Zaraz się zacznie. Ci rodzice zapisują dzieci na wszystkie zajęcia dodatkowe. "To dla ich dobra"

Aneta Zabłocka
Niektórzy rodzice są dumni z tego, że kalendarz ich dzieci jest wypełniony po brzegi. Wierzą, że dzięki dodatkowym umiejętnościom, ich pociechom będzie łatwiej na rynku pracy. Multitasking to już nie tylko problem korpopracowników, dzieci uprawiają sporty, uczą się kilku języków obcych i programowania, bo nie wiadomo, co zagwarantuje im dobrą pracę.
Zajęcia dodatkowe dla dzieci. Czy są im potrzebne? Fot. Unsplash
Moja córka jeszcze niedawno w tygodniu, oprócz zajęć szkolnych, miała dodatkowy angielski dwa razy w tygodniu i tyle samo zajęć Krav Magi. W weekendy całą rodziną jeździmy na basen i organizujemy zabawy plastyczne, sensoryczne czy idziemy do teatru dla dzieci.


To po prostu oznacza, że jestem klasycznym rodzicem, który wysłał dziecko na najpopularniejsze zajęcia dodatkowe, czyli sport i naukę języka obcego. Rzadziej dzieci zapisywane są na trzecią i kolejną aktywność. Prym wiodą piłka nożna i basen oraz taniec. Najpopularniejszym językiem obcym do nauki jest język angielski.
Prawdopodobnie tydzień twojego dziecka wygląda podobnie. Dlaczego więc twoje dziecko może mieć zajęcia dodatkowe, a rodziców, którzy chcą poświęcić swój czas na dowożenie na dodatkowe lekcje i szukanie razem z dzieckiem swojej drogi życiowej, uznajesz za coś złego?

Drabina do sukcesu

Pisaliśmy o tym, że rodzice popełniają błąd, zastępując dzieciom wychowanie edukacją, czasem w wersji bardzo intensywnej. Okazuje się jednak, że pogląd wyrażony w tekście przez Kacpra Peresadę wcale nie jest powszechny.

Bardzo wielu rodziców jest przeciwnego zdania – nie widzą problemu w tym, że ich dzieci chodzą na zajęcia dodatkowe i od małego są bodźcowane w rozmaity sposób. Nie widzą w tym nic złego i nie uważają, żeby mali adepci sztuk wszelakich byli w ten sposób krzywdzeni.

Przeciwnie, ich zdaniem we współczesnym świecie, który nieustannie się zmienia, ich obowiązkiem jest wyposażenie dzieci w wiele umiejętności. Tylko w ten sposób będą w stanie sobie poradzić jako dorośli i odnieść sukces. W jaki sposób w przyszłej pracy pomoże im umiejętność jazdy figurowej na łyżwach? Tego nie mówią.

Po co ma cię nudzić?

Motywacje są różne. Nie wszystkie są dobre. Czasem rodzice rzeczywiście chcą zadbać o jak najlepszy start w przyszłości dla swoich dzieci.

Czasem dodatkowe zajęcia mają wypełnić kalendarz dziecka, bo rodzicom brakuje pomysłów na to, jak sensownie spędzać z nim czas. Szczerze mówiąc, to nie musi być coś złego. Jak dla mnie to mimo wszystko lepsze rozwiązanie, niż wymuszona interakcja, która nie zakłada żadnej bliskości.

– Boję się, że jeśli nie zagwarantuje mojemu dziecku dodatkowych aktywności, to skończy w domu przyklejone do komputera i smartfona – opowiada moja koleżanka.
Fot. Lukas/Pexels
Rafał ma dwie córki. Teraz już nastoletnie, które same wybierają sobie aktywności. Ale od małego chodziły na różne zajęcia rozwojowe. – Jak były malutkie, to chodziliśmy do klubu malucha na zajęcia muzyczne, tzw. gordonki i warsztaty sensoryczne. Potem w przedszkolu doszedł balet i język angielski i francuski. Jestem dumny z nich, bo już płynnie mówią po angielsku i na wakacjach same sobie radzą – opowiada.

To trudna historia. Córki Rafała były wychowywane przez francuskojęzyczną guwernantkę. On i jego żona pracowali do późna. Tłumaczy, że nie chciał, żeby dziewczynki się nudziły, więc zapisywał je na różne zajęcia – jazdę konną, gimnastykę artystyczną, zajęcia teatralne, naukę rysunku.

W życiorysach jego córek jest czarna karta. Starsza bardzo źle znosiła sprawowanie opieki przez obcą osobę. – Zapadła na anoreksję i miała epizod depresyjny – przyznaje ze smutkiem. – To nas otrzeźwiło i skróciliśmy czas pracy, ale z zajęć nie rezygnowaliśmy. Uważamy, że obecność w grupie rówieśniczej jej pomaga – tłumaczy.

Genialny trzylatek

Karol nie wysłał swojego dziecka do przedszkola. Zajmuje się nim babcia, gdy on z żoną są w pracy. Żeby ułatwić jej opiekę, mały Jurek chodzi na zajęcia ogólnorozwojowe, plastyczne i zabawy z językiem angielskim.

– To organizuje im dzień, a poza tym wiem, że moje dziecko czegoś się uczy oraz bawi. Szkoda mi przedszkolaków, które bezsensownie kręcą się w salach pod opieką kilku nauczycielek bez pomysłu na zajęcia dla nich – tłumaczy mi.

Hanka jest przedszkolanką w placówce dwujęzycznej. Jest bardzo zadowolona z miejsca pracy i oferty edukacyjnej przedszkola. Mówi, że za rok zapisze tutaj swoją córkę.

– Jest rytmika, gimnastyka korekcyjna, warsztaty kulinarne, zabawy logopedyczne, wycieczki do muzeów i laboratoriów. Niby każde dobre przedszkole ma takie zajęcia w ofercie, ale wiem, że różnie bywa z ich realizacją.

Możesz prychnąć, ale przy wyborze przedszkola dla swojego dziecka nie zapytałeś czasami, czy będzie nauka języka angielskiego? Nie widziałeś kartki na tablicy ogłoszeń, że we wtorki dzieci kończą później zajęcia, bo jeszcze wpada im rytmika? Uznałeś to za coś normalnego, ale rodzicom, którzy chcą zapewnić dzieciom większą ofertę edukacyjną, zabraniasz.

Nie jestem wariatką

Ci, którzy postawili przede wszystkim na edukację, mają żal, że wszyscy uważają ich za katów swoich dzieci. Oni ich słuchają i nie zmuszają do zajęć, których nie chcą.

– Nie jestem furiatem. Gdy widzę, że moje dziecko jest zmęczone i mówi, że nie chce iść na jakieś lekcje, to nie idzie – mówi Waldek.
Fot. stem.T4L/Unsplash
– Wychodzę z założenia, że moje dziecko musi lubić zajęcia, na które uczęszcza. Często chodzimy na zajęcia próbne i rozmawiamy o tym, czy się nam podobało, czy nie – mówi Maciek – Dopiero wtedy podejmuję decyzję czy zapiszę na nie dziecko.

– Trzeba wybierać takie, które będą pozytywnie wpływały na jego rozwój. Mój syn chodzi na piłkę nożną po przedszkolu. W placówce ma zapewnione warsztaty z przyrody, podróżnicze i robotykę. Odbywają się w czasie przebywania dziecka w przedszkolu, więc nie mam wrażenia, że go przeładowuję dodatkowymi zajęciami – opowiada Maciek.

Jej zdaniem różnorodność zajęć na tak wczesnym etapie rozwoju dziecka przełoży się na to, że syn będzie wiedział, jaką ma pasję i łatwiej będzie kierować jego kształceniem w przyszłości.

– Może będzie chciał wybrać liceum o profilu matematyczno-przyrodniczym? – zgaduje. Gdy pytam, czy nie uważa to za trochę zbyt dalekie plany, bo syn jest dopiero w przedszkolu, trochę się gniewa.

Zajęcia dodatkowe po pandemii

Pandemia koronawirusa popsuła trochę edukacyjne plany rodziców. Jednak dużo zajęć odbywało się online i nie przeszkadzało dzieciom w kontynuowaniu dodatkowej nauki. Wielu z moich znajomych uważa, że pandemiczne zajęcia online uratowały ich dzieci przed szkolnym marazmem, w który wpadały po kilku godzinach spędzonych przed komputerem.

W "okienkach", gdy wygrywaliśmy z koronawirusem i obostrzenia były czasowo zdejmowane, wielu rodziców rzuciło się zapisywać dzieci na zajęcia stacjonarne, by mogły się na nowo socjalizować i nadrabiać zaległości.

– Moja córka chodzi na zajęcia z języka angielskiego, ma też siatkówkę, jazdę konną i zajęcia taneczne. No i harcerstwo. Teraz doszło jeszcze łucznictwo. Wzięła już udział w pierwszych zawodach – mówi o swojej 7-latce jedna ze znajomych matek. Dzięki temu, że to zajęcia na "wolnym powietrzu" jej córka mogła niemal bez przerw uczyć się nowych umiejętności.

– Michał ma w tygodniu piłkę. Po szkole zapisany jest na zajęcia z robotyki i programowania, świetnie mu idzie, pisze już swoje pierwsze gry. W poniedziałki mamy korepetycje z matematyki – wylicza mi Waldek. Wszystkie te zajęcia (oprócz piłki) prowadzi "rodzinny" student, któremu Waldek płaci. Dlatego, że to rodzina, Michał spotykał się z kuzynem także w czasie lockdownu.

Zajęcia "samo zło"?


Nie trudno znaleźć rodziców, którzy narzekają, że dzieci mają współcześnie za dużo zajęć, są przemęczone i zabierane jest im dzieciństwo na rzecz edukacji.

Szczególnie w internecie kłębi się od postów o tym, żebyśmy dali dzieciom żyć. A przecież dodatkowe zajęcia edukacyjne to nie kara dla dzieciaków, ale patrzenie perspektywicznie na ich przyszłość.

Są rodzice, którzy dumni są z tego, że kalendarz ich dzieci jest wypełniony po brzegi. Wierzą, że dzięki zdobyciu dodatkowych umiejętności będzie im łatwiej na rynku pracy.

Multitasking nie dotyczy tylko menadżerów korporacyjnych, ale coraz częściej dzieci, które uczą się tańca, kilku języków obcych i robotyki. Bo nie wiadomo, co w tak szybko zmieniającym się świecie, zagwarantuje pracę i dobre zarobki.