Goła żona na ekranie? Tak pojawiłam się na telekonferencji męża i czego mnie to nauczyło

Aneta Zabłocka
Kamerki do rozmów online to już nie tylko narzędzia pracy, ale pełnoprawni członkowie naszych rodzin. Którzy czasami widzą więcej, niż chcielibyśmy komukolwiek pokazać.
Praca zdalna. Jak telekonferencje niszczą życie rodzinne? Fot. YouTube
Pamiętacie Alfonso Merlosa? To hiszpański dziennikarz, który udzielając wywiadu online, zapomniał poinformować o rozmowie swoją kochankę. Nieświadoma niczego naga kobieta weszła w kadr i wydało się, że kolegów z pracy łączy coś więcej, niż nadgodziny przy skręcaniu materiałów wideo.
Z afery z kochanką podśmiewywała się cała wyizolowana Europa. Nigdy bym nie podejrzewała, że stanę się bohaterką podobnej akcji.

Informuj, że kamerka jest włączona

Ja tak mam, że po prysznicu kręcę się nago po domu i czekam, aż wchłoną się w skórę wszystkie mazidła.


Mój mąż mi co prawda powiedział, że ma "telko" ze wspólnikami, ale myślałam, że pogadają przez telefon, jak często im się zdarzało to robić.

Ano, i rozmowa miała być o 10 wieczorem, więc w ciągu dnia całkowicie wyleciało mi to z głowy. Mój mąż grał na komputerze, a ja poszłam się wykąpać, a po drodze rzuciłam, żeby sprzątnął ze stołu w salonie.

Wychodzę nasmarowana i błyszcząca, a tam brud. Mąż odwrócony tyłem do jadalnego coś tam grzebie w kompie. Wkurzyłam się i zaczęłam sprzątać. Wyniosłam wszystko do kuchni, wracam po ostatnie kubki i coś mnie tknęło, żeby zerknąć na ekran mężowskiego komputera.

A tam on - jeden wspólnik. I drugi on - drugi facet, którego nie znam. Leją, leją tak, że prawie płaczą.

Wyszłam z kadru, aby nie narzucać się swoją nagością i uciekłam do sypialni. Założyłam piżamę.

Do tej pory w firmie mojego męża po zakończonych telekonferencjach mówi się: "Koniec, możecie się ubrać".

Codzienni podglądacze

Badania pokazują, że firmy tracą 600 miliardów dolarów rocznie na tym, że pracownicy piją kawę i gadają z innymi w miejscu pracy. Pracownicy zdalni są od 35% do 40% bardziej produktywni niż ich odpowiednicy w biurze.
Po latach izolacji i pracy zdalnej już się przyzwyczailiśmy do tego, że rozmawiamy z gadającymi głowami przez internet. Na tyle nam to spowszedniało, że teraz już nikt nie krępuje się jeść, pić czy nawet szorować zębów w czasie rozmowy na Zoomie.

Wydaje mi się jednak, że nieświadomie przesunęliśmy jeszcze bardziej granicę ingerencji w nasze życie. Dajemy się już kontrolować Facebookowi, Netfliksowi i operatorom komórkowym. Daliśmy im większy dostęp do naszych umysłów, by uchronić je przed dewastacją, której dopuściła się wobec nich pandemia.

Już nie wystarczy, że miesza nam się porządek pomiędzy pracą, a życiem rodzinnym. Jesteśmy nieustannie podglądani we wszystkich jego aspektach.

Kontrahenci i współpracownicy widzą nas w codziennych oufitach, nasz bałagan, nasze relacje z rodziną. Nie ma gdzie się ukryć, bo nawet posprzątane biurko nie daje gwarancji, że pies nie zrobi kupy na dywanie w czasie ważnego spotkania.

Rodzina online

Jednak właśnie uzewnętrznienie wszystkich zależności rodzinnych martwi mnie najbardziej. Pokazujemy nasze żony, mężów, kochanków i dzieci.

Podajemy na tacy dane rodzinne i nie mamy nad tym kontroli. Już nie rozmawiamy jeden na jednego, ale firmowym i rodzinnym rozmowom przysłuchują się ludzie w nie niezaangażowani.

Wcześniej w niewielkim, ale jednak wymiarze mogliśmy kontrolować to, co udostępniamy w social mediach. Zdjęcia dzieci były starannie wybrane, oznaczenia związku czy gorszy humor nie bywały przedmiotem rozmów w firmie. Teraz wszyscy widzą twój grymas i to, że ryknąłeś na dzieci, choć zwykle tego nie robisz.

Po prostu stres, wystawienie na pomieszanie porządków i ciągły hałas w tle, wpłynęły na twoją przejściową reakcję.

Z tym że konferencja się skończy, a ty zostawiasz wrażenie o sobie jako drażliwego buca w kolegach.
Dom jest przestrzenią zamkniętą, bezpieczną, stworzoną przez nas i dla nas. Niekoniecznie zaprosilibyśmy do domu znajomych, gdy na kanapie leżałaby poskładana z prania bielizna. Ale na Zoomie? Kto będzie patrzył? Może nikt nie zauważy.

Czasem ktoś pytał mnie w czasie wideo rozmowy w jakim pokoju jestem, bo ostatnio rozmawiałam z innego. Albo czemu tak cicho, gdzie dzieci, gdzie mąż.

Akurat może miał focha i ze sobą nie gadaliśmy. Nie chciałabym jednak, aby było to przedmiotem rozmów online z kolegami.

Nasze życia stały się publiczne jak nigdy wcześniej. Dzisiaj wszyscy jesteśmy Alexiami Rivas, kochankami Alfonso Merlosa, które podejrzał w intymnej sytuacji cały świat.

Tylko że zostaliśmy zamknięci w klatce z jednym oknem, przez które możemy patrzeć. A i świat patrzy na nas tylko przez tą szparę.