Nie wiedziałem, że dziecko AŻ TYLE kosztuje. Na DARMOWE szczepienia przez 2 lata poszło 2610 zł
To chyba jedno z moich największych rodzicielskich zaskoczeń. Oczywiście: wiedziałem, że dzieci kosztują, chyba nie jest to żadne zaskoczenie dla kogokolwiek. Nie jest przecież trudno się domyślić, że wraz z informacją o ciąży zaczynają się koszty. Tylko że to są koszty, które jeszcze jako bezdzietny lambadziarz sobie wyobrażasz.
Najpierw samo prowadzenie ciąży. Owszem, możesz zrobić to za darmo, ale w tym kraju to sport dla wytrwałych. Za prywatną wersję takiej "usługi" natomiast możecie z partnerką zapłacić nawet kilka tysięcy złotych. A pewnie i więcej, tylko ja nawet nie zdaję sobie sprawy. Ale mówię o wersji dla przeciętnych ludzi.
Potem czas na zakupy. Wózek, fotelik do auta – za te sprzęty możesz zapłacić dwa-trzy tysiące złotych, ale możesz zapłacić i z dziesięć. Oczywiście możesz i więcej.
Czytaj także: https://dadhero.pl/291440,cybex-priam-test-jak-sprawuje-sie-po-poltora-roku-uzytkowaniaDo tego łóżeczko, do tego przewijak, jakaś komoda, ciuchy, ogólna wyprawka. Na pewno będzie to czterocyfrowa albo pięciocyfrowa kwota. Pomijam to, jak bardzo chcesz sobie ułatwić życie. My na przykład przed narodzinami córki kupiliśmy sobie suszarkę do prania. Najlepiej wydane kilka tysięcy złotych ever… ale wiadomo, da się bez.
W końcu na świecie pojawia się twoje upragnione dziecko i przyznaję – właściwie trzeba kupić pieluchy, zwłaszcza jeśli twoja partnerka karmi piersią. I tyle.
Schody zaczynają się z czasem.
Zdrowie kosztuje krocie
To chyba jedna z większych niespodzianek na przestrzeni tych dwóch lat z córką. W Polsce opieka zdrowotna jest bezpłatna, prawda?
Podobno tak, oczywiście jeśli ci się ona należy. Ale ja mam jednoosobową działalność i odprowadzam składki, żona ma umowę o pracę. I co? No i właśnie… nic.
Cały system jest tak skonstruowany, żebyś zawsze musiał za coś zapłacić. Obowiązkowe szczepienia? Tak, bezpłatne, ale tylko w tej podstawowej wersji. Co oznacza, że musisz wielokrotnie dać pokłuć swoje dziecko. Są oczywiście lepsze szczepionki, takie all-in-one. Jeden zastrzyk załatwia na przykład trzy szczepienia. Ale to oczywiście kosztuje. I to niemało.
Do tego jesteś na każdym kroku bombardowany potrzebą wykonania szczepień nieobowiązkowych, np. na meningokoki. I co, dziecku odmówisz?
W przychodniach doskonale wiedzą, że to biznes. Zapewniam cię, że nikt cię tam nie poinformuje, że szczepienie na ospę jest darmowe, jeśli zapiszesz dziecko do żłobka. Raczej usłyszysz, ile takie szczepienie kosztuje. A nuż dasz się nabić w butelkę. My prawie się daliśmy, bo to wcale nie jest powszechna wiedza wśród rodziców-świeżaków.
Koniec końców przez dwa lata wydaliśmy na szczepienia skromne 2610 złotych. Wczoraj (dzień przed pisaniem tekstu) liczyliśmy to z żoną dokładnie i aż mnie zmroziło. Przez dwa lata może to i nie jest tak dużo… ale przecież ja dopiero się rozkręcam.
Bo przecież nie chodzi tylko o szczepienia. Raz w życiu zamówiliśmy lekarza do domu. Córka miała dziwne objawy kataropodobne, od kilku tygodni, a była jeszcze tak mała, że nie chcieliśmy jej ciągnąć do przychodni, bo nie daj Boże złapie coś gorszego. Serio, tak myśleliśmy.
Wezwaliśmy więc lekarza do domu. Takiego z polecenia. Przyszedł, wziął sześćset złotych (!), postawił... złą diagnozę. Pomogła dopiero normalna lekarka w przychodni. Ale i ci normalni lekarze odsyłają cię co chwilę do… prywatnej służby zdrowia. Bo na NFZ pewnych rzeczy po prostu się nie doczekasz. Np. nie zbadasz wzroku dziecka na czas, jeśli masz jakieś wątpliwości. Jeśli masz małe dziecko, to termin na okulistę dostaniesz gdzieś w okolicach jego matury.
Wizyta kilkanaście minut, i cyk, trzysta złotych znika.
Przetrwanie kosztuje krocie
Ten punkt nie dotyczy każdego. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób może liczyć na opiekę choćby babci. My jednak z żoną w Warszawie nie mamy ż a d n e j rodziny, która mogłaby zająć się Mają.
Wyjścia więc nie było – trzeba znaleźć żłobek. I teraz kolejna rzecz, która nie dotyczy każdego, ale nas jak najbardziej. Otóż w stolicy dostanie się do państwowego żłobka graniczy z cudem. Tak, wiem, pisałem już dadHERO o tym, jak bardzo sobie ten prywatny żłobek chwalę, ale…
Czytaj także: https://dadhero.pl/292288,nie-dostalismy-sie-do-panstwowego-zlobka-ale-prywatny-ma-bardzo-duzo-zaletNie zmienia to faktu, że miesiąc w miesiąc kosztuje mnie i żonę ta zabawa około dwóch tysięcy złotych. A tak naprawdę więcej, ale mamy… szalone 400 zł dopłaty z ZUS-u. W sam raz na dodatkowe zajęcia w żłobku. Angielski, gordonki, logorytmika… córka świetnie się tam bawi. No co, odmówię jej?
Każdy dzień też kosztuje krocie
To też moje małe ojcowskie zaskoczenie. W zasadzie nie oczekiwałem, jak bardzo szybko dzieci zaczynają mieć zachcianki.
I nie chodzi mi o to, że moja córka latem chce jeść lody (no chce, nie będę udawał rodzica, który chowa dziecko pod kamieniem). Czy że dowiedziała się już, że w piekarni bułki są nie tylko suche, ale na przykład z makiem. O tak, te to dopiero są pyszne.
Ale chodzi mi o nawet takie proste rzeczy. Moja córka nie pójdzie spać, jeśli nie wypije – już w łóżku, po myciu zębów, a jakże – szklanki mleka i nie poprawi jogurtem (bez cukru, dzięki czemu mam spokojne sumienie po drożdżówce z makiem) owsianym. To codziennie piątak.
Był zresztą taki mem: że drogie są nie ubranka i zabawki, tylko te cholerne owoce. Małe pudełeczko malin? Trzynaście złotych. Małe borówki? Piętnaście złotych. Pójdzie cała paczka do kolacji. Jako dodatek do niej oczywiście. I tak dzień w dzień.
Oczywiście ze wszystkim można walczyć. Można wszystko negocjować. Ale w praktyce często nie ma wyjścia do sklepu bez łapówy. Czasami to banan. Czasami to cukierek. Czasami to siedemdziesiąta druga książeczka.
Kiedyś oszczędzało mi się łatwiej
Myślę o tym wszystkim i dochodzę do takiego w sumie smutnego wniosku. Jeśli masz dziecko i nie zarabiasz naprawdę, ale to naprawdę dobrze, to po prostu nagle oszczędzanie staje się… trudne.
Tak samo trudne staje się nagle staranie o rodzeństwo dla twojej pociechy. Bo to po prostu dużo kosztuje. Ktoś kiedyś powiedział, że 500+ to program niezachęcający do posiadania dzieci, ale wyciągający Polaków z biedy.
Czy rzeczywiście wyciąga z biedy – nie oceniam. Ale faktem jest, że musiałbym stracić zmysły, żeby za te 500 zł (i 400 zł dopłaty do żłobka) zdecydować się mieć dziecko. To się po prostu nie opłaca. I dopóki takie będą zachęty do posiadania potomstwa (a nie choćby pewne miejsce w żłobku) w tym kraju, dopóty raczej jako społeczeństwo będziemy się starzeć.
Ja dziś nikogo do posiadania dzieci raczej bym nie zachęcił. Nie dlatego, że ojcostwo mi się nie podoba. O nie, moja córka jest najlepsza na świecie. Ale to po prostu droga zabawa.
Nawet nie spodziewałem się jak bardzo, kiedy córka przychodziła na świat. Ot, lekcja na stare lata.
Czytaj także: https://dadhero.pl/292726,dwa-lata-z-dzieckiem-jakie-rzeczy-warto-kupic-a-jakie-nie