Mój mąż będzie grał cały weekend i wszystko podane na tacy. Jego koledzy muszą zbierać "wife pointy"

Aneta Zabłocka
– Zbiera "wife pointy", żeby grać na turnieju – powiedział mi mój mąż, gdy pytałam czy jego kolega też będzie brał udział w Mistrzostwach Szwecji w X-Wingu. – A co to takiego? Okazuje się, że dorośli mężczyźni mają tablice motywacyjne, na których ich żony naklejają im "gwiazdki" za staranne wykonywanie obowiązków domowych.
Żona nie pozwala mi grać. Co to są "wife pointy" i czemu musisz je zbierać? Fot. Mark Decline/Unsplash
On-line'owy turniej gry X-Winga to cały dzień grania. Jest 6 rund, a każda z nich trwa 75 minut. Mój mąż, który w tym roku jako jedyny Polak wszedł do TOP-ów szwedzkiej edycji, grał całą sobotę i kawałek niedzieli.


Nie odrywając się od komputera, latał gwiezdną flotą i rozwalał wrogie statki w kosmicznej rozgrywce. Nie zajmował się domem, obiadem, dziećmi. Wszystko miał podane na tacy.

W tę sobotę też szykujemy się na turniej, bo odbywa się The Battle of Alderaan: Galactic Championship Finale.
On nie zbiera "wife pointów", ale wielu jego kolegów już tak. I jest to zjawisko bardzo powszechne, choć dla niektórych może być zaskakujące, że trzeba podlizać się swojej partnerce, aby mieć trochę czasu dla siebie.

– Prawda jest taka, że kobiety często mają pretensje do swoich partnerów, że zajmują się graniem, a nie pracą w domu albo spędzaniem czasu z nimi – mówi Paweł, również gracz X-winga.
A przecież trzeba zachować zdrowy umiar i poświęcić też czas sobie. – Wilk syty i owca cała – śmieje się Paweł.

W czasie pandemii turnieje gier figurkowych przeszły na platformy takie jak Table Top Simulator lub Vassal. Oznacza to, że zamiast gromadzić się w salach sklepów z grami, uczestnicy siedzą przez komputerami. A ten widok kole w oczy ich partnerki.

Co to są "wife pointy"?

– To taka zapłata za rozwijanie hobby – mówi mi Paweł. – Nie za granie ogólnie, ale awansowanie w lidze. Aby się rozwijać, trzeba brać udział w turniejach i więcej grać. A to zajmuje czas. Aby "żony" nie marudziły, że nic nie robimy w domu, tylko siedzimy przed komputerami, wykonujemy prace dodatkowe – tłumaczy.

Jakie? – Pranie? – pyta mnie Paweł. – Każde tak naprawdę. Czasem rzeczywiście jest to coś ekstra jak naprawa kranu.

Niektórzy gracze razem z żonami rozpisali grafik zajęć, za które punktują. Im więcej uzbierają "gwiazdek" za sprzątanie i wynoszenie śmieci, tym większe szanse mają na wyjazd na dwudniowy turniej do innego miasta.


"Wife pointy" zbierano także przed pandemią. Wyjazd na kilkudniowy turniej to koszty, czas i morze alkoholu. A to ma swoją cenę. Zwykle gracze lądują w tanich hostelach. Punkty od żony zbierano na okazjonalne granie, koronawirus rozpowszechnił to zjawisko, bo gracze mają więcej rozgrywek, zwiększyła się ilość lig, w których mogą grać, a do tego zawsze ktoś wrzuci zapytanie "Kto ustawi stolik?".

Paweł uważa, że nie ma nic seksistowskiego w tym, że trzeba kobietę ułagodzić, aby się na coś zgodziła. Ani w tym, że facet musi zapracować na możliwość zajęcia się swoją pasją.

– To trochę zabawa. Choć bywają partnerki, którym rzeczywiście nie w smak całodzienne granie i potrafią wykluczyć dobrego gracza z turnieju za brak zaangażowania w domu – mówi.

Czemu kobiety denerwuje granie?

Czemu partnerki graczy narzekają na czas spędzony przy konsoli czy przy komputerze, ale jedynym, co mogą zaproponować, jest wspólne siedzenie przed telewizorem, które też jest marnotrawstwem czasu?

Moi rozmówcy uważają, że poświęcanie się rozrywkom dla samego siebie w oddzielnych zajęciach dla każdego małżonka, może przynieść tylko korzyści.

– Kobiety chcą spędzać czas razem, czyli właśnie siedzieć na kanapie. Nie muszę być fizycznie na obok niej, aby "czuć się" razem. Rozumiesz, o co mi chodzi? – pyta Paweł. – Mogę spędzić czas z moimi kolegami online, a jednocześnie cieszyć się tym, że ona robi coś dla siebie, a potem wymieniamy się doświadczeniami. I wystarczy – tłumaczy.
Fot. JoeMonster
Czym innym jest praca w domu. Z uwagi na to, że w czasie turniejów czy większych rozgrywek obowiązki domowe spadają całkowicie na kobietę, mężczyźni czują, że muszą "odkupić" ten czas własnym zaangażowaniem.

To właśnie dodatkowe sprzątanie czy opieka nad dziećmi. Bardzo często kobiety po prostu wychodzą na babski wieczór lub gdzieś, aby spędzić czas same, a partner w tym czasie zajmuje się dziećmi. To taka wymiana jeden do jednego. Ty grasz, ja też mam czas dla siebie.

Tym bardziej "wife pointy" wydają się potrzebne. Tylko nadal jest tu jakiś zgrzyt, że faceci muszą "zarobić", aby zyskać w oczach partnerki i móc poświęcić się swojej pasji, bo inaczej foch?

Kolega mojego męża nie wziął w końcu udziału w turnieju.