Robimy sobie wcześniejsze wakacje. Moje dzieci nie muszą brać udziału we wszystkich lekcjach

Aneta Zabłocka
"To nie ma sensu" - słyszałam kilkukrotnie, gdy pytałam rodziców o naukę zdalną. Wielu z nich odpuściło swoim dzieciom siedzenie przed komputerem i pozwala na spędzanie czasu tak, jak chcą. I mają w tym sporo racji.
Wcześniejsze wakacje. Rodzice pozwalają dzieciom opuszczać zdalne lekcje Fot. Baylee Gramling/Unsplash
Nauczyciele muszą na miesiąc przed planowanym zakończeniem roku szkolnego wystawić proponowane oceny końcowe z przedmiotów. Każdy, kto zaliczył szkołę wie, że po tym fakcie, jakąś tam pracę odwalają jeszcze ci uczniowie, którzy chcą poprawić oceny. Reszta w zasadzie ma fajrant.


Za czasów niepandemicznych dzieciaki wypuszczane były na boisko i mogły tam hasać do woli. W czasie koronawirusa nadal pozostają przykute do biurek i komputerów, dlatego niektórzy rodzice powiedzieli "dość".

– Większość tej nauki polegała na tym, że ktoś z klasy wyłączał nauczycielkę w czasie prowadzenia zajęć, zalewał czat GIF-ami albo wymawiał się brakiem kamerki i mikrofonu – tłumaczy Jacek, ojciec dwóch córek. 4. i 6. klasa.
Uważa, że obie strony pozwalały na pewną dozę ignorancji drugiej stronie. Ale to wcale nie oznacza, że trzeba ciągnąć ten cyrk do końca.

Jacek ustalił z córkami, że w przedmiotach, z których mają propozycje dobrych ocen końcowych oraz tych "mniej ważnych", jak etyka czy godzina wychowawcza, nie muszą uczestniczyć.

– Przy czym godzina wychowawcza była fikcją, bo pani łączyła się na kilka minut i pytała, czy ktoś ma jakiś problem. Zwykle oczywiście nikt nie miał – opowiada Jacek.

Dzięki obcięciu planu lekcji jego córki ruszyły się z domu, odzyskały trochę życia i mogły poświęcić czas na zajęcia, które mają sens.

Jedna z nich przepisała się na wcześniejszą godzinę zajęć z angielskiego, inna znalazła czas na szlifowanie grafiki. – Dobra, może nie całkiem odeszły od komputera, ale zyskały czas dla siebie. Wreszcie możemy spędzić popołudnie razem, nie będąc wypompowanym po 6-godzinnej nudzie w wirtualnej szkole.

Zemsta nauczyciela

Jeszcze w kwietniu gruchnęła wieść, że po powrocie do placówek pedagodzy przetestują swoich podopiecznych z wiedzy przyswojonej w czasie nauki zdalnej.

Nauczyciele wyjaśniają, że wcale nie szykują się do kartkówkowego nalotu na uczniów po powrocie do szkół. Będą stawiać na odbudowę relacji uczeń-nauczyciel, uczeń-koledzy.

To słuszna droga. Po roku szkolnym obfitującym we wzajemną wojnę podjazdową - oskarżenia o oszukiwanie na sprawdzianach lub celowe wyrzucanie z lekcji nauczyciela - jest, co odbudowywać.

Tymczasem niektórzy mają już wakacje. Iga, która jest w klasie przedmaturalnej po prostu zapytała swoich nauczycieli, czy chcą, aby uczestniczyła w zajęciach, skoro jej średnia jest bardzo wysoka i wolałaby zacząć samodzielnie rozwiązywać testy maturalne na przyszły rok. Zgodzili się.

– Nadal biorę udział w zajęciach z matematyki, biologii i chemii, bo jak tam się coś przeoczy, to nie ma przebacz – wyjaśnia. – Tym bardziej, że wiążę swoją przyszłość ze studiami medycznymi. Ale z przedmiotów humanistycznych mam praktycznie już pewne oceny, więc skoro nauczyciele i tak skupiają się na uczniach z gorszymi notami, to ja nie mam, co tam robić.

Iga mówi, że jej szkoła super poradziła sobie z nauką zdalną, choć oczywiście były gorsze chwile, gdy chłopcy rozrabiali. Jednak, jak tłumaczy, po jakimś czasie emocje opadły i wszyscy skupili się na zajęciach.

Według jej mamy, nauka Igi to była raczej edukacja domowa, niż sztywny system. Dziewczyna sama szukała dodatkowych informacji i zapisywała się na kursy online. Nie widzi zatem sensu, aby jej córka nadal tkwiła w sztywnym planie lekcji.

"Przerobiłem materiał na własną rękę"

Za przykładem starszej siostry idzie 5 lat młodszy brat, Michał, który wynudził się w ciągu nauki zdalnej jak mops. Teraz woli spędzać czas na podwórku z kolegami, skoro otworzyli boiska. Jego rodzice nie mają nic przeciwko.

System edukacji w Polsce to ściema – mówi Robert, tata Igi i Michała. – Dużo więcej materiału przerobiłem z synem na własną rękę. Czytając te podręczniki... – kręci głową.

Często otrzymywał powiadomienia w Librusie, że Michał nie odrobił pracy domowej, odpisywał, że zrobił, ale z tatą i nie z podręcznika, ale na podstawie filmów i książek, które sam mu wybrał.

– Żona się przejmowała, ale dla mnie to było o wiele wygodniejsze. Po co miał przepisywać gotowe odpowiedzi z internetu, gdy mogłem faktycznie mu wyjaśnić jakieś zagadnienie na podstawie praktycznej wiedzy – wyjaśnia swoje postępowanie.

Robert mówi, że dzieci zasługują na wcześniejsze wakacje, bo nawet on nie pracuje na spłatę kredytu tak długo, jak pracowały one w czasie nauki zdalnej.

A dzieci mają prawo do dzieciństwa. – Na siedzenie przed komputerem po 8 godzin, przyjdzie jeszcze pora – oznajmia.