Młodzież ugotowała żywcem ptaki. "To dzieciaki ze zwykłych domów" – mówią ludzie z Włodawy
W bulwersującą sprawę zamieszanych jest dziewięć osób w wieku od 14 do 16 lat. Policja już dotarła do sprawców i świadków, teraz trwa ustalanie wszystkich szczegółów zdarzenia, a potem sprawą zajmie się sąd rodzinny. W komentarzach pod tekstami opisującymi tę sprawę, oprócz głosów oburzenia, często pojawiają się pytania, dlaczego do tego doszło, skąd w tych nastolatkach wzięło się tyle sadyzmu. Postanowiliśmy to sprawdzić, rozmawiając z mieszkańcami Włodawy. To nieduże miasto, jedno z tych, w których "wszyscy się znają". Wszyscy wiedzą więc, kim są sprawcy tego brutalnego zdarzenia. Wbrew pozorom, nie są to dzieciaki z patologicznych rodzin.
"Średnia krajowa"
Pan Antoni, pytany o sprawę zabicia ptaków, od razu mówi, że kojarzy tych nastolatków. I, jak podkreśla, to nie są dzieciaki z rodzin bezlitosnych kryminalistów. – W przypadku dwóch czy trzech z nich można mówić o patologicznej rodzinie. Ale pozostali to taka można powiedzieć "średnia krajowa" – mówi.
Inna mieszkanka Włodawy, pani Alicja, której syn chodzi do klasy z jednym z nastolatków z nagrania, twierdzi podobnie. – Większość z nich to dzieciaki z tak zwanych normalnych domów – twierdzi. Poza kluczowym jej zdaniem sprawcą i prowodyrem całego zdarzenia – tym chłopakiem, który odgrażał się, że następnym razem "zabije menela".
– On już w podstawówce sprawiał ogromne kłopoty wychowawcze, bił inne dzieci, zastraszał je. Wiem, że szkoła zgłaszała to rodzicom, ale ci niewiele z tym zrobili. No i wszystko wskazuje na to, że wyrósł na sadystę i psychopatę. Na tym filmiku widać, że to on kieruje całą akcją i sprawia mu to przyjemność – mówi.
Można się było tego spodziewać
Inny włodawianin, którego córka chodzi do tej samej szkoły, co kilku ze sprawców, też podkreśla, że wbrew pozorom to nie są dzieciaki kryminalistów. – Wczoraj zadzwonił do mnie znajomy z Krakowa, bo przeczytał o tej sprawie. I pyta: "Co to za bandycką młodzież macie w tej Włodawie?". Rzecz w tym, że to żadna bandyterka. Jeden z tych chłopaków mieszka z matką, bo ojciec od lat pracuje za granicą, chyba w Norwegii i rzadko bywa w domu. U nich nie ma takiej patologii, że alkohol, melina, awantury. Po prostu nie ma ojca, nie ma wzorca, nie ma nadzoru. Znalazł się jeden prowodyr, to za nim poszli – tłumaczy pan Rafał.
I dodaje, że dla niego to wydarzenie jest bulwersujące, ale nie jest zaskakujące. – Jak córka opowiada, co wyprawiają niektóre dzieciaki z tej szkoły, to włosy stają dęba na głowie. Co gorsza, dziewczyny wpadają czasem na głupsze pomysły od chłopaków. Niedawno była tam taka sytuacja, że kilka dziewczyn malowało na ścianach serduszka krwią z podpasek. Takich głupich żartów, zwykłego wandalizmu, było sporo, więc nie dziwię się, że przyszedł im do głowy ten pomysł z gotowaniem ptaków – mówi nasz rozmówca. On sam obawia się, że w przyszłości takie brutalne zdarzenia będą się powtarzać.
Tu dzieciaki się nudzą
Pani Alicja i pan Rafał wskazują na jeszcze jedną przyczynę tego, co się stało. Nuda i brak zajęć. – Włodawa to miasto emerytów. Dla nastolatków nie ma tu nic, no może poza basenem i jakimiś zajęciami sportowymi, ale za to trzeba płacić. Jak ja byłem młody, były tu trzy dyskoteki, dziś nie ma żadnej. Dlatego moim zdaniem te durne pomysły niektórym przychodzą do głowy z nudów. A jak rodzice nie dopilnują, nie wybiją tych pomysłów z głowy, to się dzieje to, co się stało – mówi pan Rafał.
Nie jest odosobniony w tej opinii. – Prosty przykład. Mamy tu dwa orliki, ale jeden od dawna jest zamknięty i nic nie wskazuje na to, że będzie czynny. Poza tym brakuje ciekawych darmowych zajęć pozaszkolnych. Oczywiście to nie usprawiedliwia mordowania ptaków, zwłaszcza w tak okrutny sposób. Ale myślę, że część tych dzieciaków nie robiłaby głupot, gdyby miała się czym zająć, miała jakieś miejsce, gdzie można nauczyć się czegoś ciekawego, odkryć jakieś zainteresowania. A tak, to idą za tym, kto jest głupi, ale na tyle silny, że pociąga za sobą innych – dodaje pani Alicja.
Dla wielu ludzi zwierzę jest jak rzecz
Na jeszcze inną przyczynę wskazuje Weronika Furtak, szefowa Stowarzyszenia "Włodawa dla zwierząt". – Mówimy o grupce winowajców, ale należy mówić też o współwinnych. I nie szukać ich tylko tu, bo takie przypadki znęcania się nad zwierzętami mają miejsce w całej Polsce. To efekt tego, że szkoła nie uczy o prawach zwierząt. A przecież można byłoby to robić na biologii czy godzinie wychowawczej. Dzieci uczą się o budowie pantofelka, a nie uczą się tego, że zwierzęta cierpią. Niektórzy wynoszą tę wrażliwość z domu, ale nie wszyscy – mówi.
Furtak dodaje, że brak edukacji w szkołach kończy się tym, że dzieci podejścia do praw zwierząt uczą się od swoich bliskich. A ci nie zawsze są dobrym wzorem. – Jak prowadzę od czasu do czasu zajęcia w szkołach i przedszkolach. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, co zwierzęta jedzą. I jeden przedszkolak powiedział, że psy jedzą obierki ziemniaków. Jak się okazało, jego dziadek tak karmił swojego psa – mówi Weronika Furtak.
Dlatego zdaniem szefowej Stowarzyszenia "Włodawa dla zwierząt" bez systemowych zmian w edukacji dzieci do takich przypadków brutalności, nie tylko wobec zwierząt, będzie dochodzić częściej. – Nawet jak oni zostaną surowo ukarani, a pewnie dostaną, bo tam była ta groźba, że następnym razem zabiją człowieka, to ta kara innych nie odstraszy. Wyroki za znęcanie się nad zwierzętami już zapadają, ale wciąż mamy kolejne przypadki. O większości się nie mówi, bo nie są tak okropne jak gotowanie ptaków żywcem, ale ludzie działający na rzecz praw zwierząt mogą wymieniać masę przykładów. I bez solidnej edukacji kolejnych pokoleń to się nie zmieni, a nawet będzie gorzej, bo następuje coraz szybsza brutalizacja życia – alarmuje Weronika Furtak.
Imiona wszystkich mieszkańców Włodawy, z którymi rozmawiałem, zostały na ich prośbę zmienione.