Bunt dwulatka to jazda bez trzymanki. Boję się nawet, że córce złamie się banan

Piotr Rodzik
25 października 2023, 11:33 • 1 minuta czytania
Wiecie, ja zawsze miałem dobre, kochane dziecko. Maja od narodzin zawsze była spokojna. Nie płakała. Nawet można było jej głowę prysznicem spłukać i luzik. I szczerze – teraz moment śmiechu dla tych z was, którzy mają starsze dzieci niż moja dwulatka – myślałem, że będzie już tak zawsze. Oj, jak się pomyliłem. Ale wiem już, jak przetrwać bunt dwulatka.
Bunt dwulatka to nie przelewki. fot. 123rf
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Można się z tych moich doświadczeń śmiać, ale ja serio długo myślałem, że moja córka jest jakaś inna. W sensie "lepsza", "ponad" te dziecięce problemy. Zresztą – usłyszałem kiedyś albo przeczytałem, że podobno każdy rodzic rozpoznaje siedem czy ileś tam rodzajów płaczu. Nie pamiętam w sumie ile.


Nigdy do tego powiedzonka nie przykładałem wagi, ponieważ moja córka jednym mnie od pierwszych dni swojego życia bardzo zaskakiwała – ona zwyczajnie… nie płakała.

Pamiętam jej pierwszą noc po powrocie do domu ze szpitala (z żoną). Kolega, któremu córka urodziła się dwa i pół miesiąca wcześniej, przekonywał mnie po jego pierwszej nocy, że ma wspomnienia jak z Wietnamu. 

A ja co? No nic. Maja wróciła do domu i… cisza i spokój. Przespała sobie po cichu całą noc (poza wybudzaniem na karmienie). Nigdy nie płakała z powodu mokrej pieluchy. Nigdy nie płakała, bo jej zimno. Bo gorąco. Nie płakała u lekarzy (no, poza szczepieniami). Nic. Przyznaję się wręcz, że chciałem z nią chodzić po lekarzach. Chciałem sprawdzać, czy na pewno jest zdrowa. No bo jak dziecko może być tak spokojne?

Ale to już w sumie nieważne, bo moja córka bardzo szybko nadrobiła zaległości. Pomijam fakt, że ciocie ze żłobka nazywają je urwisem – a długo była tym ułożonym dzieckiem. Teraz, jeśli mogę coś o sobie powiedzieć jako o rodzicu, to chyba jedno – chodzę jak w zegarku. Tak córka ustawiła mnie swoim buntem.

A więc tak wygląda magiczny bunt dwulatka

Szczerze mówiąc – nie spodziewałem się tego. Bo jak już wspomniałem, uważałem, że w jakiś sposób nas to ominie. Tymczasem tak jak ten pierwszy rok (czy nawet półtora) mieliśmy dość lajtowy, tak teraz (chociaż generalnie jest już nieco lepiej, ale było naprawdę grubo) każdy dzień to jak spacer po polu minowym.

Pomijam fakt, że wszystko wjechało naraz – i lęk separacyjny (od mamusi, bo przecież nie ode mnie), i ten bunt dwulatka. Ale naprawdę, momentalnie zrobiło się w domu bardzo ciężko.

Czytaj także: https://dadhero.pl/292516,mamoza-jak-przetrwac-kiedy-dziecko-ignoruje-tate

I jak o tym myślę, to nawet nie potrafię powiedzieć, kiedy to wszystko się zaczęło. Bo trochę jest tak, że jako rodzic nieświadomie ignorujesz pierwsze sygnały. A, może bolą ją ząbki. A, może ma gorszy humor. A, może woda poleciała za bardzo do oczu podczas kąpieli.

Potem się nagle orientujesz, że twoje dziecko, które zawsze było spokojne, chętnie szło do wanny, można było mu spłukać głowę, wychodziło z domu na hasło "idziemy" i robiło super sto innych rzeczy, nagle negocjuje z tobą dwadzieścia minut założenie pieluchy. Po drodze oczywiście robiąc siku na dywan.

Nawet ten banan z tytułu. Co to jest w ogóle za historia. Sytuacja z pozoru jedna z wielu. Córka w środku nocy się przebudziła głodna. Poprosiła o banana. I ten banan się jej złamał. Więc kazała żonie go skleić. Moja żona dała z siebie wszystko, złączyła te dwie części owoce ze sobą, ale jednak nie – to już nie to samo.

Nie chciała takiego zjeść. Drugiego też nie. Ba, mała dostała takiej histerii, że kolejne dwie godziny nikt w tym domu nie spał. I tak w kółko.

Tyle praktyka. A co mówi teoria? Bunt dwulatka to okres, kiedy twoja pociecha nagle zdaje sobie bardziej sprawę ze swoich potrzeb. I POTRZEBUJE ICH REALIZACJI NATYCHMIAST. A jeśli nie, to cóż… budzą się w twoim dwulatku emocje, których do tej pory nie znał. A ich efekt jest wiadomy. Wrzask, płacz – to jeszcze jest pół biedy. Gorzej, jeśli do tego dochodzi niekontrolowana agresja.

Tu przypomina mi się od razu moja koleżanka, która przyszła do pracy. Cała pogryziona. Przez córkę.

I jak to przeżyć?

Po pierwsze: nie panikuj

Bunt dwulatka ma różne oblicza. Ale to naprawdę różne. Okej, może być źle i twoja pociecha może kłaść się na podłodze w markecie, bo nie chcesz jej otworzyć jogurtu z lodówki.

Może cię też gryźć. Może kopać. Bić rękoma.

Ale może też po prostu płakać i wymagać długofalowego uspokajania na rękach. Tak jest u nas. Czasami nie ma też zresztą żadnych ostrych emocji. Córka – niezadowolona z tego, że nie dostała na przykład ciastka – zamiast krzyczeć, tylko teatralnie obraża się. Odwraca głowę w drugą stronę i domaga się opuszczenia przeze mnie lub żonę… pomieszczenia.

Co w zasadzie płynnie łączy się z kolejnym punktem.

Po drugie: zrozum, że czas przestawiania dziecka już się skończył

Niedawno byłem z pracy na evencie, gdzie przy stole siedziałem z dwiema paniami, które mają już nastoletnie dzieci. Oczywiście zgodnie z nieśmiertelną logiką, że teraz to się dopiero zacznie oraz małe dziecko, mały problem, duże dziecko, duży problem usłyszałem, że takie dwulatki to sama słodycz i szczęście.

Że problem jest dopiero, jak dziecko zaczyna ci się stawiać, pyskować, cokolwiek. Że ma swój głos. Że ma te naście lat i jest najmądrzejsze a świecie.

Hm, ciekawe. Maja ma dwa lata i w sumie z tego wszystkiego jedyne, czego nie robi, to nie pyskuje.

Tego akurat, jak zacznie się bunt twoje dziecka, nauczysz się bardzo szybko. Bo ja w sumie jako ojciec w pierwszej chwili zawiodłem. Nie chodzi o to, że darłem się na córkę, jak mnie – no nazwijmy rzeczy po imieniu – wkurzała swoimi problemami.

Ale wydawało mi się, że jak dwuletnie dziecko nie chce się kąpać, to mogę je po prostu wziąć pod pachy i do tej wanny wsadzić.

Ach, głupi byłem.

Zrób to raz, a zobaczysz, czym jest gniew dwuletniego dziecka. Realia są takie, że zbuntowane dziecko musisz do wszystkiego zachęcić. Czy to wyrozumiałością, czy to przekupstwem i nową książeczką. Prawdę mówiąc, wszelkie chwyty są dozwolone, choć pewnie psychologowie dziecięcy mnie zjedzą za te przekupstwa.

Trudno. Realnie trzeba jakoś żyć, a kiedy spieszysz się do wyjścia z domu, nie możesz po prostu czekać bez końca na świadomą zgodę rozhisteryzowanej dwulatki. Ale w ostatnią sobotę po południu, kiedy mi się nie spieszyło, czy przypadkiem nie namawiałem córki na wyjście z domu przez czterdzieści minut? Być może.

Po trzecie: to minie

Głowa do góry. Bunt dwulatka może potrwać co prawda nawet kilka ładnych miesięcy, w trakcie których odechce ci się żyć (ja nigdy nie byłem tak zmęczony w życiu jak ostatnio). Ale on w końcu minie i twój aniołek znowu będzie "sobą". Chociaż w buncie też jest sobą, ale to inna historia.

No i nie martw się. Niedługo przyjdzie kolejny bunt.

Czytaj także: https://dadhero.pl/291803,to-moj-drugi-dzien-ojca-jakim-jestem-tata-i-jak-sie-oceniam