Od marca lekcje będą trwać tylko 40 minut? Tak nauczyciele chcą walczyć o większe podwyżki
Pomysł skrócenia lekcji z 45 do 40 minut zgłosili nauczyciele z Niezależnego Związku Zawodowego Oświata Polska. To ich odpowiedź na decyzję rządu o tym, że płace nauczycieli wzrosną o 5 proc. To znacznie mniej niż chcieli dostać pracownicy oświaty, nic więc dziwnego, że nie są zadowoleni. Zwłaszcza że, jak twierdzą, inne grupy społeczne są przez rząd traktowane lepiej.
Mała płaca, krótsza praca
Jako przykład związkowcy podają emerytów, których świadczenia od 1 marca emerytury wzrosną o 5,5 proc. "Wynagrodzenia nominalne nauczycieli (…) nie nadążają nawet za emeryturami. Pensje nauczycieli mogą być coraz mniej warte, w przeciwieństwie do emerytur" – czytamy w poście opublikowanym na facebookowym profilu NZZ Oświata Polska. Jego autorzy przypominają też, że w ciągu ostatnich 10 lat wynagrodzenie nauczycieli spadło o 18 proc., a zatem zaproponowana przez rząd pięcioprocentowa podwyżka jest de facto "utrzymaniem spadku na poziomie –13 proc.".
Na skardze na niesprawiedliwe traktowanie związkowcy z NZZ Oświata Polska nie poprzestają. Mają też propozycje dla wszystkich nauczycieli, także tych należących do innych związków zawodowych albo niezrzeszonych w żadnej organizacji. Plan jest prosty – skoro nauczyciele nie mogą liczyć na wyższe zarobki, to powinni każdego dnia mniej pracować. Jak to zrobić? "Należy skrócić lekcje. Od 1 marca lekcja powinna zatem trwać 40 minut" – postuluje w swoim oświadczeniu NZZ Oświata Polska.
Lekcje jak masło
Swój pomysł ze skróceniem lekcji związkowcy NZZ Oświata Polska zaczerpnęli z praktyk powszechnie stosowanych przez przedsiębiorców, zwłaszcza firmy produkujące artykuły spożywcze. Chodzi o tzw. downsizing, czyli zmniejszanie masy produktu przy utrzymaniu dotychczasowej ceny.
"Jeśli biznes nie może podwyższyć cen, stosuje downsizing – zmniejszanie wielkości opakowań. Dlatego właśnie typowa kostka masła – niegdyś 250-gramowa – dzisiaj ma 200 g, a czasem jeszcze mniej" – wyjaśniają swoją propozycję związkowcy. Lekcje mają być więc takimi kostkami masła – skoro nauczyciele za "swój produkt" nie mogą dostawać większych pieniędzy, to go okroją z 45 do 40 minut.
Propozycja NZZ Oświata Polska to oczywiście forma protestu przeciwko zbyt niskim podwyżkom. O tym, czy od 1 marca lekcje rzeczywiście zostaną skrócone, zdecyduje odzew ze strony innych nauczycieli. Jak wiadomo, nie jest to środowisko jednolite, w oświacie działa kilka dużych związków zawodowych i pomysły zgłaszane przez jedną organizację nie zawsze są akceptowane przez pozostałe. Na zbyt niskie zarobki skarży się jednak ogromna większość nauczycieli, niezależnie od przynależności do związków zawodowych. Pomysł "downsizingu" lekcji może się więc okazać nośny.
45 minut to relikt przeszłości
Swój postulat skrócenia czasu trwania lekcji związkowcy chcą promować niezależnie od tego, czy skłoni to MEN do znalezienia większych pieniędzy na podwyżki dla nauczycieli. Uważają bowiem, że 45-minutowa lekcja to relikt przeszłości, który nie pasuje do dzisiejszych czasów.
– Mamy coraz więcej dzieci z orzeczeniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych, dzieci z opiniami poradni psychologiczno-pedagogicznych. Dzieci miewają trudności ze skupieniem uwagi i często pod koniec 45-minutowej lekcji pytają, czy można już wyjść na przerwę, na obiad czy do toalety – wyjaśnił Radosław Utnik, mazowiecki koordynator wojewódzki NZZ Oświata Polska, w rozmowie z serwisem Portalsamorządowy.pl.
Utnik, który sam jest nauczycielem, chce, by ten postulat stał się początkiem eksperckiej dyskusji nad tym, ile powinna trwać lekcja. Taka dyskusja, jak zaznaczył, od dawna już trwa w szkołach, bo wielu nauczycieli każdego dnia ma problem z utrzymaniem uwagi uczniów przez 45 minut. Widać to też w badaniach, z których wynika, że uczniowie są przemęczeni. Skrócenie lekcji o 5 minut mogłoby się okazać lepszym antidotum na zmęczenie dzieci niż rozważane przez MEN dodatkowe ferie jesienne, których wprowadzenie skomplikuje życie rodzicom.
Źródło: Facebook/NZZ Oświata Polska, Portalsamorzadowy.pl