"Z głupich rzeczy ta wydaje mi się najgłupsza...". Robert Górski o TikToku i zapuszczaniu brody

Aneta Zabłocka
Prezes, na jakiego nie zasłużyliśmy i kabareciarz, na jakiego czekaliśmy. Robert Górski to nie tylko śmieszny pan z telewizji. To estradowy papierek lakmusowy tego, co się dzieje w kraju. W dad:Hero opowiada o tym, jak wciąż przypomina mu się, że się starzeje, że jego nastoletni syn zapuścił brodę oraz zdradza, czy dostał influencerski wózek za zdjęcia z córką na Insta.
Robert Górski - kabareciarz, gwiazda, ojciec Fot. Materiał partnera
Nie ma polskiego kabaretu bez Roberta Górskiego. Pewnie w tym momencie powiedziałby, że przesadzam, ale mam rację. Kabaret Moralnego Niepokoju, który stworzył ze znajomymi ze studiów, zyskał status kultowego. A ich "Historia Polski..." i "Historia Literatury..." nauczyły polskich licealistów więcej niż zdalne lekcje.


Sam Robert to zaskakująco normalny człowiek. Jest ojcem, mężem i w dodatku czyta książki. Nie byle jakie, bo historyczne.
Czytaj także: "Niestety, kocham czuć się wyjątkowo”. Miuosh o nowej płycie, starych raperach i spacerach z wózkiem
Rozmawiamy o nowych mediach i modzie na brody, a mimo to, jak wyrzut sumienia, przypominam mu, że zbliża się do 50-tki.

Łapię go tuż przed wyjazdem na wakacje.

Robert Górski: Teraz to nie takie proste jak kiedyś. Masa dokumentacji i zawsze można wypełnić coś źle. Skorzystałem właśnie z tej możliwości. W hiszpańskojęzycznym formularzu napisałem, że jesteśmy na stale mieszkańcami Las Palmas. A mieszkamy na zwykłym Żoliborzu.

Aneta Zabłocka: To też teraz gorąca miejscówka.

Tak, ale to inny rodzaj ciepła (śmiech).

Pytałam trochę o pana różnych ludzi z branży. Jaki pan jest i czy od razu trzeba zacząć rozmowę żartem. Ale okazuje się, że jest pan zupełnie normalny. Być może małe dziecko w domu zakończyło śmieszkowanie?

Jestem w normie. Jak poznaliśmy się z żoną, to pierwszym moim pytaniem do niej było czy jest normalna. Normalność to w tych czasach duża zaleta. A ona zgodnie z prawdą, jak się potem okazało, odpowiedziała, że tak.

A czy uważa się pan za ojca geriatrycznego? Drugie dziecko po 40-tce...

No skąd! Takie straszne słowo.

Nie uważam się za młodzieniaszka, ale też nie za starca. Gdyby mnie Niemcy gonili i kazali wybierać, to powiedziałbym "młody!". Mimo że w tym roku będę miał 50 lat. W czasie wywiadów ciągle mi ktoś o tym przypomina! Bagatelizowałem to, zrzucałem z kalendarza, ale najwidoczniej nie da się przed tym uciec.

Ojcem jestem od 2. i 16. lat. Według niektórych już to pierwsze dziecko było dość późno. Między moimi dziećmi jest różnica 14 lat. Nie jest to dla mnie nic niezwykłego, gdyż taka jest różnica między mną a moją siostrą, a także mną i moją żoną.

To jest ewidentnie ulubiona liczba.

No właśnie, dwie siódemki dobrze wróżą.

Mam pracę poważnie niepoważną. A poza tym kabaret jest przedłużeniem moich studiów i ja ciągle obracam się w kręgu moich studenckich kolegów. A oni się nie zmieniają. Czy mają 20, czy 40 lat.

Dziecko też odmładza. Nic mnie nie boli! A w pewnym wieku jest to miarą sukcesu.
Zostawiłem używki, papierosy, pożyję dłużej i więcej się nim nacieszę. Przy dziecku człowiek porządnieje i nie zastanawia się nad bzdurami, ale jak urządzić dziecku dzieciństwo.
Został pan influencerem. Po narodzinach Maliny Instagram wystrzelił. Dostał pan wyprawkę promocyjną od producenta wózków?

Nie jestem typowym instagramerem, bo nie promuje niczego i nie żądam rabatów. Oprócz tego, że odmłodziła mnie córka, to oczywiście odmłodziła mnie żona, która pływa wszystkimi możliwymi stylami w mediach społecznościowych. Podszkoliłem się ich trochę przy niej. Do tej pory raczej unikałem social mediów, bo wydawało mi się, że to strata czasu. Muszę jednak przyznać, że korzystając z nich z kimś, przyjemniej się ten czas traci.

Od czasu do czasu coś wrzucę i Monika mi podpowiada co nacisnąć, żeby się nie skasowało. Sprawia mi to przyjemność, zwłaszcza w czasie pandemii.

Poznaję nowe technologie, bo czasem, gdy ludzie się starzeją, chwalą czasy, w których się wychowali i nic innego ich nie interesuje. Nie szukają niczego nowego, nie rozumieją, boją się. Młodsi nie mają prawa zrobić nic lepszego niż oni. Trudno się wtedy przekonać do młodej literatury, filmu, bo wszystko dobre już było. Ja tak nie uważam. To podtrzymuje ogień w człowieku. To przekonanie, że poza płotem naszego gospodarstwa też mogą być fajne rzeczy.

Instagram odhaczony. Tik Tok...?

No dobrze, z głupich rzeczy Tik Tok wydaje mi się najgłupszą. To jest jednak dla skrajnie młodych ludzi. Tak samo nie interesuje mnie z mojej dziedziny stand up, nie mogę się przekonać i już. A może po prostu do tej formy, jaką prezentują polscy wykonawcy. To na pewno są jacyś błyskotliwi ludzie, ale stand up wyobrażam sobie jako zbiór mało wybrednych dowcipów. Ale wszystko ma swoją widownię, więc niech sobie będzie.

Jak byłem młody, to też wiele rzeczy mi się nie podobało. To nie są narzekania starego człowieka...

A może jest to trochę chwalenie się łatką, że aktorska wersja kabaretu jest lepsza?

Czytam dużo książek o wojnie i nie uważam, że kiedyś było lepiej.

Duża rozbieżność pomiędzy kabaretem a II wojną światową.

Mam przed sobą bardzo grubą książkę "I rozpętało się piekło", i widzę pewien rodzaj postępu. Trauma zbiorowa może uczyć pewnych rzeczy. Czasem tylko o tym zapominamy i kabaret może nam o tym przypomnieć.

Był sobie Mariusz w waszym kabarecie, który odgrywał nastolatka. Być może gagi z nim bazowały na pana doświadczeniach ze starszym synem. Czy teraz Mariusz nagle przeobrazi się w niemowlaka?

Mam kłopot z kolegami, bo dopadła ich mania - wszyscy zapuszczają brody. Ja jeden golutki zostałem. Osobiście uważam, że broda postarza, kłuje i źle wygląda, jak się zaczepi o nią jajecznicę. Ale moi koledzy pozostają głusi na te argumenty. Tym sposobem mój kabaretowy nastoletni syn ma brodę.

Nie raz mówiłem Rafałowi "weź to zgól", a on, że nie, bo jak nie ma brody, to widzi u siebie czerwone policzki jak u wiejskiego dziecka. Muszę udawać, że to mój nastoletni syn z brodą, który wcale nie ma 40 lat.

Temat dzieci pojawia się często w naszym kabarecie, bo ludzi to interesuje. Lubią o tym mówić.

Pan też?

Z matkami, które niedawno urodziły nie bardzo. Ciągle wymyślają jakieś choroby w tych dzieciach. To jak z facetami, którzy całe życie wspominają, jak to było w wojsku. A przypominam, że było się tam dwa lata. Opowieści wystarcza na osiemdziesiąt.

Widziałem, co dzieje się na zebraniach w szkole i bywa, że kobiety nie mają swojego życia. Żyją życiem dzieci i szkoda mi tych nauczycieli, bo one co chwila dzwonią domagając się lepszych stopni. Z tego powodu też nigdy nie chciałem być nauczycielem, chociaż kończyłem filologię polską. Poszedłem tam z zamierzeniem, aby nigdy nie uczyć dzieci.

Może łatwiej byłoby teraz być nauczycielem, skoro nauka odbywa się zdalnie i nikt nie zakłada kosza na głowę?

No właśnie bałem się, że nie będę cieszył się estymą wśród dzieci. Będę dla nich zwyczajnie za dobry, lepiej tego nie sprawdzać.

Zająłem się kabaretem, któremu jestem wierny do dziś. Bardzo mi się to zajęcie podoba, a zwłaszcza występowanie przed dziećmi. Szczególnie jak nic nie rozumieją, a i tak się śmieją z pierwszego rzędu.