Mam 31 lat, w gry gram od dwudziestu pięciu. Każdej mojej partnerce musiałem tłumaczyć, dlaczego gry wideo nie są głupią rozrywką służącą jedynie do zabicia czasu. To taka sama forma sztuki jak książki czy kino. Za każdym razem miałem wrażenie, że to jak rzucanie grochem o ścianę. Kiedy kobiety wreszcie to zrozumieją?
Z powodu kwarantanny, jak wszyscy, pracuję w domu. Jednak jeśli mam być szczery, mniej więcej co godzinę albo dwie wstaję od komputera i siadam przed konsolą, aby odpalić "Call of Duty: Warzone".
Wydana dwa tygodnie temu gra, dostępna na wszystkich platformach, zebrała już ponad 30 milionów graczy na całym świecie, którzy regularnie walczą ze sobą.
“Call Of Duty” to idealny przykład dla osób, które nie szanują gier wideo. Po pierwsze to strzelanina i "bezsensowne" bieganie po wielkiej mapie, a do tego tej gry nie da się zastopować, bo to rozgrywka online. Co jeszcze trzeba komuś, kto nie lubi gier, by wytykać bezsensowność takiego spędzania czasu?
Ponadto “CoD” w darmowej wersji nie oferuje graczom żadnej historii, która mogłaby zainteresować osobę, która nie gra, a jedynie przygląda się rozgrywce z poziomu kanapy.
Mógłbym z łatwością wyjaśnić, dlaczego gry komputerowe to forma sztuki. Wystarczy wspomnieć grę "Braid", platformówkę, która pokazuje historię rozpadu związku, jej twórca w ten sposób starał się pogodzić z utratą ukochanej.
Mogę napisać o "That Dragon, Cancer" przepięknej, choć smutnej grze stworzonej przez małżeństwo pokazującej, z czym musiało walczyć ich dziecko, u którego wykryto nowotwór.
Siedem lat po śmierci ich syna, gra trafiła do sklepów i w niewyobrażalny wcześniej sposób pokazała, jak wygląda walka z nieuleczalną chorobą.
Łatwo jest więc bronić gier, gdy wybieramy te, które poruszają. Jednak im częściej o tym myślę, tym bardziej irytuje mnie takie podchodzenie do sprawy.
W ten sposób jedynie potwierdzamy, że niektóre gry nie zasługują na uznanie. Że część z nich to tania rozrywka niewarta uwagi, że to strata czasu. A to nieprawda.
Gry czy sztuka?
Przez ostatnie 10 lat zajmuję się pisaniem recenzji gier wideo. Nie powstrzymywało to np. matki moich dzieci przed mówieniem, żebym przestał grać w grę, która mam zrecenzować, bo to strata mojego czasu.
Wiedziała, że moja praca polega na graniu w gry i że za to mi płacą. Mimo to irytowało ją, że spędzam czas przy konsoli.
Co ciekawe, takie uwagi nie padały, gdy grałem w gry, które na przykład opowiadały historię dziecka szukającego swoich rodziców. Słyszałem je za to gdy na ekranie widać było wybuch za wybuchem, a krew lała się strugami.
Gdy Roger Ebert, słynny amerykański krytyk filmowy, napisał, że gry wideo nigdy nie będą sztuką, spotkał się z falą protestów.
Jego słowa uważano jednak nie za narzekania starszego człowieka, ale za atak na coś, czego on sam nigdy nie poznał.
W kolejnych latach Ebert, chociaż wciąż podkreślał, że granie w gry go nie interesuje, przyznawał, że tamte słowa były błędem. Dodawał też, że choć obecnie nie uważa gier za sztukę, jest przekonany, że w gry mogą się w końcu nią stać.
Jego logika opierała się na tym, że w przeciwieństwie do filmów czy malarstwa, w grach zawsze opieramy się na ustalonych z góry zasadach.
Każda gra polega bowiem na tym, że gracz ma wygrać, podczas gdy sztuka w innych formach zakłada wyłącznie jej przeżywanie.
Gry wideo: przyszłość rozrywki
Sztuka zmienia się w ostatnich latach, staje się coraz bardziej interaktywna. Możemy ją już nie tylko podziwiać, ale także bawić się nią.
W muzeach i galeriach artyści regularnie zmieniają zasady tego, jak powinniśmy postrzegać sztukę.
Technologia często przejmuje kontrolę nad tym, co widzimy na wystawie czy w galerii. Dlaczego więc ta sama technologia, wykorzystywana przez firmy tworzące gry, nie może być postrzegana w ten sam sposób?
Specjalnie przywołałem tu Rogera Eberta, ponieważ był on jednym z pierwszych znanych krytyków filmowych, który oceniał filmy przez pryzmat tego, czym są.
Umiał docenić zarówno arthouse’owy film nakręcony przez undergroundowego twórcę, jak i hollywoodzką produkcję.
Ebert nie stawiał znaku równości takimi filmami, uważał, że każda forma ekspresji zasługuje na ocenę według tego, jaki zamysł mieli twórcy danej produkcji.
Jeśli film miał być prostą komedią i w swojej stylistyce był wyjątkowy, Ebert doceniał go, w przeciwieństwie do wielu krytyków, którzy woleli dzielić kino jedynie na "dobre" i "słabe".
Dlaczego więc nie możemy w podobny sposób patrzeć na gry wideo? Dlaczego rozmawiając o sztuce, musimy się skupiać wyłącznie na "mądrych" tytułach i wyśmiewać przedstawicieli innych gatunków?
Komedie Szekspira pełne są żartów o cyckach. Czy to oznacza, że nie powinniśmy uważać ich za ważne dzieła?
Gry to rozrywka, tak jak filmy Marvela
W “Call of Duty: Warzone” 50 trzyosobowych zespołów ma zadanie wygrać bitwę w trybie "Battle Royale".
Ludzie z całego świata komunikują się ze sobą w czasie rozgrywki, tworzą strategie i planują zwycięstwo.
W trakcie rozgrywki odczuwają radość, złość, czasami mają wręcz ochotę wyrzucić komputer przez okno.
Czy można oczekiwać czegoś więcej od sztuki niż pobudzania w nas tego, co ludzkie? W czym lepszy jest serial "Przyjaciele", którym wszyscy się teraz tak ekscytują?
Sztuka nie zawsze musi być doświadczeniem, które cię zmieni. Może być czymś, co po prostu pobudzi twoje zmysły, a także pozwoli bardziej poczuć się człowiekiem.
Gry wideo to rozrywka tak jak filmy Marvela. Pozwala odciąć się od świata i zapomnieć na trochę o codziennych problemach. Postarajmy się to zrozumieć. Rozrywka, wbrew temu, co twierdzi ostatnio Martin Scorsese, nie jest niczym złym.
Nie ma znaczenia, czy spędzę najbliższą godzinę na strzelaniu do graczy z całego świata, czy też obejrzę kolejny serial.
Wybieram więc tę pierwszą opcję, oddaję tekst naczelnemu, a potem odpalam grę, bo chcę na chwilę zapomnieć o koronawirusie.