- Jedna szkoła, w której uczę, wysłała mi laptopa. Druga - komputer stacjonarny z ekranem dotykowym. W jednej muszę korzystać z Zooma, w drugiej lekcje odbywają się przy pomocy platformy Microsoft Teams - wyjaśnia mi Anna, nauczycielka w jednej z warszawskich szkół.
Dobrym nauczycielem człowiek nie staje się od razu. Nauczenie samego siebie, jak prowadzić lekcje, jak podchodzić do uczniów to lata zbierania doświadczenia.
Trzeba nauczyć się rozpoznawać różne typy uczniów i próbować wykorzystać ich umiejętności i predyspozycje w taki sposób, aby lekcje coś im dały.
Nauczyciel musi być w strefie komfortu
Anna jest nauczycielką od ponad 15 lat. Ma swoje przyzwyczajenia, odnośnie do tego, jak uczy. Może nie jest najbardziej wyluzowaną nauczycielką na świecie, ale dzieciaki ją uwielbiają.
Wiedzą, że chociaż czasami może im być trudno to ostatecznie mogą tylko zyskać.
- Trudno jest przestawić się na ten nowy sposób - przyznaje Anna. Pierwszy raz z aplikacji Zoom, pozwalającej na wideokonferencje, musiała skorzystać półtora tygodnia temu.
Wtedy dawała korepetycje jednej ze swoich uczennic i fakt, że było to spotkanie jeden na jeden, nie utrudnił jej komunikacji. Schody zaczęły się, gdy musiała spróbować nauczać całą klasę nastolatków.
- Lubię korzystać z nowych technologii, ale nie jest łatwo przenieść się z tradycyjnej klasy do jej wirtualnej wersji bez wcześniejszego doświadczenia - mówi. - Największym problemem jest ogarnięcie oprogramowania, w taki sposób, aby wykorzystać w pełni jego potencjał.
- Gdy uczysz dzieci, musisz być w swojej strefie komfortu - dodaje Anna. - Aby przekazać wiedzę, dzieciaki muszą mieć poczucie, że wiesz, co robisz.
Na razie daje sobie radę. Uczniowie darzą ją szacunkiem, więc jeśli zawiesza się na jakimś technicznym problemie, może liczyć na ich wsparcie. Nie każdy nauczyciel ma taki komfort,.
Anna od zawsze starała się rozwijać swój warsztat i chociaż nie czuje się pewnie w nowej sytuacji, ma świadomość, że ta może ona pozytywnie wpłynąć na jej przyszłe nauczanie.
Widzę, kto gra, zamiast się uczyć
- Korzystam z Discorda - wyjaśnia mi Michał. - Nie lubię za to aplikacji opartych na przeglądarkach, jak Zoom, WebEx czy Collaborate Ultra. Michał jest młodym nauczycielem, ma 30 lat, więc technologia nie jest dla niego czarną magią. Zdarzało się już wcześniej, że przygotowywał zajęcia w sieci.
- Współczuje niektórym nauczycielom - przyznaje Michał. Według niego w Polsce przez lata zaniedbywano tego typu nowoczesny sposób nauczania.
- Fakt, że używam Discorda, programu, który zna każdy, kto gra w gry, jest o tyle zabawny, że dzięki niemu wiem dokładnie, kiedy uczniowie grają w gry, zamiast robić to, co im zleciłem - śmieje się Michał.
Discord jest wykorzystywany jako komunikator dla graczy, dlatego często obok ikonki użytkownika wyświetlana jest informacja, w jakiej grze aktualnie się znajduje. - Dzięki temu wiem dokładnie, kto i ile czasu gra w "Fortnite'a".
I Anna, i Michał uważają, że dużo zarzutów, które w obecnej sytuacji padają pod kątem nauczycieli, jest całkowicie bezzasadnych. - Dla nas to też jest nowa sytuacja - przyznaje Michał. - Nawet dla niektórych dzieciaków problemem jest to, aby poważnie podchodzić do lekcji zdalnych.
- Od niepamiętnych czasów rodzice gadają o tym, że komputery to strata czasu, a dzieci powinny wyjść na dwór - dodaje. - To jest zakodowane w umysłach i naprawdę utrudnia wymuszenie na dzieciach, by się skupiły podczas nauki przed komputerem.
Youtube, gry, zabawa z psem
Tak jak w przypadku homeoffice, nauka w domu dla osoby, która nie jest do tego przyzwyczajona, to koszmar.
Gdy jesteśmy programowani do tego, aby postrzegać lekcję jako coś, co dzieje się w klasie, w ławkach, młodemu człowiekowi może być trudno, aby nagle przestawić się na fakt, że siedzi sam w swoim pokoju i musi wykonywać polecenia, które przychodzą do niego mailem czy przez wideorozmowę.
- Uważam, że mając czas, każdy z nas by się do tego przyzwyczaił. - mówi Anna. - Ale niektórzy rodzice zachowują się tak, jakbyśmy nie chcieli uczyć ich dzieci na złość. A my po prostu sami dopiero uczymy się, jak korzystać z tego sprzętu.
Anna dodaje, że dzieci też mają problem ze skupieniem. W czasie lekcji zdalnej oglądają filmiki na Youtubie, bawią się ze swoimi zwierzakami, czasami młodsze rodzeństwo próbuje im przeszkadzać w nauce.
Oboje mają nadzieję, że szkoły nie zrezygnują z wykorzystywania narzędzi online'owych do nauczania po zakończeniu kwarantanny.
- Nauka online to przyszłość, daje choćby możliwość uczestniczenia w zajęciach w zagranicznych szkołach czy podejmowania tematów niedostępnych w naszym kraju - podkreśla Michał.
- Najwyższy czas, abyśmy zaczęli traktować ten temat poważnie. Przespaliśmy w Polsce ostatnie półtorej dekady i teraz, podczas pandemii, przeżywamy szok kulturowy. A nie powinniśmy. - kończy.
Reklama.
Anna spędziła poprzednią niedzielę, ucząc się obsługi Zooma. Pomagał jej szkolny informatyk, ale w poniedziałek rano obudziła się ze świadomością, że nie pamięta połowy rzeczy, które jej objaśniał.
Korzystanie z komputerów to wciąż rzadki widok na lekcjach, co powoduje, że uczniowie mają trudności, aby współpracować z nauczycielem w trakcie zdalnego nauczania.
- To wszystko jest następstwo tego, że w XXI wieku w Polsce nikt nie pomyślał, aby uczyć dzieciaki, w jaki sposób można wykorzystać internet do nauki - mówi Michał.