To nie jest kupa twojego psa? Nie dbam o to! Posprzątaj, zanim moje dzieci ulepią z niej bałwana

Aneta Zabłocka
"Uważaj!", "omiń!", "znowu kupa!". Zamiast okrzyków radości i frajdy z jazdy na sankach, mój weekend zdominowały ostrzeżenia przed psimi odchodami. W takich chwilach otwiera mi się nóż w kieszeni.
Właściciele psów nie sprzątają po swoich zwierzakach. Oto apel do psiarzy Fot. Pauline Berfeld/Pexels
Nie jestem psiarą. W ogóle nie jestem "zwierzęciarą". Ale umiem się zachować, gdy ktoś ma w domu pupila albo bardzo pragnie zabrać czworonożnego przyjaciela ze mną na spotkanie.

Od czasu do czasu wytrzymam obraz pupila załatwiającego się na chodniku i mojego kumpla, który ową niecierpiącą zwłoki potrzebę schowa do reklamówki. Ba, bywały chwile, że wyprowadzałam psy moim znajomym, którzy wyjechali na weekend.


Jednak każdy ma swoje granice, a moje zostały przekroczone w walentynkowy weekend! Kupa na kupie kupą pogania. Nie byłam w stanie przejść metra, aby nie uświadczyć odchodów albo psiego moczu. Wiadomo, że siku się nie da, ale cholerną kupę można, a nawet trzeba sprzątnąć. Kilka tygodni temu Alicja Cembrowska napisała o tym, że wkurzają ją dziecięce pupy wystawiane na podziw przechodniów. Rodzice wysadzają dzieci w czasie wycieczek na świeżym powietrzu, nie bacząc na wrażenia innych uczestników spacerów, ani nie przejmując się pozostawionym "żółtym śniegiem".

Wtedy się z nią zgodziłam. Rzeczywiście spacer można zaplanować tak, aby przed wyjściem "wysikać dziecko". Poza tym nikt nie każe wyjeżdżać, szczególnie w czasie pandemii, 30 kilometrów od domu. Na sanki można iść na górkę na osiedlu albo pochodzić "w koło Macieju" koło bloku. Dzieci mają oddychać zimnym powietrzem i nabierać odporności, a nie oznaczać się na Insta w gorących miejscówkach.

Tak samo można wziąć z domu torebki, aby sprzątnąć pozostałości po trawieniu przez własnego psa.

Nie śmieszą mnie memy o tym, że psiarze czasami trafiają na stare zimne kupy innych psów, gdy chcą sprzątnąć odchody własnego psa. To tylko oznacza, że są świadomi problemu i nic z nim nie robią, a coroczny odświeżany obrazek o tym, że na wiosnę chodniki pełne są "psiebisniegów", czyli niesprzątniętych kup, wywołuje we mnie frustrację.
Przez dwa dni spacerowania z sankami robiłam slalom, by ominąć wszystkie "miny". Mam plastikowe sanki z płaskim dnem, więc musiałam się sporo napracować.

Omijałam ja, potem omijały sanki, następnie omijał mój mąż, a na końcu najstarszy syn.

Zanim napiszecie "to się wyprowadź z miasta" albo "sama sprzątnij", odpowiem: po to właśnie mieszkam w mieście i nie posiadam zwierząt, aby tego gówna nie widzieć.

"A bo czasem nie wiem, czy mój pies zrobił już kupę i nie mogę jej znaleźć", ale pewnie znalazłeś po drodze sporo innych. Zimnych, bezzapachowych, należących do bractwa "miłośników psów". Sprzątnij i ją. Społeczeństwo ci podziękuje.
Fot. Andrzej Raczkowski
Proponuję taką zabawę wizualną. Wyobraź sobie, że wszyscy młodzi rodzice, a przynajmniej znacząca część z nich, zamiast wyrzucać pełne pieluchy swoich dzieci do kosza, wytrząsa ich zawartość na osiedlowy chodnik.

Przyjemnie?

Na pewno, szczególnie gdy twój pies przyniesie resztki kupci starannie wtarte w owłosione łapki.

Żyj i pozwól żyć innym. Albo jak radzi Ojcowska strona mocy "w salonie sobie nasraj".