"Mam 7 lat i jestem na Tinderze". Mężczyźni masowo publikują zdjęcia dzieci w aplikacjach randkowych

Aneta Zabłocka
Seksowny jak tata to brzmi dumnie. Gdyby tylko to stwierdzenie było prawdziwe, mężczyźni publikujący zdjęcia z dziećmi w aplikacjach randkowych, szybko by się z nich zwinęli, aby wić gniazdka szczęśliwości w nowych związkach. A skoro na Tinderze znajdujemy zatrzęsienie fotek ojców z maluchami, to tak nie jest. Dlaczego ojcowie chwalą się pociechami na Tinderze i czy to rzeczywiście najlepszy wabik na kobiety? Sprawdzamy.
Zdjęcie z dzieckiem sprawia, że mężczyzna staje się atrakcyjniejszy? Zobacz Fot. Tinder
Według badania przeprowadzonego przez MummyPages.co.uk w 2016 roku, 71 proc. samotnych ojców, którzy używają Tindera, publikowało zdjęcia dzieci na swoich profilach. Dwie trzecie ojców opublikowało solowe zdjęcia maluchów, a jedna trzecia pozowała z nimi.


Dla porównania tylko 24 proc. samotnych matek przyznało się do publikowania zdjęć swoich dzieci na Tinderze.

Skąd taka różnica? Być może wynika ona z tego, że ojcowie nadal traktowani są jak rodzice drugiej kategorii. Powoli zmieniająca się świadomość społeczna, nadal jednak gloryfikuje zajmowanie się dziećmi przez mężczyzn. Samotne matki uważane są jako roszczeniowe oraz nieumiejące przypodobać się facetom.
Mężczyzna z dzieckiem na ręku roztkliwia. Na myśl przychodzą same pozytywy, jawi się jako osoba troskliwa, czuła i odpowiedzialna. A to jedne z głównych cech, których szukają kobiety w relacjach.

A jednak odwoływanie się do tego, że każda kobieta pragnie mieć dziecka lub przez dopisanie cech idealnego partnera, tylko z powodu posiadanego potomstwa, może być obraźliwe dla kobiet.

Dlaczego mężczyźni publikują zdjęcia swoich dzieci w internecie?

– To jest najważniejszy aspekt mojego życia. Jestem ojcem i nie ukrywam tego – mówi Maciej, który wrzuca na Tindera zdjęcia ze swoimi dziećmi. – Zbyt wiele razy na wieść o tym, że jestem tatą, dziewczyny zmywały się z randek. Teraz wiedzą, na co się decydują, gdyby znajomość miała przetrwać – tłumaczy.

Jego zdaniem to też budowanie świadomości na rynku matrymonialnym, że ojciec to nie musi być "Janusz w kaloszach", a fajny, zaradny facet, który dobrze się ubiera i potrafi bawić.

– Jestem tatą, a to oznacza, że mam zobowiązania, ale też jestem odpowiedzialny, mogę nie chcieć płytkich relacji i interesują mnie kobiety, które lubią dzieci. Taka prawda – deklaruje.

Maciej wie, jakie zdjęcia publikować. Nie ujawnia twarzy dzieci, nie podaje imion. Także nie narzuca nikomu poznawania dzieci ani spotykania się na placach zabaw.

– Jeśli chcesz się ze mną spotkać i mnie poznać, akceptujesz fakt, że mam dzieci i być może w czasie randki wymsknie mi się o nich anegdota albo dwie – wyjaśnia.

Czy to działa na kobiety?


– Wydaję mi się, że to zależy od momentu, w jakim jesteśmy w życiu. W okolicach 30-tki możemy uważać, że mężczyzna z dzieckiem będzie dobrym partnerem – mówi Kasia. Skusiła się już raz na relację z mężczyzną po rozwodzie.

Zauważa, że faceci z dzieckiem są bardziej troskliwi oraz lepiej planują swoje życie. Relacje z nimi są poukładane, choć trudno znaleźć czas na randez-vous tylko we dwoje.

– Chyba łatwiejsze jest wybranie samotnego ojca, gdy jest się matką z dzieckiem. Wtedy wzajemnie rozumiecie swoją sytuację – domyśla się.

A jednak przyznaje, że jej krótkotrwały romans z facetem z dzieckiem, to była najzdrowsza relacja, jaką do tej pory udało jej się zbudować.

– To czy mężczyzna ma takie zdjęcie w aplikacji, nie sprawia, że jestem na niego bardziej skuszona. W interakcji z kimś chodzi o wiele więcej, niż tylko ocenienie fotek – mówi Kasia. A w przypadku relacji na jedną noc, to już zupełnie nie ma dla niej znaczenia.

Nie tędy droga
Andżelika zauważa, że wrzucanie zdjęć dzieci na Tindera jest szerszym problemem, niż publikacje czynione przez rodziców. Wielu mężczyzn umieszcza fotografie z dziećmi, pisząc, że to ich siostrzenica lub dziecko przyjaciela. Ma być to obrazowa deklaracja, że mężczyzna jest czuły i opiekuńczy. Andżeliki to nie przekonuje.

– Czasami paruję się z takimi osobami tylko po to, aby im napisać, że wrzucanie zdjęć dziecka w takim miejscu nie jest w porządku i niesie ze sobą zagrożenia. W części przykładów okazuje się, że przemawiała przez nich naiwność i nie mieli świadomości, że zdjęcie może zostać ściągnięte z Tindera i wykorzystane gdzie indziej – mówi Andżelika.

Dzieli facetów z aplikacji na dwie grupy. Jedną, która chce wykorzystać zdjęcia w klimacie " Zobacz, jaki jestem opiekuńczy, fajny i lubię dzieci" i drugą, dla której dzielenie się tym aspektem życia jest rzeczą naturalną, choć bywają nieświadomi łamania praw polityki prywatności w internecie.

– Nie tędy droga. Myślę, że większości kobiet te zdjęcia oznaczają, że ktoś jest nieodpowiedzialny, nie mogę być pewna jego intencji oraz czuję nacisk na poznanie dziecka. Choć czas na to powinien przyjść zdecydowanie później, gdy już się poznamy i ta relacja będzie miała szanse przetrwać – tłumaczy Andżelika.

Czy mama wie?
– Mnie zastanawia, czy ich matki wiedzą, że ich ojciec tak swobodnie szafuje zdjęciami i upublicznia wizerunek dzieci. Sama dbam o to, aby nie umieszczać zdjęć z widoczną twarzą i zawsze rozważam, czy publikacja tego zdjęcia w mediach społecznościowych nie wyrządzi im krzywdy – mówi Magda.

Nie byłybym zadowolona, gdyby nagle na Facebooku czy Tinderze zobaczyła zalew fotek własnych dzieci, opublikowanych przez jej byłego męża.

– Zupełnie mnie odrzucają profile mężczyzn ze zdjęciami dzieci. Ja nawet wolę, żeby miał dzieci, ale uważam, że nie powinien ich pokazywać – tłumaczy.

Zła strona sharentingu

Sharenting, czyli umieszczanie przez rodziców zdjęć pociech w internecie to zjawisko bardziej niż powszechne. Przeszło już od zachwytu nad publikowaniem fotek bobasów do wyśmiewania "bombelków", na których wizerunków ich rodzice mieliby podbijać swoje ego.

A jednak wielu rodziców i blogerów rozkręciło biznes i zdobyło popularność wspinając się po pieluchach swoich dzieci.

Należy jednak pamiętać, że były to świadome decyzje rodziców. Zwykły Kowalski, który po rozstaniu szuka nowej relacji, może nie wiedzieć, że jednorazowe umieszczenie słodkiej fotografii, to początek końca anonimowości jego dziecka.

Wizerunek dzieci raz wrzucony do sieci, nie znika wraz z usunięciem konta z aplikacji randkowej. Fotka zostanie przez serwer zarchiwizowana i jeszcze długi czas będzie można ją wyszukać w przeglądarce.

Zanim rodzic wrzuci zdjęcia pociech do jakiejkolwiek aplikacji, powinien przejrzeć jej regulamin i politykę prywatności. Niestety rzadko to robimy, raczej automatycznie zgadzamy się z podsuniętą nam pod nos umową.

A prywatność należy się nawet dzieciom, choć na pewnym etapie rozwoju nie są w stanie poprawnie wyartykułować rodzicom swoich praw.

Nie wszyscy internautowi twórcy śmiesznych kompilacji filmowych na YouTubie zdają sobie sprawę z kradzieży własności intelektualnej i prawa do wykorzystania wizerunku. Może się zdarzyć, że słodka fotka trafi do katalogu "żenujących kolesi z Tindera" lub na memy. A tego nie chciałby żaden rodzic dla siebie, ani swojego dziecka.