Gumy papierosy i inne. Dziwne zabawki naszego dzieciństwa, których teraz żaden rodzic nie da dziecku

Aneta Zabłocka
Gumy papierosy, pistolety na kapiszony i kauczukowe kule, którymi okładaliśmy się po nogach. Dorastanie w latach 90-tych wiązało się z dużo swobodą i bólem. Dawało też masę dobrej zabawy. Mimo wszystko tych zabawek nikt by już nie sprzedał kilkulatkom.
Zabawki z lat 90-tych. Teraz żaden rodzic ich nie kupi Fot. Pixabay
To były czasy! Ciągle tęsknimy za latami 90-tymi, a hasło "kiedyś było lepiej" powtarzana jest jak mantra przez dzisiejszych 30-latków. Prawda jednak może okazać się okrutna, jak zabawki naszego dzieciństwa, które strzelały, truły i sprawiały ból. A jednak mimo wszystko ból satysfakcji spełnionego dzieciństwa.

Gumy do żucia w kształcie papierosów

Bardziej pożądane niż guma kulka czy Turbo. Z takim "fajkiem" dostawało się na podwórku +10 do szacunku grupy. Kosztowały oczywiście kilkadziesiąt groszy.


Nikogo nie gorszyło, że kilkulatki kupują takie gumy. Zwykle stały dumnie na przedzie lady sklepowej i kusiły dzieci. Trzeba było udawać, że się pali, zanim można było obedrzeć je z papierka i posmakować ich równie papierowego smaku.

Petardy

Do tej pory panicznie boję się wybuchów petard i fajerwerków, ale w czasach mojego dzieciństwa, żaden festyn nie mógł się obyć bez stoiska z petardami.

Zwykle gęsto obstawiony chłopakami sklepik miał w ofercie szeroki wybór gadżetów do strzelania. Od małych petard na sznurku, tzw. karabinków, po spore bomby, które potrafiły dobrze huknąć. Jakimś cudem chłopcy nie mieli nigdy problemu ze zdobyciem zapalniczki czy zapałek. Nie mówiąc o tym, że w czasie zakupów nikt nie pytał ich o wiek.

Pociągi

Dobrze pamiętam, jak mój brat dostał pod choinkę jeżdżącą i "pipającą" lokomotywę. Do komina wlewało jej się olej, który podgrzewał się i parował. Komin był gorący jak cholera i nie można było go dotykać, więc oczywiście to robiliśmy.

Karabiny

Teksas powinien zazdrościć Polsce lat 90-tych. W każdym sklepie z zabawkami można było u nas kupić karabiny AK, rewolwery, klasyczne Glocki czy VIS-y. A kto słyszał o pozwoleniach?

Wchodził do salonu delikwent, kładł 10 złotych na ladę i mógł szczęściarz przebierać wśród klamek. Wszystkie te pistolety były starannie odlane, aby przypominały prawdziwą broń.

Prawdziwymi zwycięzcami byli ci, którzy mieli pistolet na kulki lub kapiszony.

Tazosy

Same w sobie tekturowo-plastikowe żetony nie były groźne. Znajdowaliśmy je w chipsach, strzelaliśmy nimi jak kapslami, graliśmy na korytarzach szkolnych.

Cenniejsze okazy kolekcjonowało się i traktowało z namaszczeniem godnego świętego obrazka. Co odważniejsi cięli okładki zeszytowe i oklejali tazosy rozgrzaną żelazkiem folią.

Trolle

Każdy chciał mieć trolla! Tylko wtedy skrzaty nie były tak urocze, jak teraz. To były pomarszczone mikrostarcy, którym ołówek wsadzało się w wiadomy otwór.

Riki-tiki/Tiki-taki

Dwie kauczukowe kule zawieszone na sznurkach, które się o siebie obijały. Zabawa przednia, dopóki były używane zgodnie z przeznaczeniem. Szybko jednak przeradzała się w okładanie się nawzajem kulami i sprawianiem bólu.

Oranżada w proszku

I hyc! Prosto do buzi. Musująca, kwaśna, pyszna i cholernie niezdrowa. Zastępowała wszystkie słodkie napoje. W teorii powinna być rozpuszczona w szklance wody, ale kto tam by rozpuszczał wibrujący kwas. W ustach to był odlot. Teraz raczej żaden rodzic nie kupi dziecku proszku o podejrzanym składzie, który maluch od razu będzie wsypywał sobie do buzi.

"Mały chemik"

Zestaw zabawkowy, który miał rozbudzać w dzieciach pragnienie kariery naukowej. Być może komuś się przydał w życiu. Mieszało się to i owo z dołączonych w pakiecie chemikaliów. O dziwo do zestawu dołączona była tez probówka z rtęcią, której opary są trujące.

A wy jakie jeszcze zabawki pamiętacie ze swojego dzieciństwa?