5 miejsc, w których ojciec wciąż może poczuć się gorszym rodzicem
Przychodnia zdrowia
Mój kumpel niedawno poszedł ze swoją 5-letnią córką do lekarza. Pani doktor dokładnie małą zbadała, po czym w milczeniu notowała coś na kartce. Na koniec powiedziała mu, że córka ma anginę, po czym wręczyła receptę i ową kartkę, na której było zapisane, jakie leki podawać, ile razy dziennie i w jakich dawkach. "Pan przekaże to żonie" – powiedziała. A widząc jego pytające spojrzenie, dodała: "No przecież to i tak żona będzie się małą zajmować".
Kumpel podziękował i wyszedł, choć korciło go, by powiedzieć: "Niestety, moja żona zmarła". Powstrzymał się nie dlatego, że to było kłamstwo. Pani doktor, tak mocno przekonana, że tylko matka jest w stanie dobrze zająć się chorym dzieckiem, mogłaby przecież uznać, że córka niechybnie umrze, skoro ma tylko tatę.
Plac zabaw
Choć na placach zabaw coraz więcej jest ojców, to wciąż dominują tam matki. W śród nich sporą grupę stanowią niestety "madki". I to one są mistrzyniami we wbijaniu ojców w poczucie winy. Przykład z własnego doświadczenia. Poszedłem z synem na plac zabaw. Młody uwielbiał wspinać się po pajęczynie z lin, więc od razu przystąpił do dzieła, a ja go dopingowałem. "Madki" patrzyły na mnie z rosnącym oburzeniem. W końcu jedna z nich nie wytrzymała. "Pan jest nieodpowiedzialny! Przecież on jest za mały, zaraz spadnie, połamie się!".
Podobne sytuacje przeżyli też moi koledzy. Wniosek jest więc prosty. Jeśli zamiast "uważaj", "tam nie właź", "zejdź", "zaraz spadniesz" mówisz do swojego dziecka "dasz radę", "spróbuj", to narażasz się na surowy werdykt "madek", że przyszedłeś na plac zabaw, by pozbyć się bachora, pozorując nieszczęśliwy wypadek.
Szkoła
Kiedy chodziłem do podstawówki, popularną formą ukarania krnąbrnego ucznia były słowa: "Przyjdziesz jutro do szkoły z matką". Ale jeśli przewinienie było naprawdę poważne, albo uczniowi zdarzała się recydywa, nauczyciele sięgali po opcję: "Przyjdziesz do szkoły z ojcem". Bo wiadomo, mama to się ulituje, nie ukarze, jak należy, a ojciec silną ręką na bank wybije z głowy durne pomysły. Byłem przekonany, że dziś nauczyciele nie mają już takich pomysłów. Myliłem się.
Niedawno mój kolega poszedł na wywiadówkę do szkoły syna. Wychowawca poprosił go, by został po zebraniu. A potem w rozmowie sam na sam wyłuszczył, jakie problemy sprawia chłopak i zasugerował rozwiązanie. "Dobrze, że przyszedł pan, a nie żona, bo problem trzeba załatwić po męsku. Tak jak się kiedyś robiło". Kolega odparł, że nie będzie bił syna, a wychowawcy zalecił zmianę zawodu. Ale i tak wyszedł ze szkoły z przykrą obserwacją, że są ludzie, dla których dobry ojciec to ten, którego dziecko się boi.
Sklep z ubraniami dla dzieci
Kiedy kobieta podchodzi do kasy z koszykiem ubrań dla syna czy córki, słyszy jedynie: "Płatność kartą czy gotówką?". Zestaw pytań do mężczyzny w takiej sytuacji jest o wiele bogatszy. Wiem, bo sam je słyszałem w sklepie, słyszeli je też moi kumple. – A ile syn ma lat i ile ma wzrostu? – zapytała mnie ekspedientka, chcąc się upewnić, czy wybrałem właściwy rozmiar. No bo to przecież pewne, że facet wybrał "na oko", na bank nie zna rozmiaru i za chwilę trzeba będzie przyjąć zwrot.
Dla wielu sprzedawców pewne jest też, że ojciec nie ma pojęcia o guście swojego dziecka, zwłaszcza jeśli to dziewczynka. Dlatego trzeba zadać "pytania pomocnicze". "Córeczka na pewno lubi ten kolor?", "Będzie chodziła w falbankach, bo raczej już są niemodne?". Szanowni sprzedawcy, więcej wiary w ojców. Ci, którzy nie ogarniają takich spraw, nie chodzą na zakupy.
Sala sądu
O ile poprzednie sytuacje można uznać za przykre, ale mało znaczące incydenty, to jest jedno miejsce, w którym ojcowie mogą naprawdę poczuć się gorszymi rodzicami. To sale rozpraw, gdzie zapadają decyzje o przyznaniu opieki nad dzieckiem po rozwodzie. Choć obecnie statystyki wyglądają coraz korzystniej dla mężczyzn, to wciąż widać znaczącą dysproporcję.
Według danych GUS za rok 2021 w ponad 71 proc. przypadków sąd przyznawał prawa do opieki obojgu rodzicom. Wyłączną opiekę matce powierzono w 24,5 proc. przypadków, a ojcu jedynie w 2,6 proc. przypadków. Nadal jest więc tak, że matka dostaje prawo do opieki nad dzieckiem niejako "z automatu", a ojciec musi udowodnić, że na nie zasługuje.