna matka przeniosła swoją nienawiść na córkę, co sprawia, że dorosła Bonnie nie potrafi odróżnić dobra od zła. Przez to staje się psychopatyczną morderczynią, owładniętą żądzą pomszczenia profesora Clive'a. Bonnie i Clive – to też symboliczne.
Bonnie to nowa bohaterka "The End of the F***ing World", która chce zemścić się na Alyssie.Fot. Kadr z serialu "The End of the F***ing World" / Netflix
Polowanie na Alyssę to główna oś fabularna, wokół której budowany jest drugi sezon "The End of the F***ing World". Powściągliwa w ruchach Bonnie jest przerażającą postacią. Jej wzrok to spojrzenie osoby, która od dawna jest martwa w środku. Naomi Ackie w tej roli jest naprawdę świetna.

Stare, dobre patenty
Pierwszy sezon "The End of the F***ing World" był serialem drogi. Spora część akcji rozgrywała się w czasie podróży samochodem i w przydrożnych barach, w których Alyssa regularnie ubliżała kelnerom. W drugim sezonie, kiedy to ona jest kelnerką, jej stosunek do tego zawodu zmienia się o 180 stopni.

W drugim sezonie nie zrezygnowano z formuły serialu drogi. Wciąż wiele rzeczy dzieje się w trasie, co wymusza konieczność ucieczki przed psychopatką Bonnie. Poboczne wydarzenia, podobnie jak w pierwszej części, są dla bohaterów ciężkimi doświadczeniami. Czuć, że przemawia przez nich gorycz prawdziwego życia, bez budowania nieprawdziwej rzeczywistości rodem z seriali o pięknych dwudziestoparolatkach.

To było i wciąż jest siłą "The End of the F***ing World". Podobnie jak dialogi, świetnie napisane przez przywoływaną już Charlie Covell. Autorka scenariusza stwierdziła ostatnio, że temat został już wyczerpany, dlatego trzeci sezon najprawdopodobniej nie powstanie. Może to dobrze, że innego końca świata nie będzie, bo końcówka serialu jest trochę zbyt ckliwa. I to jedyny duży przytyk. Resztę odkrywajcie już sami.